Kopalnia według Zoli jest dzikim zwierzęciem, okrutnym i zachłannym, które paszczęką szybu pochłania codziennie szeregi ludzi i wypluwa ich po długiej harówce w swoich wnętrznościach. Czasem, zależnie od kaprysu, zatrzymuje sobie jakieś ofiary, zabitych wskutek zawału albo wybuchu gazu. Ale i tych, którzy wyjeżdżają po wielu godzinach pracy na powierzchnię, trawi nieustannie, wysysa z nich siły i w ostatecznym rozrachunku – życie.
Górnicza nędza
Stefan Lantier przemierza drogi w poszukiwaniu pracy. Wszystkie fabryki w regionie zmagają się jednak ze skutkami kryzysu i nie ma w nich miejsca dla maszynisty, który na dodatek pobił swego szefa. Wreszcie Stefan zaczepia się na najbardziej podrzędnym stanowisku w kopalni Le Voreux i poznaje życie górników i ich rodzin: harujących za minimalne stawki w urągających zdrowiu i bezpieczeństwu warunkach, gnieżdżących się w ciasnych domkach, zadłużonych u sklepikarzy. Pracują wszyscy: mężczyźni, ich żony, podrośnięte dzieci i starcy, póki mogą się ruszać, inaczej rodzina nie miałaby szans się wyżywić. Robotnicy dostrzegają swoją nędzę i wyzysk, ale pocieszają się sakramentalnym „inni mają gorzej” i nie chcą się buntować, do czasu. Ostatecznie jednak decyzja o radykalnym obniżeniu zapłaty doprowadza do wybuchu strajku, a Stefan zostaje jego przywódcą jako najbardziej uświadomiony politycznie i cieszący się szacunkiem górników.
Nasiona rewolucji
„Germinal” ukazuje wszystkie patologie życia górników: alkoholizm, rozwiązłość obyczajową, brak edukacji, drobną przestępczość, przemoc domową. Ludzie nie interesują się niczym poza przeżyciem kolejnego miesiąca. Powoli dociera jednak do nich świadomość, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdują, a to skłania ich do buntu – przy czym ogromną rolę w nim odgrywają kobiety: te wynędzniałe, przedwcześnie postarzałe istoty gotowe są na wszystko, byle móc nakarmić swoje dzieci; ich wściekłość znajduje upust w przerażającej scenie zemsty na sklepikarzu Maigracie, kiedy pękają wszystkie bariery. To kobiety chcą kontynuowania strajku, mimo iż mężczyźni skłonni byliby ustąpić. One nie są w stanie znieść myśli, że wszystkie wyrzeczenia miałyby pójść na marne, a niesprawiedliwość zacząć na nowo. Poza wielkim dramatem całej społeczności Zola pokazuje też historię rozwoju i upadku Lantiera: od rozpoczęcia pracy w kopalni na najniższym stanowisku, przez wrastanie w nowe otoczenie i zyskiwanie jego sympatii i zaufania po ostateczną klęskę strajku, którym kierował i zniweczenie nadziei na życie z ukochaną kobietą. Lantier rozwija się i jako działacz polityczny, poprzez samokształcenie absorbujący dość chaotycznie nowe prądy ideologiczne, i jako człowiek. Jego przegrana nie jest ostateczna, wierzymy, że podniesie się po wszystkich ciosach, tak samo jak podniesie się i wygra sprawa robotnicza. Według Zoli stłumienie jednego strajku nie oznacza bowiem końca walki. Górnicy, chociaż chwilowo złamani, poznali swoją siłę, siłę wspólnego działania. Tylko kwestią czasu jest wybuch rewolucji, która doprowadzi do zmian. Będzie brutalna i krwawa, pewnie doprowadzi do wielu cierpień, ale w końcu również przebuduje świat. Poświęcenia górników z Le Voreux nie pójdą na marne, z nich, jak z kiełków wschodzących na polach w wiosennym miesiącu Germinal, wyrośnie „czarna armia mścicieli” i ruszy do boju.
Arcydzieło aktualne
„Germinal”, podobnie jak „Grona gniewu”, zrobił na mnie największe wrażenie czytany po raz pierwszy, gdy miałem kilkanaście lat i gdy kształtowały się moje poglądy na świat, na to, co słuszne i sprawiedliwe, a dokoła rozgrywały się przemiany społeczne i gospodarcze, które nie dla wszystkich okazały się korzystne. Ogromnie wymowna była wtedy ta historia tragicznej walki o godność robotników i bardzo intensywnie ją przeżyłem. Przy powtórce było zupełnie inaczej, dużo mniej emocjonalnie, ale to nie znaczy, że gorzej powieść Zoli odebrałem. Nadal w pełni ją doceniam, mimo iż nudziłem się nieco przy scenach dyskusji ideologicznych i zauważyłem niejaki melodramatyzm zakończenia. Brutalny naturalizm opisów wciąż jednak robi wielkie wrażenie, szczególnie połączony z konstatacją, że mimo całego postępu, jaki poczyniliśmy, wciąż na świecie są miejsca, gdzie czas zatrzymał się w epoce „Germinala”.
Germinal czytałam tylko raz, dziewięć lat temu. Pamiętam, że książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Po raz pierwszy spotkałam się wówczas z naturalizmem w literaturze. Nie wiem, jak dziś bym ją odebrała, ale moja sympatia do Zoli przez te kilka lat od pierwszego spotkania nie zmalała.
PIerwsze czytanie Germinala to jak dostanie w głowę czymś ciężkim, Zola nie oszczędza czytelnika. Podejrzewam, że przy drugim czytaniu mogłabyś mieć podobnie jak ja dużo mniejsze emocje.
„Grona gniewu”, to plaskacz otrzeźwienia dla chorujących na american dream. A wyzysk opisywany przez Zolę nadal aktualny, tylko szatki ma bardziej czyste :P
W Europie menedżerowie mają czyste szatki, zaiste. A w czym pracują dzieci w Bangladeszu, to już się klientom nie pokazuje :(
Uładzone niewolnictwo poza starym kontynentem, to już w ogóle inna para kaloszy. I fakt, o wiele bliższa Zoli. Dodałbym jeszcze przepaści „klasowe” zupełnie jak z XIX wieku w Rosji, ale to już temat na długą i zawiłą dysputę z elementami polityki, a nie mam dziś ani ochoty, ani siły :P
Może to faktycznie nie miejsce. Przeczytam jakiś reportaż o współczesnym wyzysku, to sobie podyskutujemy.
A nie lepiej jakąś pierdółkę, żeby o pierdółkach pogawędzić? Już pożyliśmy na tyle, że wiemy o złym obliczu tego świata i nie potrzebujemy się utwierdzać w przekonaniu, że jest do kitu. A może potrzebujemy? :P
Jak już sobie kupiłem jakiś reportaż o patologiach przemysłu odzieżowego, to kiedyś go przeczytam. Ale bez strachu, niezbyt szybko :)
A ja się waham między powieścią, a reportażem właśnie. Skończyłem „Stramera”, który podobał się, ale nie zachwycił, ot, porządna historia bez udziwnień, zarówno językowych jak i innych. A i tak pewnie po dzisiejszym aerobiku pewnie wybiorę trzecią opcję, czyli sen :P
Sen, nigdy za mało snu :) Szczególnie po gimnastyce.
Dałem jeszcze radę kilkunastu stronom „Miecza przeznaczenia” i … jakie to jest dobre! Przez przypadek zachwiałem kolejność, ale już chyba nie będę wracał do „Ostatniego …”. A serial niezły, ale scenarzysta posiał 3/4 czaru panaandrzejowych dialogów :P
Ja nie jestem wielbicielem Wiedźmina. Początek niezły, a im dalej w las, tym gorzej. Kończyłem cykl głeboko zniesmaczony :)
Ja, czytając „Germinala” ze 25 lat temu, miałam wrażenie, że ten pył węglowy z książki wyłazi i na mnie się osadza. Taki solidny naturalizm :-) Ksiązka mocna, pamiętam do dziś.
Pył, błoto i ta wszechobecna szarość, zdecydowanie bardzo sugestywna powieść.
Bo tak, z tego co pamiętam, rzeczywiście było. Cóż, prawo cyklów :P Ale na razie jestem na początku i bawię się przednio :)
No tak, początek akurat bardzo dobry. To miłej lektury.
Dziesięć lat temu przeczytałam powieść „Król Węgiel” Uptona Sinclaira. Ileż ta książka ma w sobie mocy, Guciamal napomknęła w komentarzu o „Germinalu” i to zapamiętałam, chociaż nie czytałam.
Nawet nie słyszałem o tej powieści Sinclaira, lecę sprawdzać.