W królestwie, o którym niewiele się dowiadujemy, z problemami polityczno-społecznymi, których możemy się tylko domyślać, grasuje piracki parostatek o nazwie „Niezatapialna” pod wodzą kapitan Jollienesse Rożnowski (karkołomne zestawienie!). Jej załoga to same dziewczęta (plus kucharz). Sprytne i przedsiębiorcze piratki z małą pomocą magicznych wynalazków atakują statki handlowe i wymykają się obławom Straży Przybrzeżnej. W kraju jednak dzieje się coraz gorzej, prawo ulega zaostrzeniu, a polowanie na wodnych rozbójników i rozbójniczki robi się coraz intensywniejsze. Na dodatek Nes, jak ją wszyscy nazywają, zakochuje się w niewłaściwym mężczyźnie, co zmuszą i ją, i jej ukochanego do dokonania trudnych wyborów.
Pani kapitan gasi światło
Powieść piracka musi mieć dobre tempo, wyrazistych bohaterów i wciągającą fabułę. Poza tym odrobina humoru zawsze mile widziana. Nie wymagam ani specjalnego pogłębienia postaci, ani szczegółowo opisywanego świata. Może to być klasyczne „Zabili go i uciekł”, byle tylko zabawa była dobra. „Zatopić »Niezatapialną«” (jaki to mało atrakcyjny tytuł!), mimo okładkowych peanów koleżanek i kolegów autorki po piórze, nie spełnia nawet tych minimalnych wymagań, chociaż teoretycznie nie brakuje tu pościgów, nawodnych starć i mordobić. Główna bohaterka, jakoby odważna i śmiała, raczej daje się nieść wydarzeniom, niż na nie wpływa, a w kluczowych momentach skórę ratuje jej ktoś inny. Jeśli coś jej wychodzi, to jakby mimochodem; staje się symbolem walki z władzą, choć zupełnie nie wie dlaczego. Wiele epizodów w ogóle obywa się bez niej, jak choćby ucieczka załogantek z więzienia. Nes przybywa, by popatrzeć z daleka i co najwyżej po wszystkim zgasić światło. Przypomina nie pełnokrwistą bohaterkę, ale heroiny osiemnastowiecznych romansów, które autorzy kształtowali sobie dowolnie w zależności o wymagań fabuły (choć taka Moll Flanders jest o niebo ciekawsza od rozmemłanej Ness i przynajmniej ma bardziej urozmaicone przeżycia).
Co mechanik powiedziała pilot…
Powieść Anny Hrycyszyn pisana jest mdłym stylem; ani odrobiny pirackiego mięsa w dialogach, opisy banalne, całość robi wrażenie okrutnie przegadanej. Bohaterowie mówią i wspominają wydarzenia, zamiast w nich uczestniczyć, świadczą o nich nie czyny, lecz deklaracje. Najbardziej mnie jednak dziwi to, że autorka książki bądź co bądź o (jakoby) dynamicznych, samodzielnych kobietach nie poszalała z feminatywami, przez co momentami się czułem, jakbym czytał felieton Stefanii Grodzieńskiej sprzed dziesięcioleci (pamiętacie? „Doktor kazała powtórzyć doktor, żeby doktor wstąpiła do doktor, to doktor już doktor powie, czego doktor od doktor potrzebuje – powiedziała instruktor, oddała klucze felczer, zostawiła polecenie dla monter i wyszła ze szpitala”). U Hrycyszyn na porządku dziennym są zdania: „nie znaleźliśmy ciała twojej mechanik […] Oprócz niej brakuje pilot ornitoptera. […] Reszta jest na pokładzie »Gorączki«. Oprócz twojej lekarz”. Rozumiem, że formy typu „kapitanka” czy „mechaniczka” nie są przyjęte (ale, u licha, mamy do czynienia z fantastyką, co szkodziło puścić wodze wyobraźni i stworzyć własne słowa?), ale już pilotka, sterniczka, lekarka, felczerka nie raziłyby ucha i oka żadnego czytelnika.
Wypadek przy pracy?
„Zatopić »Niezatapialną«” to debiut powieściowy Anny Hrycyszyn – wydaje mi się, że przedwczesny i nie do końca dopracowany. Na pewno warto byłoby bardziej pogłębić opis królestwa Palude i jego problemów, podkręcić tempo, a także mniej zdawkowo potraktować postacie drugoplanowe, w tym mojego ulubieńca, intrygującego porucznika de Succombera, który ma zadatki na samodzielnego bohatera dużego formatu. Mam nadzieję, że kiedyś autorka wróci do Palude, by dać nam opowieść dużo bardziej krwistą i zajmującą. Nie wątpię, że jest w stanie to zrobić, bo późniejsze od powieści opowiadanie „Detektyw Fiks i sprawa mechanicznego skafandra” ma wszystkie zalety, których brakuje „Zatopić »Niezatapialną«”: ciekawie przedstawiony świat, w którym zdecydowanie więcej steampunkowych elementów (w powieści właściwie widzimy tylko napęd parowy i kilka osiągnięć „nadmagii”), spójną fabułę, a przede wszystkim znakomitą parę bohaterów, ze szczególnym wskazaniem na Jaśminę Gorol, która bije Nes Rożnowski na głowę intelektem, samodzielnością i niezależnością myślenia. Gdybyż to ona dowodziła „Niezatapialną”…
PS Dla równowagi: Agnes z Dowolnika ma o tej książce dużo lepsze zdanie niż ja.
Lubię powieści o statkach, ale na wejście na „Niezatapialną” się nie skuszę. :) Zgadzam się, że w dialogach prowadzonych przez marynarzy powinno być trochę wulgaryzmów, jednak zbyt duża liczba tych wulgaryzmów też szkodzi. Od kilku dni czytam „Na Wodach Północy” i cóż, język działa na mnie zniechęcająco.
Mnie chodziło o jakieś „do kroćset fur beczek wielorybiego tranu”, a nie o cięższy kaliber. Takie drobiazgi dla kolorytu. A Na wodach Północy jest co prawda wulgarne, ale chociaż po części jest to uzasadnione.
Próbuję sobie przypomnieć co ostatnio czytałem w pirackich klimatach, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Rabarbar chyba :)
Rabarbar bardzo godny pirat :) A Mortki o morzach wszetecznych nie czytałeś?
No właśnie nie, choć miałem parę razy w rękach :) Z Mortki to swego czasu Tappi, ale bodaj po trzecim tomie format się dla nas wyczerpał :P No i to Wiking nie pirat. Kurczę, myślę nad tymi piratami i oprócz klasyki niewiele mogę wymyślić :)
Tappi to nudziarstwo, przynajmniej tak twierdziła Młodsza. Dopiero niedawno jej przeszło, jak już wyrosła z Tappiego. W sumie Mórz wszetecznych nie ma co żałować, popsuły się w połowie.
A ten no „Koty, oddajcie nam nasze koty!”
Ale to nie ostatnio.
Yyy, jakie koty??
Za to zsiaduemleko naprowadził mnie (https://ksionshka.wordpress.com/2018/12/02/republika-piratow-colin-woodard) na trop, na pierwszy rzut oka fajnego, serialu o piratach, pod wielce wymownym tytułem „Piraci” :) Arrrrghhhh!!! :P
Książka też zapowiada się nieźle, choć autor wpisu twierdzi, że „sucha” :)
No, serialu to ja na pewno nie obejrzę, z braku czasu. I netflixa. A co do książki, to się zobaczy.
Ja się jednak staram oddawać choć minimalną cześć sztukom audiowizualnym, niestety zazwyczaj kosztem snu :( Karaibskich piratów też pewnie nie widziałeś? :P
A Karaibskich widziałem, jedynkę, i nawet tak mi się podobała, że nabyłem dwójkę i trójkę. Tylko co z tego, skoro leżą :P
Na tej emeryturze (buahahaha!), to chyba w jakiś wyciąg z guarany mus zainwestować, bo pospać nie będzie jak :) Książki, filmy, seriale i bajdurzenie w sieci… Kiedy, kiedy?! :P
Na jakiej emeryturze? Do śmierci będziemy naginać na śmieciówce :P
I to jest dopiero piracki proceder :P
Co Pan poradzisz? Co najwyżej możemy dzieci bogato wydać, żeby wspomagały starych rodziców :D