Cyzelujemy tekst, by jak najlepiej opowiadał o książce, która zrobiła na nas piorunujące wrażenie, i jak najskuteczniej zachęcił innych do sięgnięcia po recenzowane dzieło. Dobieramy starannie cytaty, stopniujemy przymiotniki, sięgamy wyżyn argumentacji pewni sukcesu i tłumów blokujących serwer, żeby naszą recenzję przeczytać. Tymczasem tłumy czytelników (i, nie ukrywajmy tego, również wszelkich spamerskich botów) kierują się w zupełnie niespodziewane rejony naszego bloga, ku tekstom o książkach mniej spektakularnych, bardziej przykurzonych czy wręcz zaskakujących.
Sierpniowe rozprzężenie
Sierpień już od paru lat jest dla mnie miesiącem blogowego rozprzężenia, nurzania się w powtórkach ulubionych książek, wyczytywania przedziwnych znalezisk z własnych półek i dziesiątych tomów napoczętych cykli, głównie kryminalnych. Pisać mi się nie chce, bo wszyscy czytelnicy i tak jeszcze na wakacjach, więc co fajniejsze książki chomikuję na jesień. Ale żeby całkiem nie hulał tu wiatr, zapraszam Was na małą wycieczkę po blogowych statystykach. Przejrzałem je sobie ostatnio pod kątem najpopularniejszych wpisów (od przeniesienia na nową platformę, a więc od trzech lat) – i sam się zdziwiłem.
Starocie górą
Podobno nic tak dobrze nie robi na popularność jak recenzje świeżutkich bestsellerów, najlepiej przedpremierowych. Najwyraźniej to działa nie w tej części internetu, do której należy Zacofany w lekturze. Bo tu pierwszą dziesiątkę otwierają starocie – choć grzeczniej byłoby użyć słowa „klasyki”:
10. Maria Zarębińska, „Dzieci Warszawy” – to jedna z pierwszych powieści o wojnie dla młodzieży, jaka ukazała się niedługo po 1945 r.; wciąż jest przejmująca, wciąż udowadnia, jak ważne są gesty solidarności i pomocy.
9. Zofia Chądzyńska, „Wstęga pawilonu” – historia nastoletniej Anny, która zmaga się z kompleksami, zamyka przed światem, póki nie pozna ludzi bardziej poszkodowanych przez los. Mądre, prawdziwe i z kolorytem lat siedemdziesiątych.
8. Aleksander Dumas, „Hrabia Monte Christo” – to bez wątpienia klasyk powieści przygodowej, który wciąż można nieprzytomnie pochłaniać mimo skłonności autora do wkładania bohaterom w usta patetycznych przemów i przesadnego niekiedy zawieszania prawdopodobieństwa wydarzeń.
7. Weronika Hort (Hanka Ordonówna), „Tułacze dzieci” – popularności tego wpisu nie umiem wytłumaczyć, choć chciałbym wierzyć, że przynajmniej część z jego wielu odsłon to sprawka prawdziwych czytelników. Wspomnienia Ordonówny, która podczas wojny opiekowała się polskimi dziećmi tułającymi się po Związku Radzieckim, to książka bolesna i wstrząsająca, jedno z pierwszych świadectw polskiego losu na Wschodzie.
6. William Shakespeare, „Makbet” – wysoka lokata tego tekstu za to nie dziwi mnie wcale. „Makbet” wciąż jest lekturą szkolną i mogę tylko współczuć młodzieży, która w poszukiwaniu bryku ze streszczeniem i interpretacją trafia na marudzenie o jakości nowego przekładu.
5. Katarzyna Czajka, „Dwóch panów z branży” – zważywszy internetową popularność autorki nie jest to szczególnie dziwne. Książka nierówna, w ostatecznym rozrachunku rozczarowująca, ale nieustannie wysoko w wyszukiwaniach.
Nie ma to jak lektura szkolna
Kiedy zaczynałem blogować, usłyszałem, że najlepiej pisać o lekturach szkolnych. Zupełnym przypadkiem popełniłem kilka takich wpisów i faktycznie – są rezultaty. Co roku tłumy wyszukujące „plan wydarzeń w…” albo „charakterystykę tego czy owego” wywindowały lekturowe wpisy na szczyt, choć zapewne i w tych przypadkach poszukiwacze gotowców są rozczarowani.
„Ania z Wyspy Księcia Edwarda” Lucy Maud Montgomery (miejsce czwarte) co prawda lekturą nie jest, ale recenzja tej przeciętnej książki zawiera właściwe słowa kluczowe, które od lat wprowadzają w błąd wyszukiwarki i ich użytkowników. „Akademia Pana Kleksa” Jana Brzechwy (miejsce trzecie) na listach lektur będzie już chyba zawsze – i zupełnie słusznie, bo ze świecą szukać drugiej tak odjechanej książki dla dzieci; aż dziw, że nasza skostniała szkoła pokazuje uczniom tak niesztampowy system edukacji. Zajmująca drugie miejsce „Dynastia Miziołków” Joanny Olech jawi się w porównaniu z Kleksem miejscami dość archaicznie, choć wiele przygód Miziołka wciąż bawi. Ja na pewno się dobrze bawiłem, szczególnie przy audiobooku w interpretacji Artura Barcisia. Nie wiem, czy moją uciechę podzielają uczniowie zmuszani do szukania w internecie odpowiedzi na zasadnicze pytanie „Kim był Fifa?”.
Niekwestionowany lider
Miejsce pierwsze cieszy mnie niezmiernie, bo zajmuje je książka ważna i dobrze napisana: „Arka czasu” Marcina Szczygielskiego. Historia ośmioletniego Rafała, uciekiniera z warszawskiego getta, który musi sobie radzić po „stronie aryjskiej”, łączy autentyzm z wyobraźnią, swobodę poruszania się między gatunkami z nienachalnym przekazem. Z jednej strony to bardzo dobrze, że kolejne roczniki mają szansę poznać tę opowieść, z drugiej jednak trochę szkoda, że konieczność pisania streszczenia fabuły może im utrudnić skupienie się na tym, co naprawdę ważne w „Arce czasu”.
PS. Z zestawienia usunąłem wpisy nierecenzyjne, wśród których nieodmiennie wysoko są wyniki plebiscytu na najlepszą książkę młodzieżową z czasów PRL-u.
U mnie najpopularniejszym wpisem jest nieustannie post o Rybaku i złotej rybce Puszkina, czyli klasyk i lektura w jednym :D
Twoje wnioski zatem są słuszne :)
Sprawdzona mądrość pokoleń blogerów :)
Moje blogowanie przeminęło z wiatrem, a wraz z nim ciekawość ilu ludzi i po co wchodzi na Śmieciuszka :) Pojawiły się inne aktywności, a i samo blogowanie to już nie to samo co w czasach kiedy zaczynałem :)
„Przeminęło z wiatrem” powiedział basem z głębi swojej krypty Bazyl :P A propos, może byś coś napisał?
Ale po co? Ja zawsze w słupki kiepski byłem :P
Nie dla słupków, dla Wiernych Czytelników :D
Chyba, że tak. Rozumiem zatem, że wpadniecie z momartą? :P
A co, złe towarzystwo? Ja będę na pewno :)
Bardzo dobre. I miło mi niezmiernie, ale nie mam ostatnio czasu nawet na napisanie komentarza, o czytaniu nie wspominając. Nawet wpisów na koleżeńskich blogach :( Feedly notuje najstarszy wyrzut sumienia na 28 dni wstecz, a liczbę nieprzeczytanych na 79. Gdzie tu jeszcze wetknąć pisanie. Mogłaby to być noc, gdyby nie fakt że padam jak kłoda :P
Ech, czemu życie nas tak doświadcza?
Bazyl: ja wpadnę, ale jak widać – z opóźnieniem:P Jeśli Ci to nie przeszkadza, rzucaj się do klawiatury!
Ha, nikt się nie spodziewa niespodziewanej Momarty :D
No ba! I jestem ładniejsza niż hiśzpańska inkwizycja!:D Same korzyści!:DD
No ba! I pogadać można, a nie że od razu rozżarzony pręt i łamanie kołem :D
No jasne. Po te metody sięgam dopiero wtedy, gdy rozmówca się ze mną nie zgadza:P
Ale któż śmiałby się nie zgadzać? Chyba nie ma śmiałków :D
Znakiem tego – pisać? Może nawet coś z tego będzie, bo kończę pozycję, o której chciałbym słówko szepnąć :)
Ko-niecz-nie! :D
U mnie dla odmiany najlepiej „sprzedają” się posty motoryzacyjne (jak na bloga książkowego przystało ?).
Z książkowych wpisów najlepiej mają się Pratchett i wpisy z książkami Zambocha. Czyli wcale nie nowości.
Pratchett zawsze dobry :D A to, że na blogach książkowych najlepiej sprzedają się rzeczy zupełnie nieksiążkowe (a na pewno nie recenzje), to udowodnione.
Bo jak wiadomo na stronach książkowych są rzeczy ważne i ważniejsze. ;) :D
Te książki to tylko pretekst :P
A moje dziecko prowadzi bloga motoryzacyjnego. Czy myślisz, że jak zacznie pisać o książkach, to u też „sprzedaż” podskoczy?
Niech spróbuje :) Chociaż może niech zacznie od jakiejś literatury fachowej :P
Panie Kolego, ośmielę się wysunąć tezę, że na blogu książkowym nic nie będzie się dobrze klikało jak się nie jest na Facebooku, Instagramie, Twitterze i czym tam jeszcze. A czy Kolega badał przełożenie klikalności na wymianę treści intelektualnie nośnych (nie chodzi mi oczywiście o wpisy w komentarzu w rodzaju – nie znam, muszę przeczytać)?
Moje, Panie Kolego, jest na fejsie i instagramie. I dalej klika się średnio :) Co do wymiany treści intelektualnie nośnych, to dawno temu pogoniłem zwolenniczki tego rodzaju transferów i odtąd komentarze świecą pustkami :P
A Kolega „współpracuje” z wydawnictwami i zamieszcza co drugi dzień miodzioreckę okraszoną sweetfociami? że tak zapytam retorycznie. Nie?!, to co się Kolega dziwi, po prostu Kolega adresuje swoje wpisy do wąskiej grupy targetowej :-)
Ej, no moje zdjęcia nie są sweet? Moje recki nie są miodzio? Muszę przemyśleć to swoje blogowanie w takim razie :D
Klasyka najlepsza!
Wiadoma sprawa :)
Bardzo inspirujący wpis, powiększyłam swoją listę do przeczytania, bo do tej pory ogarnęłam tylko „Makbeta” :D. Najbardziej zaintrygowała mnie popularność „Tułaczych dzieci”.
To miłego uzupełniania lektur. Sam jestem ciekaw, jakich słów kluczowych użyłem, że taki tłum się ciśnie do tych Tułaczych dzieci. Ale jak napisałem, jakby chociaż 1/10 to byli prawdziwi ludzie i chcieli po to sięgnąć, to było warto.
Zestawienie zaiste b. interesujące. Domyślam się, że skoro sierpień i wakacje, to książki młodzieżowe (chyba z wyjątkiem Szczygielskiego) czytała inna grupa niż docelowa.;)
W sierpniu najlepiej się klikała Rolleczek, jako jedyny tekst, który opublikowałem :) A zestawienie jest zbiorcze z siedmiu lat i faktycznie daje do myślenia.
Mea culpa, umknęło mi, że to zestawienie za 7 lat. Ale śmiem twierdzić, że dzisiejsza młodzież raczej nie przepada za Dumasem i Montgomery w takim stopniu jak nasze pokolenie.;( Mam nadzieję, że Szczygielskiego czytają jednak nastolatki.;)
Dlatego właśnie ten zestaw tak mnie zdziwił, nic specjalnie modnego i okrzyczanego. Chyba że spamerskie boty mają jakieś przedziwne upodobania czytelnicze :D
Ja nawet nie wiem, co się u mnie klika i chyba nawet nie wiem, jak to sprawdzić :P
Chcesz krótką instrukcję? Takie odkrycia bywają źródłem nielichej uciechy. I zdziwienia :)
No to chcę :)
Sprawdziłem i niestety blogspot nie daje możliwości posortowania postów wg liczby odsłon :(
No własnie, tak mi się wydawało. No trudno, jakoś z tym muszę żyć :P
Ech, ja się rozbestwiłem na tym wordpressie jednak :P
Ale nie namawiaj mnie do przenosin, tego nie przeżyję :P
Bez obaw, nie mam zamiaru :)
Chciałem napisać, że u mnie najlepiej czytają się wpisy okołoblogowo-marudzące, bo tak zawsze było, ale… Sprawdziłem dziś po dłuższym czasie i numerem jeden jest… „Czarodziejska góra” Manna. Zaskoczonym nie lada. Potem jest „4 3 2 1” Austera, tekst o poprawie blogosfer i… wywiad z pewnym doświadczonym blogerem ;)
Ano widzisz, życie jest pełne niespodzianek :) Ale że jakiś wywiad się dobrze klika i to ze starym blogerem… :P
Nieco dziwne to Twoje zestawienie, naprawdę. Moim zdaniem w internecie nie sposób doszukać się sensu i logiki. Lektury szkolne – wiadomo. Ale reszta?
Weź Ty, chłopie, po prostu pisz, a nie dłub w słupkach, co?:P
Dzień dobry, trafiłam tu szukając ciekawych blogów poświęconych literaturze. Przeczytałam Pana najpopularniejszy wpis i wiele z wytypowanych książek znam z dzieciństwa. Aż miło powspominać. Zdziwiłam się, że zabrakło Tolka Banana. Dodam jeszcze, żeby wetknąć kij w mrowisko, że mój rocznik to 93. I cieszę się, że nie ominęły mnie te klasyki PRLu. :)
Pozdrawiam!
Cieszę się, że się Pani podobało. Akurat Tolek Banan nie należał nigdy do moich ulubionych książek, wolę serial. Ale klasyki PRL warto znać.