Z dużej chmury mały anioł (Anna Kańtoch, „Tajemnica Diabelskiego Kręgu”)

Tajemnica Diabelskiego KręguNiedługo po zakończeniu wojny, gdy Nina miała osiem lat, na jej wrocławskim podwórku wylądował anioł. Piękny był i jak najbardziej anielski. I okazało się, że nie sam. W Polsce, którą coraz silniej dławili komuniści, nastąpił istny anielski desant.

Anioły w konspiracji

Wysłannicy niebios byli przez wiernych starannie ukrywani w zaufanych domach, bo polowali na nich ubecy w ramach walki z wiarą i Kościołem. Znajdowano nawet ciała pomordowanych aniołów. Pytanie, czy anioła można tak po prostu zatłuc albo zastrzelić, jakoś nie przebijało się do świadomości ogółu, który traktował anioły jak wyrocznie, doradców i źródła błogosławieństw. A na audiencję u skrzydlatego wcale nie było się łatwo dostać. Dlatego gdy anioł polecił trzynastoletniej Ninie wyjechać do klasztoru w Markotach, ani dziewczynce, ani jej rodzicom nie przyszło nawet do głowy, żeby się sprzeciwić.

Dziwna kolonia

Podróż koleją, chociaż bardzo długa, nie zapowiadała się nadzwyczajnie. A jednak Ninę szybko zaczął prześladować pech (a może jakaś inna siła sprawcza?). W pociągu poznała Sławka, który przypadkiem zmierzał do tego samego miasteczka, i nagle obojgu uciekł jeden pociąg, wywołali zamieszanie w kolejnym i ostatecznie dziewczynka dotarła do Markotów sama i jako ostatnia. Tam poznała swoje koleżanki i kolegów oraz dziwnie nijaką wychowawczynię i rodzeństwo zajmujące się obsługą tej dziwnej kolonii. A może należałoby powiedzieć „zgrupowania”? Bo okazało się, że dzieciaki nie znalazły się w tym miejscu przypadkowo…

Groza czai się wszędzie

Anna Kańtoch świetnie sobie radzi z budowaniem intrygującego nastroju, z powolnym dawkowaniem napięcia i grozy. Nie inaczej jest w „Tajemnicy Diabelskiego Kręgu”. Już pierwsza scena – lądowania anioła na zaśnieżonym podwórku – każe myśleć o tym, jak autorka ten motyw rozwinie: czy faktycznie w Polsce wylądowały anioły, czy może była to masowa halucynacja albo wroga prowokacja? Dalej też wyobraźnia nie przestaje pracować: Co łączy dzieci zebrane w Markotach, po co je zebrano i czemu „kolonia” nie budzi zainteresowania władz i mieszkańców okolicy? Co czai się w klasztornym ogrodzie? Kto jest uwięziony w piwnicy? Kim była tajemnicza malarka i co pokazują jej dziwaczne obrazy? Mroczny klimat gęstnieje z każdą stroną, mnożą się zaskakujące i niewyjaśnione epizody, które – to przeczuwamy bezbłędnie – muszą doprowadzić do jakiejś finałowej apokalipsy. Nie znamy jej charakteru, ale powinno to być jednak coś Wielkiego.

Problem z Wielkim

No i właśnie z tym Wielkim jest problem. Być może jestem osamotniony w tym odczuciu, ale w chwili gdy wszystko zaczęło się klarować i wraz z bohaterami poznałem charakter nadprzyrodzonych zjawisk, zaliczyłem klasyczny facepalm. Anna Kańtoch zrobiła to samo, czym zepsuła mi zachwyt „Czarnym”: zniweczyła znakomicie zbudowany klimat wyjaśnieniem tak nieprzystającym do tego, co stworzyła, że poczułem wręcz niesmak (może pewne kwestie powinny po prostu zostać niedopowiedziane?). W „Czarnym”, szczęśliwie, miałem zmarnowane tylko parę ostatnich stron, w „Tajemnicy” jednak do finału pozostało dużo więcej – i do samego końca nie udało mi się już wczuć w nastrój. Doczytałem informacyjnie i bez zaangażowania, nasłuchawszy się tylko od zachwyconej żony, że jestem czepliwą marudą.

Nie skreślam

Anna Kańtoch, która w „Łasce” udowodniła, że świetnie potrafi oddać klimat PRL-u, w „Tajemnicy” realia jedynie zamarkowała: o tym, że akcja rozgrywa się w stalinowskiej Polsce, świadczą niemal wyłącznie wzmianki o komunistach i ubekach; jest też garstka napomknień o wojnie. W zasadzie poza tym sceneria: zrujnowany klasztor z budzącym nieokreślony lęk ogrodem czy senne miasteczko pasuje do dowolnego czasu i miejsca. Szkoda, że autorka nie zechciała przemycić więcej historyczno-obyczajowych detali, co byłoby z pożytkiem dla nastoletnich czytelników, a starszym pozwoliłoby się delektować takimi smaczkami. Jest jednak coś, co nie pozwoli mi łatwo skreślić serii o Ninie. To główna bohaterka: inteligentna, myśląca, samodzielna, które to cechy ujawniają się stopniowo, gdyż trzynastolatka jest typem „cichej wody”. Potrafi sprzeciwić się aniołowi, któremu podlizują się dorośli, nie zadowala się gładkimi wyjaśnieniami kolonijnej wychowawczyni, potrafi postawić się grupie. Nie powiem, skojarzenia pobiegły mi w stronę Flawii de Luce, szczególnie gdy Nina zaczęła przejawiać talenty śledcze – a zważywszy moją sympatię dla wścibskiej Angielki, to spory plus. Mam nadzieję, że dziewczynka nie pokazała jeszcze wszystkiego, na co ją stać, a wyjaśnienia zjawisk, z którymi się zetknie w przyszłości, będą bardziej strawne niż w tej części.

Anna Kańtoch, Tajemnica Diabelskiego Kręgu, Uroboros 2018.

(Odwiedzono 1 812 razy, 2 razy dziś)

17 komentarzy do “Z dużej chmury mały anioł (Anna Kańtoch, „Tajemnica Diabelskiego Kręgu”)”

  1. To nieprzystające wyjaśnienie powinno mnie odrzucić, ale aż sam chciałbym sprawdzić, o co dokładnie chodzi. Choć dalsze poznawanie twórczości Anny Kańtoch zacznę raczej od „Łaski”.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.