Rodzina w dziesięciu odsłonach (Georges Duhamel, „Kronika rodu Pasquier”)

Kronika rodu Pasquier

Rajmund Pasquier pochodził z chłopskiej rodziny, ale pragnął awansu społecznego: imając się rozmaitych zajęć, studiował medycynę. Poślubił pannę z kupieckiej rodziny i miał z nią siedmioro dzieci – pięcioro z nich przewija się nieustająco przez „Kronikę rodu”, spisywaną po latach przez Laurenta, uznanego biologa. W tworzonym po pięćdziesiątce pamiętniku cofa się on do swego dzieciństwa, by przedstawić dzieje najbliższych, „nie po to, by kogokolwiek zbudować lub poprawić, lecz aby dopełnić aktu rozpoznania”, znaleźć klucz do „prawdy ludzkiej”, jak naukowiec, który obserwując małe muszki, potrafi odgadnąć największe tajemnice życia.

Zdani na los szczęścia

Pasquierów poznajemy w przełomowym dla nich momencie: śmierć opiekunki matki otwiera drogę do przejęcia jej majątku, który bardzo przydałby się rodzinie, z trudem wiążącej koniec z końcem. Testatorka jednak obwarowała swoją ostatnią wolę wieloma zastrzeżeniami i otrzymanie pieniędzy okaże się niezwykle czasochłonne. Nie przeszkadzało to jednak Rajmundowi snuć marzeń na konto owego dziedzictwa. W oczekiwaniu na wiadomości od notariusza z Hawru, który zajmował się sprawą, Pasquierowie przejadali fundusze, których nie mieli – bardzo długo zresztą problemy finansowe będą dominantą ich życia. Obserwujemy je oczami siedmioletniego Laurenta, który równocześnie poznaje otaczający go świat: nie tylko rodzinny, ale kolejne paryskie kamienice i samo miasto. Rojenia o spadku mniej go interesują niż przyjaźń z Dyziem, nieszczęśliwym chłopcem z sąsiedztwa. Tak podsumowywał ten okres życia: „Żyliśmy zdani na los szczęścia, często pozbawieni wszystkiego i bezradni, ale mieliśmy zawsze wielkie projekty, hodowaliśmy cudowne nadzieje, a rodzice kochali nas”. Wielkie projekty były, dodajmy, domeną ojca, a rodzicielska miłość to przede wszystkim matka, cicha, zdominowana przez męża, oddana dzieciom, wciąż zatroskana, co im dać jeść i skąd wziąć pieniądze na buty i płaszczyki.

Przed odlotem

W gruncie rzeczy można by się jednak zgodzić z Laurentem, że mimo ubóstwa tamten okres rodzinnego życia był stosunkowo spokojny. Gdy dzieci dorastają, mityczny spadek udaje się powoli zrealizować (i wydać), a ojciec zostaje wreszcie lekarzem, Pasquierowie wchodzą w etap dużo bardziej burzliwy. Rajmund, chorobliwie ambitny i niespokojny, wpycha ich ciągle w rozmaite tarapaty; nie zadowala go życie wiejskiego lekarza, chce wciąż czegoś nowego, snuje nierealne marzenia, wreszcie też okazuje się, że prowadzi podwójne życie, co dzieci będą mu często wyrzucać. Powoli jednak młodzi Pasquierowie szykują się do opuszczenia rodzinnego gniazda: najstarszy, Józef, zamierza zbić majątek, Ferdynand w spokoju pielęgnować swe choroby i skromne urzędnicze ambicje, Laurent oddaje się biologii i medycynie, Cecylia szlifuje talent pianistki, a najmłodsza Zuzanna ostatecznie trafi na scenę. Jeszcze próbują utrzymywać rodzinną jedność, ale z coraz większym trudem przychodzi im znoszenie szaleństw ojca i utrzymywanie ich w sekrecie przed matką.

Rodzina, ach rodzina

Odtąd obserwujemy już rozpad rodziny: Pasquierowie rozchodzą się każde w swoją stronę, by realizować własne cele i ambicje. Duhamel w kolejnych częściach sagi pokazuje nam ich w wybranych momentach życia, skupiając się głównie na Laurencie, naukowcu idealiście, ale oddając też miejsce Józefowi, którego bezduszności i bezwzględności brat wielokrotnie doświadczył, Cecylii, która pochłonięta muzyką ma problemy z uczuciami i ponosi miłosne porażki, czy Zuzannie, młodej piękności, która niszczy z kolei prawdziwe uczucia, gdy tylko pojawia się szansa na powrót do teatru. Młody Laurent mocno przeżywa ten rozpad rodziny: wie doskonale, że po jednym dramacie nieuchronnie nadejdzie kolejny, to się nigdy nie zmieni. Jednocześnie czuje potrzebę swobody, gdyż rozumie, że rodzice i rodzeństwo, jak mówi, „zamykali mi horyzont, zasłaniali niebo, zapychali serce i wszystkie drogi życia”. Można jednak z nimi zerwać, a mimo to pozostać uwikłanym, nadal uczestniczyć w kolejnych szaleństwach ojca i smutkach matki czy problemach braci i sióstr. Życie pokazuje, że nie da się, jak chciałby Laurent, „wyleczyć się z nich wszystkich”. Pasquierowie „nigdy się nie zmienią; nikt, nikt z nich się nie zmieni”.

Paskierada

Olbrzymia powieść Georges’a Duhamela jest wyzwaniem głównie ze względu na swą objętość; tak już się dziś nie pisze i tak się już dziś nie czyta. Dość luźna fabularnie konstrukcja – podział na dziesięć części, z których każda jest zamkniętym epizodem z centralnym bohaterem – ułatwia jednak lekturę; to trochę tak, jakbyśmy czytali dziesięć oddzielnych powieści. Zwłaszcza że Duhamel dba też o to, żeby urozmaicać sposób opowiadania: w większości części narratorem jest Laurent, ale raz głos przechodzi na jego przyjaciela Justyna, raz na narratora trzecioosobowego; mamy też część złożoną tylko z listów. Życie Pasquierów obserwujemy na przestrzeni kilkudziesięciu lat – od lat dziewięćdziesiątych XIX stulecia do 1925 roku, z przeskokami co kilka lat, by skupić się na epizodach ważnych i dla całej rodziny, i dla jej poszczególnych członków. To epicka „Paskierada”, by użyć terminu, którym bohaterowie określają poczynania typowe dla swojej rodziny. Co uderzające, nie ma części poświęconej Wielkiej Wojnie; dochodzą do nas tylko jej echa, informacje o udziale bohaterów w walkach, odniesionych ranach czy śmierciach. Wszystko jednak tylko pośrednio, nieco mimochodem. Podobnie zresztą jak słabo dźwięczą w książce inne ważne wydarzenia historyczne, choćby sprawa Dreyfusa. We wstępie do swego pamiętnika Laurent odcina się od wprowadzania do opowieści polityki i historii; woli skupić się na „myślach, pracy i przygodach zwykłego obywatela zagubionego w tłumie”. Przy czym określenie „zwykły obywatel” słabo stosuje się do Pasquierów; wśród nich, może prócz nijakiego Ferdynanda, który zajmuje marginesowe miejsce w książce, i matki – chociaż i ona jest wzorem matczynej miłości i małżeńskiego oddania wbrew wszelkich przeciwnościom – nie ma postaci zwykłych. Rozgorączkowany w swych marzeniach i chęci do czerpania garściami z życia ojciec, wciąż pełen nowych, nierealnych pomysłów, żywotny, energiczny, bufonowaty, zawsze uważał się za lepszego niż ogół; Józef sam doszedł do ogromnego majątku dzięki bezwzględności, która ostatecznie się na nim zemści; Cecylia, bogini muzyki, płaci za talent klęskami w życiu osobistym, a Zuzanna, dobra aktorka, z wysokości sceny nie umie docenić prawdziwie oddanych mężczyzn. Laurent, wybitny uczony, nie potrafi i nie chce zrezygnować ze swego idealizmu, co wiele razy poważnie go zrani. Poznawanie kolei ich życia jest fascynujące. Duhamel nie tylko tworzy znakomity portret rodziny jako całości i psychologicznie pogłębione wizerunki poszczególnych jej członków (i licznych przyjaciół, znajomych, sąsiadów), ale nasyca swoją powieść też dziesiątkami, wręcz setkami detali obyczajowych, obserwacji życia codziennego przez kilka dziesięcioleci, epizodami humorystycznymi albo dramatycznymi. Żongluje nie tylko sposobem narracji, ale też nastrojami: pierwsze trzy części sagi kojarzyły mi się z powieściami Zoli; mamy przesyconą beznadzieją opowieść „Cecylia wśród nas” i wręcz sielankową, gdyby nie finał, „Zuzannę i młodzieńców”. Klasyczna opowieść o dojrzewaniu i młodzieńczym rozczarowaniu („Pustelnia Bievres”) oraz epizod o kłopotach idealisty Laurenta („Walka z cieniami”) odcinają się od ponurego finałowego „Męczeństwa Józefa Pasquier”, obnażającego bezduszność rodzinnego milionera. Dzieło tak szeroko zakrojone nie jest, rzecz jasna, zupełnie równe, ale zdecydowanie warto się z nim zmierzyć, bo „Kronika rodu Pasquier”, pozostająca w cieniu „Buddenbrooków” czy „Sagi rodu Forsyte’ów”, zasługuje na przypomnienie.

Georges Duhamel, Kronika rodu Pasquier, t. 1–5, tłum. Iza Glinka, Kazimiera Woyde, Marta Higier-Łebkowska, Jerzy Pański, Książnica 1992.

 

Podobne pozycje:

Na wschód od Edenu

John Steinbeck

(Odwiedzono 1 236 razy, 4 razy dziś)

24 komentarze do “Rodzina w dziesięciu odsłonach (Georges Duhamel, „Kronika rodu Pasquier”)”

  1. Chylę czoła, choć jak coś wchodzi, to wchodzi i nie ma, że stron miliony :) Te wzmianki o hiperaktywnym, pełnym szalonych i najczęściej chybionych pomysłów, które mają przynieść finansowy sukces rodzinie, ojcu, jako żywo przypomniały mi Stramera Mikołaja Łozińskiego. Całkiem przyjemna rzecz, że tak uogólnię :)

    Odpowiedz
  2. Zachodzę w głowę jak to możliwe, że nigdy wcześniej nie słyszałam o tym cyklu. Zdaje się być idealny dla mnie. Być dokładnie tym, co lubię w literaturze. Zwłaszcza, że to literatura francuska… Dziękuję, że przedstawiłeś tutaj ten cykl!

    Odpowiedz
  3. No właśnie – ja jak Natalia – nigdy nie słyszałam o tej powieści :) Poszukam i chętnie zajrzę, czasem mam takie fazy na Forsyte’ów czy innych Paliserów :) Dzięki :)

    Odpowiedz
  4. Podziwiam wytrwałość, sagi rodzinne wolę jednak w telewizji.;)
    Swoją drogą dziwne, że wydarzenia historyczne pozostają w cieniu – w końcu jakoś odbijały się na życiu familii.
    Muszę to powiedzieć – stylowe wydanie.

    Odpowiedz
    • Z sag telewizyjnych będę czytał Palliserów :D Kiedyś.
      Brak historii też mnie zdziwił, ale właściwie poza I wojną te wydarzenia toczą się jakby poza Pasquierami. Co najwyżej kłócili się przy obiedzie o Dreyfusa, a i to nie za bardzo, bo matka nie lubiła, jak się kłócili i zabraniała podnosić temat. Józefowi w interesach mogły pomagać zmiany rządowe, ale to wszystko. I w sumie autora rozumiem: zwykła rodzina, bez związków z polityką, ma w nosie wielkie wydarzenia historyczne, jej to dotyka co najwyżej pośrednio.
      A wydanie faktycznie, hoho, skaj i złocenia, bardzo lata 90. :D Za to w środku papier klasy IV.

      Odpowiedz
  5. Ciekawe, czy możliwe jest takie odcięcie od wydarzeń w dobie mediów społecznościowych.;)))
    Czy w czasach Zuzanny bycie aktorką było wciąż krytykowane?
    Chyba mam Dickensa w tej serii. Papier rzeczywiście paskudny, za to cały tom lekki.

    Odpowiedz
    • Nie jest możliwe, co widać świetnie teraz, jak nie można lodówki otworzyć, żeby nie dostać wirusem.
      We Francji chyba dużo wcześniej niż u nas scena nie kojarzyła się od razu z zamtuzem, w każdym razie rodzina nie sprzeciwiała się decyzji Zuzanny, która zresztą była uczennicą Sary Bernhardt.
      Ten Dickens to chyba z takiej kioskowej serii klasyków, Duhamel ukazał się niezależnie, ale estetyka ta sama: ma wyglądać na luksusowe wydanie, ale zrobione po taniości :)

      Odpowiedz
      • Rodzina nie sprzeciwiała się – w sumie niebywałe, bo nawet dzisiaj – choć z innych powodów – rodzice raczej nie są zadowoleni z takiego wyboru profesji przez dzieci.;)
        Założę się, że z daleka na widok szeregu takich tomów na półce można się nabrać na ten niby-luksus.;)

        Odpowiedz
        • Nie ma mowy o żadnych oporach, może dlatego, że to najmłodsza córka pieszczoszka, a może dlatego, że jej siostra została pianistką, więc przetarła szlaki.
          Nabrać się na niby-luksus można, widziałem parę półek umeblowanych tymi wydaniami :) Ale jak komuś zależy na lepszym tłumaczeniu niż anonimowe z XIX wieku, to musi szukać czegoś innego.

          Odpowiedz
  6. Sagi rodzinne jakoś zupełnie mnie nie pociągają, ale tak na poziomie teoretycznym, bo z żadną sił nie próbowałem. Jeśli jednak naszła by mnie ochota, to którą na początek być zalecał?

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.