Kiedy ostatni raz we współczesnej powieści natrafiliście na opis przyrody? Ale taki prawdziwy, a nie zdawkowe nakreślenie scenerii wydarzeń? No właśnie… Coraz trudniej taki znaleźć. Wydawało mi się, że to zjawisko dość świeżej daty, tymczasem już czterdzieści lat temu ubolewał nad tym Bohdan Czeszko w swojej recenzji „Podróży do Polski” Jarosława Iwaszkiewicza.
[…] Pozostaję od kilku lat pod urokiem latynoamerykańskiej literatury z kręgu realizmu magicznego, a urok ten zrodzony jest przez ów niepowtarzalny stosunek do czasu i przestrzeni, a także do motywacji rządzących ludzką egzystencją, czas jest tam nieistotny, wszystko dzieje się zawsze, gusła, mity i realność w jej materialistycznym sensie zespolone są w jedność. To dziwne, ale echo smaku tych lektur odzywało się i przy czytaniu „Podróży do Polski”. Towarzyszyło mi odczucie szybowania ponad czasem czy poza czasem, gdy sobie do Polski z Jarosławem Iwaszkiewiczem wędrowałem.
Omawianie zawartości tomu wydaje mi się zbędne, ale jeśli chciałbym zwrócić szczególną uwagę czytelnika na jakieś jej partie, to rekomendowałbym, bo mnie szczególnie przypadło to do gustu, mały rozdział zatytułowany „Fotografie ze Śląska”. Są to krótkie notatki mówiące o pejzażu śląskim. Dziś już nikt pejzażu nie opisuje z tej prostej przyczyny, że opisy te nie są czytane, a także z tej przyczyny, że „opisy przyrody” zostały dostatecznie wyśmiane jako element belferskiego pojmowania piśmiennictwa. Kultura obrazkowa z telewizją na czele skutecznie do reszty trzebi opisywanie czegokolwiek, bo po co opisywać, jeśli można zobaczyć. I z tego punktu widzenia rzecz rozpatrując, ocenić przyjdzie „Podróże do Polski” jako książkę odważną, bo przeciwstawiającą się zaniechaniu opisu literackiego, trendom czy modom zapisywania tylko tego, co się dzieje, a jest to nurt potężny. Literatura staje się coraz bardziej scenariuszowa, a młodzi ludzie w przeważającej mierze opisać niczego nie potrafią, co nie jest akcją, sytuacją, zdarzeniem rozumianym najprościej, to znaczy tak, jak rozumiemy wypadek drogowy. Mówiąc młodzi ludzie – mam na myśli w OGÓLE młodych ludzi, a nie literatów jedynie.
Wielu miejsc, nie mówiąc o osobach opisanych w „Podróżach do Polski”, nie widziałem, zapewne już nie zobaczę w dobie naszych dobrych dróg i motoryzacji. Za szybko się jeździ, niechętnie się zbacza z trasy, coraz mniej się widzi poza smugą asfaltu i zadami oraz mordami samochodów w drodze, bo trzeba gdzieś dotrzeć na czas, na ściśle określony czas… Zresztą moje miejsca są inne i nieważne. I tu także pożytek z tej lektury. A swoją drogą, czy aby nie jest znamienne, że coraz więcej się pisze i czyta książek powstałych na zasadzie autobiograficznego przekazu, tej swoistej literatury faktu, mam tu na myśli oczywiście książki pisane przez literatów, a nie pamiętnikarstwo. To requiem dla romansopisarstwa, dla powieści, dla „wielkiej metafory”.
Nie przypominam sobie tego słynnego przerzucania stron z opisami przyrody w czasach szkolnych. Co do samych, są takie które lubię i takie które czytałem ze zgrzytającymi zębami, bo poziom metafor był zbyt artystyczny jak na moje plebejskie gusta :P Zgadzam się jednak z panem Bohdanem. Gros literatury stanowi obecnie jej wersja scenariuszowa, a królują tu poczytne serie dla młodzieży :P
Ja tam sobie przypominam, bo nie wszystkim muzy dały talent do takich opisów. A scenariuszowa jest duża część literatury popularnej, nie tylko młodzieżowej, pewnie część autorów liczy na kontrakty z Netflixem :D
Do Netfliksa to pasuje coraz lepiej kultowy tekst Siary z Kilera :P Czuć piniądz. Nie zawsze jednak przekłada się to na jakość najnowszych produkcji.
Ja tam jestem wolny od uzależnienia od Netflixa, za wolny mam internet i za mało czasu :P Raz mi się to zacofanie nas coś przydaje.
Uzależnienie powiadasz? Ano, ano :P U nas w domu obok słynnego już „tylko jeden rozdział” funkcjonuje równolegle „to co, do napisów?” :P
Tak rodzą się nowe świeckie tradycje :)
Ja niestety też sobie przypominam. Na szczęście pewne rzeczy zaczyna doceniać się z wiekiem.;)
Przyznam, że Czeszko zainteresował mnie tymi widokami ze Śląska, było nie było, raczej rzadkimi w naszej literaturze. Mnie opisy Iwaszkiewicza podobają się, nawet jeśli pisze o obskurnych hotelach w Poznaniu (Rachunki z włóczęgi). Widzę, że jego Podróże haniebnie staniały, znakiem tego muszę nabyć egzemplarz.;)
Na pewno przerzucałem u Żeromskiego, dopiero niedawno nauczyłem się doceniać :) Widoków Śląska jednak nieco jest, żeby wspomnieć oczywistego Morcinka, ale i Gojawiczyńska w Ziemi Elżbiety opisywała. I faktycznie rynek nisko Iwaszkiewicza wycenia, trochę szkoda, znaczy nie jest pisarzem na dzisiejsze czasy. Zapewne przez te opisy przyrody :)
Morcinek na pewno, o Gojawiczyńskiej nie wiedziałam.
Rynek chyba wyżej ceni książki o JI niż jego własne utwory.;( Przy okazji zauważyłam, że niebawem Prószyński wyda coś co się nazywa „Upragniony syn Iwaszkiewicza”.
Nie wiem, czy rynek ceni, wydawcy zwietrzyli temat. Widziałem te wspomnienia Kępińskiego, ale mam nieprzeczytany tom jego listów do JI, więc się wstrzymam.
U mnie identyczna sytuacja.;)
Cenie właśnie w tym znaczeniu.;( – co jakiś czas ukazuje się publikacja dot. jego osoby i ludzie to kupują.
Kupują, bo ogólnie jest moda na biografie, ale czy akurat Iwaszkiewicz jako temat się sprzedaje w tysiącach, to nie wiem. Widocznie tak, skoro jest ruch.
I nowoczesne formy uzależnień :D Całe szczęście mam kontruzależnienie biegowe, które pozwala mi wylogować się do natury :D
Się kolega sprytnie urządził :)
Netfliksy, kontruzależnienia, biografie… Nawet w komentarzach przyrody nie ma za wiele :P
Ale przecież nikt Koledze nie zabrania strzelić jakiejś poetyckiej eksklamacji do pól malowanych zbożem rozmaitem :P