Z czytaniem „Sławy i chwały” było jak z wejściem bez mapy na nieznany górski szlak: nie wiesz, jak wygląda droga ani dokąd cię zaprowadzi. Zaczęło się od monotonnego podejścia przez mroczny las, gdzie nogawki chwytały kolczaste jeżyny, a twarz chłostały iglaste gałęzie. I już miałem dać sobie spokój i zawrócić na piwo do miasteczka, kiedy między tym gąszczem zaczęły pojawiać się a to przebłyski błękitnego nieba, a to fragmenty jakichś interesujących widoków, kamienista ścieżka zaś jakby złagodniała i maszerowało się żwawiej, by wreszcie wyjść z drzew i napawać się rozległym widokiem.
Panorama losu polskiego
W przededniu Wielkiej Wojny w upalnej Odessie spotyka się gromadka młodych ludzi, przed którymi jest całe życie, miłość, kariera, marzenia… Rodzą się przyjaźnie, pierwsze uczucia, wybuchają górnolotne dyskusje o sztuce. Jeszcze nie wiedzą, że lada dzień wybuch światowego konfliktu rozrzuci ich po świecie. Będą musieli znaleźć dla siebie nowe miejsca, zweryfikować swoje poglądy, pogrzebać część ideałów i planów. Więzy rodzinne, przyjaźnie i miłości wystawione zostaną na próbę, staną też przed rozmaitymi wyborami moralnymi. Niektórzy z nich popłyną z prądem, łapiąc, co im życie przyniesie, inni się odsuną na ubocze; jedni pozostaną idealistami, inni ciułaczami, miejsce zmarłych zajmą młodzi, pełni nowej nadziei i nowych wizji. „Każde pokolenie wznosi się jak fala, ma jakieś zadanie do spełnienia, jakąś furtkę do otworzenia […], a potem opada, filistrzeje, gubi się w piasku i już nie wykonuje zadań, tylko polecenia, może obowiązki”. Iwaszkiewicz będzie nam pokazywał losy swych bohaterów w coraz to nowym punkcie dziejów: od 1914 do 1947 roku, gdy ich życie będzie się zmieniało, coś się zacznie lub skończy, na przód wysuwając coraz to inną postać, by dać jej bardziej pogłębiony portret, wniknąć w myśli, poglądy, czyny. Składa się z tego panorama losów Polaków: ukraińskich ziemian, którzy stracili majątek wskutek rewolucji, i chłopskich synów, którzy zrobili karierę w niepodległej Polsce, artystów marzących o sławie, komunistów i fabrykantów, arystokratów, Żydów, antysemitów, matek, które straciły synów, idealistów i konformistów. Na ich oczach wali się świat, który znali, rodzi się nowy – aby też upaść i ustąpić miejsca jeszcze nowszemu, bo „zawsze jakaś śmierć rodzi jakieś życie”, a „świat ma to do siebie, że ile razy się zawali, to się potem odbuduje. Nieważne są domy, szkoły i muzea. Najważniejszy jest człowiek”…
Z historią w tle
„Sława i chwała” to też powieść o historii, tej wielkiej i tej małej, ale zawsze odciskającej piętno na ludziach. U Iwaszkiewicza jest ona w tle, ale stale wyczuwamy jej obecność: I wojna światowa, wojna polsko-bolszewicka, zamach majowy, wzmacnianie totalitaryzmów w całej Europie, hiszpańska wojna domowa, Wrzesień ’39, okupacja, powstanie w getcie warszawskim, powstanie warszawskie… Iwaszkiewicz bardzo zręcznie balansuje między tym, co mógł napisać, a tym, czego napisać nie mógł: w całym rozdziale o walkach z bolszewikami bodaj ani razu nie wskazał, z kim Polacy walczyli – może w zamian za to w innym miejscu mógł napisać, że ktoś zginął w Katyniu? Pojawia się w powieści krytyka sanacyjnych rządów, które nie przygotowały Polski na wybuch wojny, rozdział o powstaniu warszawskim pokazuje entuzjazm i odwagę młodzieży, dystansując się od samej decyzji o wybuchu walk. Jedną ze zdecydowanie najbardziej pozytywnych postaci jest komunista, a gdzieniegdzie pojawiają się też wzmianki o konieczności ułożenia sobie stosunków ze Związkiem Radzieckim, bo Niemcy to wróg dużo gorszy. Wszystko w tonie jak najdalszym od nachalnej propagandy, raczej nadmieniane niż pisane wprost, wyrażane przez bohaterów, a nie przez narratora. Gdybym się w pewnym momencie nie wyczulił na historiograficzną koncepcję Iwaszkiewicza, mogłoby to wszystko umknąć w całym bogactwie powieści. Wizja historii jest tu raczej pesymistyczna, światełkiem w tunelu jest budowa nowej rzeczywistości opartej na idei sprawiedliwości społecznej. Motto tomu pierwszego: „Niesprawiedliwość może triumfować w sławie, ale chwała jest zawsze po stronie sprawiedliwości” (Gaetano di Gaeta) znajduje swe wyjaśnienie i dopełnienie pod koniec tomu trzeciego: „Chwała ludzkości nie w cierpieniu, na pewno nie w cierpieniu, nie w tym straszliwym cierpieniu bitwy i stanów po bitwie. Chwała powinna być w osiąganiu szczęścia, spokoju, słonecznej sławy. Nasi sąsiedzi marzą o tym rozsądnie, ale i oni znajdują chwałę – chwałę zwycięstwa i chwałę upokorzenia – w cierpieniu”. Postać, która pisała te słowa, miała się dopiero przekonać, że „nasi sąsiedzi” nie marzyli o słonecznej sławie, ale o zwycięstwie kosztem cudzego upokorzenia i cierpienia. Pierwsi czytelnicy „Sławy i chwały” już o tym wiedzieli i być może takie słowa odczytywali nie jako ideologiczną deklarację poparcia nowego ustroju, ale zapowiedź klęski kolejnego pokolenia w starciu z historią?
Ludzie, krajobrazy, muzyka…
Jednym z elementów powieściowego bogactwa jest imponująca galeria postaci, których losy śledzimy – raz z daleka, raz całkiem z bliska, bo uwaga autora skupia się to na tym, to na innym bohaterze. Otrzymujemy dzięki temu pogłębione portrety (mój ulubiony to nastoletni Andrzej Gołąbek), często nawet w przypadku postaci drugoplanowych. Bogactwu postaci towarzyszy rozmaitość scenerii: od Odessy po Hiszpanię, od Ukrainy po Paryż, od Warszawy i jej okolic po Rzym; od arystokratycznych salonów po wiejskie dworki, od robotniczych mieszkań do chłopskich chat (w pejzażu smutnym i monotonnym jak preludium Chopina). Iwaszkiewicz jest mistrzem w opisywaniu krajobrazu, co udowodnił w „Podróżach do Polski” – w „Sławie i chwale” nic się nie zmienia (wycieczka w Tatry!). Jest też doskonały w opisywaniu muzyki – a ta w powieści odgrywa wielką rolę i towarzyszy bohaterom właściwie nieustannie, muzyczne motywy przypominają dawne chwile, punktują upływ czasu, pozwalają zapomnieć o problemach i okropnościach. Mimo iż zbudowana jest raczej z ciągu epizodów, powieść jest bardzo spójna i nie mamy wrażenia, że jakaś postać czy wątek pojawiają się niepotrzebnie, nic się tu nie marnuje. Nie potrzebuję wspominać, że Iwaszkiewicz jest wybitnym stylistą i obcowanie z jego stylem to prawdziwa przyjemność, przy czym – w przeciwieństwie do niektórych opowiadań – stworzył też wiele scen bardzo poruszających emocjonalnie. Ma „Sława i chwała” słabsze miejsca, początek, kiedy trzeba ogarnąć natłok bohaterów, ma też pewne ideologiczne skrzywienia, ale z pewnością jest to powieść warta poznania, choć lektura to raczej na tygodnie niż kilka wieczorów.
Pierwszy przytoczony przez Ciebie cytat jest doskonałą kwintesencją tej trylogii, tak przynajmniej wynikałoby z ekranizacji Kutza. Powieści nie czytałam, serial oglądam za każdym razem, kiedy nadarza się okazja.
Galeria postaci przednia, zwłaszcza że pokazane w chwilach mielenia ich przez Historię. Nawet w filmie czuć było „słabość” autora do muzyki i krajobrazów.
Zazdroszczę uporu w lekturze, u mnie wciąż tylko w planach.;(
To akurat cytat z pewnego gorącogłowego młodziana-idealisty, ale faktycznie pasuje do całości. Muszę upolować serial, bo jestem ciekawy, jak to wyszło, mam nadzieję, że skrócili przydługie debaty o sensie sztuki :P Książka wolno się rozkręca, ale potem jest dużo lepiej – może jestem uprzedzony, ale jak autor wprowadza jednocześnie więcej niż trzy postacie, to zaczynam się gubić i zniechęcać.
Serial niezły, z plejadą gwiazd (mój faworyt to Globisz jako Walerek). Postaci faktycznie wiele, na dodatek często drugoplanowych.
Debat o sztuce nie kojarzę, o polityce też nie rozmawiano za długo. Natomiast podobała mi się aura przemijalności, końca pewnego świata.
Globisz ma idealne warunki na Walerka, ale czy umie grać czarny charakter? Znaczy on wszystko umie zagrać :) Poczytałem obsadę, obłęd :) Dyskusje wypadły pewnie jako zbyt mało filmowe, w sumie nawet lepiej dla dynamiki.
Jestem właśnie w połowie pierwszego tomu i jak na razie mam wrażenie, że Iwaszkiewicz pozazdrościł Dąbrowskiej i też chciał napisać swoją epopeję, tylko że mu nie za bardzo wyszło.
Hiperkrytyczny jak zawsze :P Ale miałem podobne wrażenie, zmieniło mi się w okolicy 1926 roku.
Ok :-) jestem dopiero gdzieś koło 1920 r. Dowiedziałem się od Iwaszkiewicza, że rewolucja październikowa była koniecznością, z którą z góry należało się pogodzić i w sumie gdyby nie chłopskie „ruchawki” to odbyłaby się właściwie bezboleśnie. Ale uczciwie mówiąc, warsztatowo pozamiatałby tymi wszystkimi dzisiejszymi, pożal się Boże pisarzami. Warstwy psychologicznej i obyczajowej się nie czepiam (choć da się wyczuć jego inklinację do młodych facetów) a jeśli chodzi o tło historyczne, to wiadomo, że nie miał szans na uczciwe jego przedstawienie, chyba że zdecydowałby się pisać z przeznaczeniem dla wydawnictwa emigracyjnego, no ale wiadomo, że byłoby naiwnością oczekiwać tego od niego.
Jesteś dokładnie w momencie, kiedy się zastanawiałem, czy tego nie miotnąć w kąt :) Wytrzymaj do następnego rozdziału. I to fakt, pozamiatałby dzisiejszą sceną literacką dowolnie, a jeszcze jakby poszedł w otwarte LGBT, to klękajcie narody, widać to po dziennikach i listach. Szkoda, że zmarl te 40 lat temu.
O śmiotnięciu w kąt nie ma mowy, zwłaszcza że część z natłokiem co raz to nowych postaci mam już za sobą i teraz powinno pójść raczej gładko. Mimo wszystko nie jestem jakoś przekonany co do wielkości jego literackich osiągnięć w prlu, bo chyba jednak jego najlepsze rzeczy powstały przed wojną. W każdym razie po „Sławie… ” dam mu jeszcze szansę z „Kochankami z Marony”. Czytałeś „Inne życie…” Romaniuka? Warte czasu i pieniędzy?
Przedwojenny Iwaszkiewicz dopiero przede mną, ale on bez względu na epokę ma wyborny styl, całkiem spory rozmach i jednak jeśli nawet całość nie jest znakomita, to są później poruszające momenty i świetne portrety, wystarczy, żeby uznać dzieło za bardziej niż zadowalające.
O Romańczuku chyba Ania na Czytankach pisała, zdaje się, że pochlebnie.
Komputer protestował z gorąca i myślałem, że nie zamieścił mojego komentarza, tak że powtórzyłem jeszcze raz to co wcześniej napisałem – proszę zrób z tym porządek :-). „Panny z Wilka” szczerze polecam, dla mnie chyba jedno z najlepszych opowiadań ever, zwłaszcza jak się je dopełni filmem. Inna sprawa, że docenia się je dopiero w pewnym wieku. Skoro Anka od Czytanek polecała, powiadasz, to zainwestuję, najwyżej potem zwrócę się do niej z regresem :-).
Dojdę i do Panien z Wilka, chociaż Wajda to słaba rekomendacja, wynudziłem się na tych jego ekranizacjach setnie. Ale może faktycznie to kwestia wieku. Opinia Ani jest wręcz entuzjastyczna: https://czytankianki.blogspot.com/2012/12/radosaw-romaniuk-inne-zycie-biografia.html
Wtrącę się: do dzisiaj dobrze kojarzę ten pierwszy tom biografii (na drugi wciąż brakuje czasu), więc z czystym sumieniem polecam. I wszelkie listy Iwaszkiewicza, dla mnie cymes.
A co do ekranizacji Wajdy: Ty, Piotrze, zdaje się, go nie lubisz, więc trudno Cię namawiać do oglądania.;) I niby te Panny z Wilka i Brzezina to jakieś snuje, brzdąkanie, a jednak w każdym z filmów trafia się przynajmniej jedna świetna scena.
Po tym co napisał Marlow o Pannach przypomniało mi się, że E. Rylski też uważa Panny za najlepsze opowiadanie ever.;)
Nie no, Was dwoje na mnie jednego to jest nie fair :) Zmasowany atak. Ale chwilowo mam dość Iwaszkiewicza na czas nieokreślony, muszę przeczytać coś mniej górno-chmurnego dla równowagi, będę się katował kryminałami przez całe wakacje :) Chociaż kusi mnie dziennik albo Książka moich wspomnień.
Na pewno znalazłoby się jeszcze kilku innych zwolenników Iwaszkiewicza.;)
Odetchnąć warto, zwłaszcza że pogoda nie sprzyja skupieniu.;)
Jeśli zwolennicy są, to siedzą cicho :) Pogoda zdecydowanie na dzieła mało zobowiązujące, zrobiłem sobie pierwszą urlopową przymiarkę nawet; same czytadła.
Przeczytałem o Odessie i od razu wskoczyłem w biografię Iwaszkiewicza, bo chciałem sobie pohipotetyzować, czy może nie mógł spotkać pewnego Izaaka.
W indeksie do dzienników Izaaka nie ma, więc nie sądzę.
Chciałbym błyskotliwie porównać czytanego właśnie „Robinsona …” Płazy z wzmiankowanym tu Iwaszkiewiczem, ale niestety nie znam tego ostatniego. Ale część z tego co piszesz mi się pokrywa, więc … :) Niestety nie jest to, stwierdzam za każdym razem, kiedy sięgam po książkę, lektura na te temperatury. Długie, barokowo zdobione słowem zdania. Zmiany narratora z pierwszo na trzecioosobowego. Fragmenty do własnogłowego złożenia puzzli historii. To wszystko wymaga skupienia, a weź się skup przy +35C :P
Współczuję, ja się wyrobiłem przed tymi najdzikszymi upałami i teraz mogę się pławić w niezobowiązującej lekturze. O ile pamiętam ze Skorunia, to poza maestrią słowa, Iwaszkiewicz i Płaza nie mają wiele wspólnego.
Też bym się popławił, ale w tych nielicznych chwilach, kiedy mam siłę na czytanie, „Robinson …” mnie dość porywa, więc łykam kawałeczkami :) A upał działa na mnie do tego stopnia, że jedyną aktywnością kulturalną (mimo, że pop) jest zaleganie przed TV i bezmyślne wgapianie się w kolejne odcinki „Gotham”. Które zaczyna mnie drażnić, tak w ogóle :D
Z Iwaszkiewiczem miałem do czynienia przy okazji lektury „Pra”, ale chyba nie zostałem porwany, bo nie pamiętam zbyt wiele. Żeby nie powiedzieć, nic :P
Nie wiem, co to Gotham, ale mnie nawet Settlersi nie bawią, niebiescy spuścili mi łomot i się zniechęciłem :D A Pra to ponoć nie jest dobra książką, więc nie dziwne, że niewiele zapamiętałeś :)
Batmana nie znać, phi! :P Ja też siadłem do HoMM3, ale zardzewiałem i pierwsza misja kampanii poszła na straty i rozkminianie co jest co :( No i może niedobra, ale żeby taka pustka w głowie? Z drugiej strony z „Wyspy klucz” też tylko strzępki :( Pogoda + skleroza i efekt murowany. Kryminały można czytać na drugi dzień :D
Jedynym Batmanem, jakiego oglądałem, znudziłem się na śmierć, więc teges, nie należę do fanów :P Pan kolega tu nie phika pogardliwie.
Tu akurat twórcy poszli w genezę Batmana i Gotham jako siedliska zła. Z tym, że tłukę już 4 sezon i konwencja mi się jakby trochę ograła :P A phikam, no bo to jednak Batman :D
No to co, że Batman? Pardą, ale nie rozumiem fenomenu :)
Rozszerzam :) Na Marvele też pewnie nie chadzasz? :P
Na co? Szykuję się na Krainę Lodu 2 :)
Ale czy doczekamy się czegoś równie kultowego jak „Mam tę moc”? :P U mnie w planach też dwójka, tyle że sekretnego życia zwierzaków :)
Się okaże, i tak pójdziemy, bo mi dzieci nie odpuszczą :P