Mały światek starszych pań (Elizabeth Gaskell, „Panie z Cranford”)

.Panie z CranfordGdyby nie to, że serdecznie nie znoszę tego słowa, napisałbym „perełeczka”. Więc może cacuszko, urokliwy drobiażdżek – książka z rodzaju tych, które przynoszą uśmiech i wzruszenie, a równocześnie są uchwyconym na gorąco obrazem świata, który właśnie przemijał, powoli, niepostrzeżenie, bez wielkich wstrząsów. Elisabeth Gaskell uwieczniła moment, gdy świat rodem z powieści Jane Austen nieuchronnie chylił się ku końcowi wraz z odchodzeniem kolejnych przedstawicielek tamtej epoki. Symbolem tego schyłku staje się kolej: gdy dotrze do miasteczka, bezpowrotnie zmieni życie jego mieszkańców. Na razie jednak wszystko toczy się po staremu…

„Równy bieg ich życia…”

Tytułowe Cranford to miasteczko zamieszkane głównie, oczywiście jeśli weźmiemy pod uwagę tylko właściwe sfery, przez kobiety: wdowy, stare panny i mężatki, których mężowie przebywali z daleka od domu. Miejsce niepozorne, ale niezwykle dystyngowane; z wdziękiem i taktem przechodzi się tu do porządku dziennego nad finansowymi niedostatkami. Jada się skromnie, takoż ubiera (wiecie, co to patynki?), ale za to przestrzega pilnie wszystkich towarzyskich rytuałów, starannie ustalając hierarchię pań („podczas gdy kobieta zamężna przyjmuje socjalną pozycję swego męża według surowych praw precedensu, niezamężna utrzymuje pozycję, jaką zajmował jej ojciec”) i równie starannie unikając zbytniego spoufalania się z przedstawicielami niższych stanów. Życie płynie spokojnie, z rzadka przerywane jakąś kłótnią pomiędzy damami („wystarcza tego, by równy bieg ich życia nie stał się monotonny”) i epokowymi wydarzeniami w rodzaju przybycia emerytowanego kapitana Browna, który szybko staje się męskim autorytetem dla kranfordzkich dam, występów włoskiego iluzjonisty, wizyty zubożałej damy z prawdziwej arystokracji… Miasteczkowa śmietanka karmi się każdym okruchem czegoś nowego i nietypowego, przy okazji rozstrzygając niezliczone i żywotne problemy: jak zwracać się do owej arystokratycznej damy, w którym rzędzie zasiąść na przedstawieniu, w jakich terminach składać wizyty. Jakąż rozpaczą napełniła mieszkanki Cranford śmierć panny Debory Jenkyns, prawdziwej wyroczni w takich kwestiach, wskutek czego same musiały podejmować trudne decyzje, wysilając cały swój takt i znajomość form towarzyskich.

„Niezrównane w okazywaniu dobroci…”

Świat Cranford obserwujemy oczami Mary Smith, przybyszki z sąsiedniego, wielkiego Drumble, która zaprzyjaźniona z miejscowymi damami składa im od czasu do czasu wizyty. Zbiegają się one z owymi „epokowymi wydarzeniami”, dzięki czemu mamy sprawozdania z poczynań lokalnego towarzystwa. Książka Gaskell jest tym samym zbiorem epizodów, dość luźno połączonych historii z małomiasteczkowego życia. Mary Smith jest bystrą obserwatorką, której nie umykają drobiazgi; zbiera je, by oddać sprawiedliwość skromnemu Cranford, gdzie „dbano o rzeczy, którymi gdzie indziej pogardzano, i troszczono się o sprawy, którym gdzie indziej nie chciano by poświęcić chwili czasu”. Narratorka odnosi się do swoich przyjaciółek z niekłamaną sympatią i ciepłem. Potrafi odkryć, co kryje się za fasadą pozorów, owych rygorystycznie przestrzeganych konwenansów. Dostrzega, że duma i obojętność wobec rzeczy materialnych skrywają biedę; dewiza Cranford brzmiała bowiem „oszczędność z elegancją”. Ma też zmysł humoru, który pozwala z dystansem odnosić się do sytuacji w innym przypadku co najmniej irytujących; przymyka oczy na wady i dziwactwa bohaterek. W ostatecznym rozrachunku wszystkie okażą się oddane, lojalne i dobre. Doskonale to widać na przykładzie zrujnowanej panny Matty Jenkyns, ale i w dziesiątkach drobnych codziennych gestów. W końcu przecież „Cranford jest niezrównane w okazywaniu dobroci”.

Elizabeth Gaskell, Panie z Cranford, tłum. Aldona Szpakowska, Świat Książki 2015.

O „Cranford” pisały również: Anek7, Elenoir, Kasiek, Malita i Setna Strona.

Podobne pozycje:

Żony i córki

Elizabeth Gaskell

(Odwiedzono 808 razy, 1 razy dziś)

16 komentarzy do “Mały światek starszych pań (Elizabeth Gaskell, „Panie z Cranford”)”

  1. Z niecierpliwością czekam na Twój powrót na łono młodzieżówek, bo tu dotarłem do nazwiska Austen i spasowałem :P Być może zupełnie niesłusznie :)

    Odpowiedz
  2. „Perełeczka”, haha, pięknie ;) Czytałam ten tytuł kilka lat temu i zostało mi po nim wrażenie czegoś przyjemnego, powodującego raczej lekki uśmieszek, niż donośny śmiech, ale także niestety czegoś, co nie zostaje na długo. Może dlatego że nie zwróciłam uwagi na to, o czym Ty piszesz, tzn. zapis pewnej epoki, która nieubłaganie mija. Dla mnie to były raczej takie nieco prześmiewcze historyjki o paniach, które są, albo chcą być, bardzo ą ę ;) Ale ogólnie wspomnienie dość przyjemne :)

    Odpowiedz
    • Na pewno nie są to historyjki prześmiewcze, bo autorka nie kpi i nie wyszydza, tylko przyjmuje swoje bohaterki z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo uważa, że w gruncie rzeczy są dobre i życzliwe. Nie wiem, na ile ze mną zostaną te historie, ale czytało się miło; uwielbiam takie obyczajowe powieści z masą detali i detalików.

      Odpowiedz
  3. Dobrych kilka lat temu nabyłam to w lumpeksie za grosze w wersji oryginalnej, z okładką serialową – a skoro spozierały zeń wspomniane przez Anię Judy Dench i Imelda Staunton, wyszłam z założenia, że nie mogły zagrać w ekranizacji kiepskiej książki.;)
    Mam nadzieję, że powieść utrzymana jest w innym tonie niż te autorstwa Jane Austen?

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.