Wystarczy wejść na większą pocztę, nie wspominając już o dowolnej księgarni internetowej, żeby zostać zaatakowanym przez poradniki opatrzone portretem średniowiecznej mniszki i hasłami w stylu „Kuracja św. Hildegardy z Bingen na wszystkie dolegliwości świata” albo „Jedz według zaleceń św. Hildegardy”. Kim jest ta zmarła przed wiekami kobieta, wykorzystywana jako patronka sporej gałęzi piśmiennictwa i symbol, który pozwala opchnąć zapewne dużej grupie czytelników cudowne panacea i porady?
Dziecko w pustelni
Urodziła się w 1098 roku jako córka pary niemieckich możnych gdzieś w okolicach Moguncji. O pierwszej połowie jej życia wiemy niewiele, a informacje podawane przez hagiografów nie mają wielkiej wartości. Z pewnością rodzice postanowili oddać ją Kościołowi, co było w średniowieczu rzeczą powszechną. Zamiast jednak powierzyć córkę jako oblatkę jakiemuś klasztorowi blisko domu, rodzice Hildegardy podjęli inną, nawet chyba w ówczesnych warunkach dziwną, decyzję. Siedmioletnia dziewczynka miała bowiem towarzyszyć Jutcie ze Sponheim, która prowadziła żywot pustelnicy, zamkniętej w celi przy klasztorze w Disibodenbergu. Co kierowało opiekunami Hildegardy? Możemy tylko zgadywać, a domniemane motywy, być może w średniowieczu racjonalne i uzasadnione, z naszej współczesnej perspektywy i tak budzą dreszcz przerażenia (australijska mediewistka Sabina Flanagan pisze: „Decyzja o skazaniu siedmioletniego dziecka na taką egzystencję […] opierała się być może na przeświadczeniu, że teraźniejszość jest zaledwie chwilą w wieczności i że żywot w tak ścisłym zamknięciu stanowi najpewniejszy sposób osiągnięcia zbawienia”).
Za murami klasztoru
Jak wyglądało życie dziecka w ścisłym odosobnieniu, możemy się tylko domyślać. Porządek dnia regulowała reguła benedyktyńska: ubiór, pożywienie, udział w nabożeństwach, czas pracy i odpoczynku. Dziecko obcowało na co dzień z kobietą o wybitnych duchowych przymiotach i na pewno wykorzystywało to do pogłębiania swej wiary; Jutta też udzielała podopiecznej lekcji, przede wszystkim czytania, a także recytacji psałterza i być może muzyki, uzupełnianych przez klasztornego duszpasterza. Czy już w tym okresie Hildegarda studiowała księgi, by pogłębiać swoją wiedzę? Całkiem możliwe; rozwijała też inne swoje talenty, przede wszystkim organizacyjny. Sława Jutty zataczała bowiem szerokie kręgi i coraz więcej rodzin szlacheckich wysyłało swoje córki pod jej opiekę, co oznaczało konieczność rozbudowy klasztoru i opiekę nad coraz większą gromadką mniszek. Po śmierci swej mentorki w 1136 roku trzydziestoośmioletnia Hildegarda została jednogłośnie wybrana na przełożoną tego żeńskiego zgromadzenia. Zaczęły się dla niej zupełnie nowe czasy.
Znawczyni Bożych tajemnic
Pierwszej wizji Hildegarda doznała jeszcze jako kilkuletnia dziewczynka, nie umiała jednak o niej nikomu powiedzieć, sama zresztą niewiele z niej pojęła. Później wstydziła się do nich przyznawać, poza Juttą i zaufanym kapłanem. Dopiero po czterdziestce kolejne widzenie sprawiło, że zrozumiała sens tych zjawisk – oto spłynęła na nią umiejętność wnikania w najgłębszy sens religijnych tekstów, a sam Bóg nakazał jej spisywać wszystko, co widziała i słyszała. Hildegarda zaczęła pisać pierwsze wizjonerskie dzieło, równocześnie walcząc o przeniesienie swojego zgromadzenia w nowe miejsce. Status prorokini okazał się przepustką do uprzywilejowanego świata mężczyzn. Hildegarda nie była już tylko kobietą, mniszką, ale znawczynią i interpretatorką Bożych tajemnic, „ustami Boga”. Otworzyło to przed nią możliwości, z których zaczęła w pełni korzystać.
„Poradnia duchowa”
Gdy rosła sława wizji Hildegardy, ona sama stawała się zjawiskiem bardzo jak na średniowiecze nietypowym: kobietą, która śmiało wkroczyła w dziedziny zarezerwowane dla mężczyzn: w sferę teologii, przyrodoznawstwa, kosmologii, medycyny. Pisała wielkie traktaty o swych wizjach i teksty pieśni, rozprawki o leczeniu chorób i rozmaitych lekach, prowadziła rozległą korespondencję. Stała się też autorytetem w życiu publicznym: rozstrzygała spory, wygłaszała kazania, a nawet egzorcyzmowała. Pisywała do cesarza, papieża, biskupów, możnych i zakonników. Nie wahała się piętnować wad kleru, dzięki wizjom udzielała rad, jak postąpić zgodnie z wolą Boga – pełniła funkcję swoistej „poradni duchowej” dla ludzi pełnych rozterek. Gdyby nie to, że własną mądrość konsekwentnie ukrywała za twierdzeniami, iż jest tylko pośredniczką, objaśniającą wolę Bożą i Boże tajemnice, pewnie skończyłaby napiętnowana jako heretyczka.
Pokorna i pewna siebie
Po śmierci w 1179 roku Hildegarda została zaliczona w poczet świętych, ale jak zauważa Sabina Flanagan, jej kult nie jest szczególnie popularny. Czy dlatego, że „nie cechowała jej bezgraniczna cierpliwość, a pokorze, choć ze wszech miar prawdziwej, w paradoksalny sposób towarzyszyła postawa autorytarna i pewność siebie”? Czy raczej dlatego, że intelektualistka nie pasowała do schematu katolickich świętych kobiet, owych gołębiego serca istot, oddających się modlitwie, postom i dobroczynności, albo męczennic, cierpiących za wiarę? Chociaż pod pewnym względem Hildegarda też była męczennicą: przez całe życie była słabego zdrowia, a nękające ją dolegliwości badacze określili jako niezwykle silne migreny, które na długo potrafiły ją wyłączyć z czynnego życia. Ale przynosząc ból, przynosiły też wizje, dzięki którym Hildegarda zyskała swoją unikatową pozycję. Bez nich na nic zdałaby się wybitna inteligencja, która pozwoliła jej stworzyć dzieła głębokie, różnorodne i na dodatek pisane pięknym językiem (choć sama ich autorka ubolewała i nad swym słabym wykształceniem, i nad niezbyt dobrą znajomością łaciny).
Kobieta nietuzinkowa
Sabina Flanagan kreśli niezwykle szczegółowy i wszechstronny portret Hildegardy z Bingen, krytycznie wykorzystując źródła i uzupełniając braki szerokimi badaniami porównawczymi. Rekonstruuje obraz epoki i środowiska, w którym przyszło żyć przyszłej świętej, dogłębnie też analizuje jej pisma, by odtworzyć poglądy uczonej: teologiczne, przyrodnicze, medyczne, ale też na miejsce człowieka (i kobiety) w świecie. Tę niełatwą materię Flanagan przedstawia bardzo przystępnie i warto jej towarzyszyć w wędrówce przez dzieła Hildegardy. Australijska mediewistka daleka jest od uprawiania hagiografii, stara się za to jak najdokładniej odpowiedzieć na pytania, dlaczego Hildegardzie udało się aż tyle osiągnąć, jak obchodziła ograniczenia narzucane kobietom jej epoki, zwalczała kompleksy i jak sama czuła się w sytuacji, gdy musiała występować nie we własnym imieniu, ale jako przekazicielka Boskich słów. Gdy następnym razem zobaczycie książkę sygnowaną imieniem św. Hildegardy, pomyślcie, że była to postać nietuzinkowa i nie zasługuje na to, by ją kojarzyć wyłącznie z masowo wydawanymi poradnikami.
Kompletnie nie moja bajka, choć akurat ta seria PIWu ma całkiem niezły poziom. No i szkoda, że na poczcie nie uwidzi akurat takich pozycji, a jedynie wspomniane przez Ciebie poradniki czy pisane en masse opowiastki o wyklętych.
Oferta pocztowa jest naprawdę porażająca w każdej dziedzinie, nie tylko książkowej, przestałem już oglądać te wystawki, bo oczy krwawią.
Nie psiocz, bo byłem dziś zapłacić abonament (tak, jestem jednym z tych idiotów, którzy płacą, bo tak stanowi prawo) i na wystawce zauważyłem periodyk Twojej firmy :) Z płytą :D
Korale mecyje, periodyk się wystawia, ale się nie sprzedaje :P
Książki oparte na rozwazaniach Hildegardy von Bingen na każdej poczcie.
Pełne zaskoczenie.
W Australii Hildegarda von Bingen jest popularna, Ale tylko i wyłącznie jako kobieta, kompozytorka muzyki. Chociaż z drugiej strony autorka książki to Australijka.
Może google dostosowuje wyszukiwanie do moich zainteresowań.
Zajrzałem do recenzji tej książki na stronie goodreads. Raczej negatywne – książka sucha, wiele fachowych medycznych wyjaśnień objawień, pominięcie jej muzycznych osiągnięć.
Moja dotychczasowa wiedza na temat Hildegardy tutaj – https://ewamaria2013texts.wordpress.com/2018/03/14/muzyka-jest-rodzaju-zenskiego/
To nie są książki oparte na rozważaniach Hildegardy, ona służy jako listek figowy do uwiarygodniania rozmaitych poradników. Nie odpowiadam za opinie na goodreads, książka nie jest sucha, a że nie jest też lekka i przyjemna, to cóż, gwiazdki lecą w dół. O muzyce faktycznie niewiele, ale jednak jej nie pominięto całkowicie.
Ech, szkoda nieco, że nie mam swoich notatek z czasów studiów. Pamiętam bowiem, że na wykładach albo ćwiczeniach na filololologii o Hildegardzie na pewno było wspominane, ale kontekstu nie pamiętam.
No ciekawe, w jakim kontekście się pojawiła, bo po angielsku nie władała :)