Na czytelnicze kryzysy nie ma to jak peerelowskie młodzieżówki. Nie dość, że zapewniają powrót do czasów mniej więcej beztroskiej młodości, to jeszcze czytane po latach dostarczają interesujących obserwacji społeczno-obyczajowych. Zabezpieczyłem sobie więc sporą porcję bestsellerów sprzed lat, licząc, że pomogą przetrwać jesienne przesilenie, i już dwa pierwsze spełniły pokładane w nich nadzieje.
Stonoga z impetem
Stonoga ma trzynaście lat, jest świetna z polskiego i w biegach na setkę, dzięki czemu może należeć do szkolnej paczki „gniewnych geniuszy”, wybitnych, choć mocno zapatrzonych w siebie (i niekiedy irytujących) zdolniachów. Dziewczyna też jest skupiona raczej na sobie, szczególnie że zakochała się w Mirku Stolarku i głównie on ją absorbuje. Przestaje się dogadywać z najlepszą przyjaciółką i nie dostrzega, że w domu źle się dzieje. Ponieważ ojciec dziewczynki przebywa na kontrakcie w Libii, wszystkie codzienne problemy spadają na matkę, która nie może liczyć na pomoc córki. Z uczuciowego rozkojarzenia wybija Stonogę dopiero aresztowanie ojca jednej z „geniuszek”. Do tego kilka osobistych niepowodzeń i w bohaterce budzą się uśpione wcześniej pozytywne cechy. Przemiana jest mocno burzliwa i Stonoga swoją impulsywnością mogłaby napytać sobie biedy, gdyby nie pomoc życzliwych dorosłych (jest ich całkiem sporo, od sąsiadki po naczelnika więzienia; trochę może zresztą autorka przesadziła z idealizowaniem dorosłych, szczególnie nauczycieli). Krystyna Boglar stworzyła bardzo przekonujący portret dojrzewającej dziewczynki i jej kolegów, stopniowego uwrażliwiania na innych i ich problemy, dostrzegania spraw wykraczających poza własny pokój czy dom. Pierwsze zauroczenie chłopakiem, pierwsze porażki, pierwsze zetknięcie się z cudzymi kłopotami przyspieszają kształtowanie charakteru bohaterki, która ostatecznie zdaje trudny egzamin z samodzielności. Co prawda ja bym dał Stonodze nieco więcej lat niż wspomniane w książce trzynaście (czy nawet czternaście, bo jest mowa o siódmej klasie), ale nie zamierzam z tego robić kwestii, może za mało wiem o nastoletnich geniuszach. Całość wciąż nieźle się czyta, mimo lekkiego naciągania rzeczywistości tu i ówdzie oraz delikatnego dydaktycznego smrodku.
Ucieczka przed blokowiskiem i inne historie
Zbiorek opowiadań Janiny Wieczerskiej dedykowany jest Ferencowi Molnarowi i motywy z „Chłopców z Placu Broni” widać bardzo wyraźnie w tytułowej „Pladze osiedla”. Grupa dzieciaków z nowych bloków nie bardzo ma się gdzie podziać: w mieszkaniach ciasno, na klatkach schodowych nie wolno, przed blokami klepisko i resztki materiałów budowlanych. Odkrycie zapomnianego składowiska wyciętych podczas budowy drzew jest dla nich prawdziwym uśmiechem losu. Nie tylko zyskują wspaniałe miejsce do zabawy, ale przy okazji zmieniają się w prawdziwą, solidarną paczkę przyjaciół, bez względu na wiek i płeć („uciekają przed blokowiskiem”, jak to ujmuje ojciec jednego z chłopców, nie dają się wszechobecnej szarzyźnie i marazmowi, potrafią zrobić coś dla siebie i innych). Podobnie jak Boka i Nemeczek muszą też stoczyć bój o swoje miejsce na ziemi. Mogą wygrać z silniejszymi fizycznie dzięki swojej dobrej organizacji, ale czy potrafią wygrać z ludzką podłością? Boka jest też inspiracją dla Adama z opowiadania „Prezydent Janusz Bosak”, który na wzór przywódcy chłopców z Placu Broni wymyśla sobie własnego bohatera do naśladowania i dzięki temu odkrywa u siebie ukryte wcześniej zdolności przywódcze, organizacyjne i odwagę, by przeciwstawić się szkolnym łobuzom. Z pozostałych tekstów dwa („Ni to, ni owo” i „Bywa i zła pogoda”) dotyczą pierwszych fascynacji uczuciowych i wzbogacone są scenkami rodzinnymi i wahaniami w kwestii wyboru przyszłego zawodu. Ciekawsza i mniej oczywista jest „Ta stara piła”: w 1980 roku bananowy młodzieniec nadrabia zaległości z polskiego, biorąc korepetycje u oschłej i ostrej nauczycielki. W tle rozgrywają się wydarzenia na Wybrzeżu, które raczej nie robią na chłopaku wrażenia; on, podobnie jak jego rodzice, chce jedynie wygodnie ustawić się w życiu. Wieczerska swobodnie tworzy zróżnicowane portrety dziewcząt i chłopców w różnym wieku, wiarygodne pod względem psychologicznym, i nie bawi się w moralizowanie. Poza tym nasyca swoje opowiadania (szczególnie „Plagę osiedla”) smakowitymi realiami – można jedynie kiwać głową: tak było!
Opowiadanie „Prezydent Janusz Bosak” było drukowane w odcinkach na ostatniej stronie „Świata młodych”. Na górze był komiks, a na dole kolejna część, którą można było wyciąć i zrobić sobie książkę. Nie pamiętam, co jeszcze tam było drukowane w czasie, kiedy czytałam to pismo, ale ten tytuł zapamiętałam. I część intrygi z wymyśleniem książki na potrzeby wypracowania w szkole – tak było ?
Ostatnio na półce wymiany książek w bibliotece znalazłam „Lekcję dzielenia” Wieczerskiej – tu dla odmiany dobrze pamiętałam akcję, tylko nie wiedziałam, co to była za książka :-)
Tak, bohater „Prezydenta” wymyślił książkę na potrzeby wypracowania. Nie pamiętam powieści w odcinkach w Świecie Młodych, za to wycinałem i zszywałem sobie komiksy. Powieści w odcinkach szły w Płomyku, np. Opium w rosole. Wieczerską znam słabo, mam jej ponoć najlepszą rzecz, Zawsze jakieś jutro, o powojennym Wrocławiu.
Były powieści w odcinkach – pod komiksami, dwustronnie. „Opium w rosole” z „Płomyka” też miałam, ale było to już w czasach studenckich, kiedy nie czytałam go regularnie i zorientowałam się dopiero w okolicach 40 strony. O tym, co się wydarzyło na początku (także w Operze) dowiedziałam się dopiero, jak wyszła książka. Gdzieś mi potem zginęła ta wersja z „Płomyka” i nie mogę sprawdzić, ale mam wrażenie, że był tam dialog Dmuchawca z Ewą Jedwabińską, który się w książce nie znalazł. Albo go sobie wymyśliłam.
„Zawsze jakieś jutro” było świetne ! Podobno napisała też kontynuację, ale nie udało mi się na nią trafić.
Mnie Opium nie interesowało, nie czytałem jeszcze wtedy Musierowicz :) A jeśli chodzi o Wieczerską, to bohaterowie Zawsze pojawiają się w jej wspomnieniach „Moja babcia, Niemcy i wojna”, ale też nie udało mi się tego na razie znaleźć.
A są jakieś współczesne pozycje, które dorównują kunsztem pióra i omawianych problemów tym sprzed lat. Znasz coś? :)
PS. Boglar znam przynajmniej z nazwiska, a wydawało mi się, że pochłonąłem prawie całą młodzieżówkę z PRLu :)
Ponoć jakieś panie dostają nagrody za współczesne młodzieżówki obyczajowo-psychologiczne, ale nie śledzę. Szczygielski daje radę, skoro moje dzieci po kilka razy czytają.
U mnie zastój i brak czasu na zgłębianie co we współczesnej lit. młodzieżowej piszczy. O powtórkach nawet nie wspominam. Ze Szczygielskim utknęliśmy na którymś tomie Czarownicy. Samodzielnej lektury i dążenia do niej, nie stwierdzam :(
Tak szowinistycznie napiszę, że ze względu na główną bohaterkę ta seria może bardziej leżeć dziewczynkom.
A ja dodam, że moje młodsze chłopię nie różnicuje fajności bohaterów ze względu na płeć i mnie to bardzo cieszy, bo dobra książka powinna być dobra bez tej całej chłopackości czy dziewczyńskości i podchodzić każdemu. Ja tam wolę dziewczyny, bo w większości przypadków mają więcej rozumu i jaj niż ich męscy odpowiednicy :P Ale nie zaczynajmy tu wojenki genderowej, bo żaden z nas jej nie chce :D
To bardzo korzystny objaw :) Moja Młodsza pochłania Felixa, Neta i Nikę i kręci nosem nad chłopakami, w sumie słusznie, bo Nika ma więcej rozsądku od nich :D I nie, nie toczmy wojen genderowych, nie ma potrzeby.
Chyba ma po tatusiu, który często, gęsto gra w RPGi kobiecymi postaciami. No, chyba że w MMORPG, to wtedy facetami, bo jednak nie chcę nikogo narażać na zdziwko :P
No ja nie gram, ale rozumiem zjawisko :) Chociaż w HMM grywałem kobiecymi postaciami.
Ale jak to dobra z polskiego i w biegach na setkę? Przecież to się organicznie wyklucza! Czegoż te pisarczyki nie wymyślą :D
Prawda? Ale powiem więcej, wszyscy ci szkolni geniusze byli nie tylko zdolni, ale i usportowieni. Kuriozum takie :)
Krystynę Boglar kojarzę tylko z jakiejś młodzieżówki o obozie letnim i nastoletnim homoseksualiście. Ale niestety nie mogę sobie przypomnieć tytułu.
Matko kochana, chyba nic takiego nie wpadło mi nigdy w ręce.
O, już sobie przypomniałam, która to była książka. To „Kolacja na Titanicu”. :)
Dzięki. Sprawdziłem, wygląda na późne i niezbyt wybitne dzieło autorki.
Ach,Wieczerska. Lubię za „Zawsze jakieś jutro”. Mmmm,,,,
Wszyscy lubią i znają, muszę nadrobić.