Kręgi na wodzie (Jarosław Iwaszkiewicz, „Książka moich wspomnień”)

Książka moich wspomnień

Gdy w 1941 roku Jarosław Iwaszkiewicz zaczynał pisać swoje wspomnienia, miał 47 lat i chociaż nie mógł o tym wiedzieć, przeżył niemal równo połowę życia. Ludzie w sile wieku raczej rzadko siadają do spisywania pamiętników, ale tu sytuacja była szczególna: dokoła pisarza trwała wojna i nikt nie był pewny dnia i godziny. Stąd ta chęć utrwalenia ulotnych śladów, jakie „pozostawiają nasze życia na powierzchni tego świata”, owych kręgów na wodzie, „które stają się coraz słabsze, coraz dalsze i przemijają”.

„Dać garść wspomnień”

Iwaszkiewicz miał świadomość, że wybuch wojny oznacza koniec pewnego okresu, i zamierzał „dać garść wspomnień, obrazów, ujęć, które będą bardzo osobistym echem wypadków niezwykłej epoki, w jakiej przyszło mi pędzić lata”. Nie chciał tworzyć ani obrazu historii, ani własnego portretu jako artysty. Zarzekał się też, po trosze kokieteryjnie chyba, że będzie trzymał się suchej prawdy, prostej i nieatrakcyjnej w porównaniu ze wszystkimi jej przetworzeniami, jakie zawarł w swoich dotychczasowych utworach (i jakie dał później choćby w „Sławie i chwale”, która pełną garścią czerpie z biografii autora). Odżegnał się również od „egotycznych rozważań psychoanalitycznych”, „wyznań” i „spowiedzi”. O co mu więc chodziło? „Tylko o to, aby opowiedzieć, jak świat zewnętrzny z całym jego pięknem, z całą szpetotą, tragizmem i radością przełamywał się w duszy dziecka, młodzieńca i mężczyzny”.

Baśń dzieciństwa, lęki młodości

Najpiękniejsze partie książki poświęcone są dzieciństwu w ukraińskim Kalniku, gdzie ojciec Jarosława pracował jako urzędnik w cukrowni. Chłopiec wyrastał w świecie sięgającym swymi korzeniami głęboko w wiek XIX, a może i wcześniejsze stulecia, skromnym, ale głęboko patriotycznym i przenikniętym kulturą. Iwaszkiewicz nasiąkał tą atmosferą, miał też bliski kontakt z przyrodą. I o rodzinnym domu, i bujnej naturze ukraińskiej pisze z miłością i zachwytem, doceniając wszystko, co wyniósł z dzieciństwa. Nie brakuje też znakomitych anegdot (znana opowieść o pieczeniu wielkanocnych bab), opisów barwnych typów i typków, rozmaitych ciotek, sąsiadów, znajomych. Całość ma w sobie coś wręcz nierzeczywistego czy baśniowego. Późniejsze partie wspomnień już tak baśniowe nie są: śmierć ojca przerwała dzieciństwo Jarosława, znacząc początek dojrzewania, próby określenia, kim się jest i do czego się dąży. Młodzieńcze przyjaźnie, żarliwe dyskusje, lektury i pierwsze próby literackie, poznawanie ludzi i różnych środowisk, egzystencjalne lęki – wszystko to kształtowało Iwaszkiewicza. W dzieciństwie duży wpływ na niego miał dom Szymanowskich, w latach młodzieńczych zachwycił się podłódzkim dworem w Byszewach, który ukazał mu świat odmienny od ukraińskiego, który poznawał jako domowy nauczyciel. I znowu okres ten zostaje brutalnie przerwany: rewolucja na Ukrainie kładzie kres kolejnej epoce, katapultując Jarosława w nowe życie.

Warszawa, Zakopane, Stawisko, Europa…

W Warszawie wylądował miesiąc przed odzyskaniem niepodległości przez Polskę z ambicjami poetyckimi, ale pustymi kieszeniami. Po raz kolejny wziął się za nauczanie, ale nawiązał też znajomości w świecie literackim: związał się ze skamandrytami, zyskał uznanie, ale też krytyków, uczestniczył w życiu artystycznym, zahaczył o politykę, wziął ślub, urodziły mu się dzieci… Te dwa ostatnie fakty zresztą łatwo przeoczyć, gdyż zgodnie ze swą deklaracją Iwaszkiewicz o życiu osobistym jedynie napomyka. Więcej miejsca poświęca swoim podróżom: do Paryża, do Zakopanego, Heidelbergu, Włoch, Danii czy Sandomierza. Opisuje atmosferę tych miejsc, daje charakterystyki poznanych postaci (w powojennym dodatku do wspomnień dorzuca znakomite portrety Tuwima i Lechonia), gości swego domu w Podkowie Leśnej, omawia dyskusje literackie i dorzuca rozmaite anegdoty. Zachwyca się przyrodą (góry!) i architekturą, wydaje się, że czerpie z życia pełną garścią, choć skądinąd wiemy, że wcale tak sielankowo nie było – to jednak też nie miało stanowić motywu książki.

Iwaszkiewicz starannie wyselekcjonowany

Gdybyśmy szukali w „Książce moich wspomnień” pełnego obrazu życia Iwaszkiewicza do wybuchu drugiej wojny światowej, czekałoby nas rozczarowanie. Obraz jest tu bardzo uładzony, wątki starannie wyselekcjonowane, życie rodzinne, problemy domowe właściwie nieobecne. Widzimy dojrzewanie Iwaszkiewicza jako artysty, choć niekoniecznie jako człowieka. O wszystkim tym jednak jesteśmy uprzedzani przez autora na wstępie i trudno mieć do niego o to pretensje. Jako obraz epoki jest to jednak książka bardzo ciekawa i wartościowa, na dodatek, jak to u Iwaszkiewicza, przepięknie napisana. Sucha prawda zapowiedziana w przedmowie okazuje się prawdą przekazywaną z niezwykłą wrażliwością na słowo: opisy miejsc czy charakterystyki ludzi dorównują tym dawanym przez Iwaszkiewicza w jego utworach literackich. Czyta się ten obszerny tom z dużym zainteresowaniem. Może też być on wstępem do pogłębiania wiedzy o pisarzu: tę wersję starannie zredagowaną na użytek czytelnik na pewno ciekawie będzie skonfrontować z nowymi biografiami, a przede wszystkim z dziennikami i listami samego Iwaszkiewicza.

Jarosław Iwaszkiewicz, Książka moich wspomnień, Zysk i S-ka 2010.

 

(Odwiedzono 663 razy, 3 razy dziś)

22 komentarze do “Kręgi na wodzie (Jarosław Iwaszkiewicz, „Książka moich wspomnień”)”

  1. Kiedyś przeglądałam tę książkę, ale nie znalazłam w niej punktu zaczepienia. Może właśnie ze względu na uładzenie, o którym piszesz.
    Co do kokieterii – dość często, czytając JI, ma wrażenie, że krygował się jak panienka, tymczasem raczej był przekonany o swojej klasie.

    Odpowiedz
    • Ja się złapałem na opowieści z dzieciństwa, takie baśniowe lekko. Później jest różnie, młodzieńcze burze i napory są momentami niestrawne, on przeniósł te dyskusje żywcem do Sławy i chwały i tam tez brzmią nieznośnie :) Ogólnie to taki misz masz różności światowych, chętnie to sobie porównam z dziennikiem.
      A co do krygowania się, to tak, jak najbardziej się mizdrzył, doskonale wiedział przecież, jak pisze. I pewnie nawet wszystkich tych efektów specjalnych używał z pełną świadomością i czasem rutynowo – jak się porówna Książkę i Podróże do Polski, to widać pdobne chwyty, nawet frazy.

      Odpowiedz
  2. O ile dobrze pamiętam Podróże do Włoch, wydaje mi się, że pewne wątki o których piszesz zostały powielone także i tam. Mam wrażenie, że to tam czytałam jego uwagi na temat Lechonia, czy Tuwima. Ale nawet jeśli wspomnienia są wyselekcjonowane z uwagi na język opisu i opisywanie minionego świata, wrażenia z podróży chętnie przeczytam. I wydaje mi się, że to uładzenie, o którym piszecie nie będzie mi przeszkadzało, może tak chciał widzieć swoje życie, jak pewnego rodzaju sielankę. Może wielu z nas chciałoby je tak widzieć.

    Odpowiedz
    • Tak, niektóre fragmenty na pewno były recyclingowane w innych miejscach, zresztą Iwaszkiewicz pisze, że wątki z życia nieustannie wykorzystuje w swoim pisaniu. Uładzenie chyba nawet nie wynika z tego, że chciał prezentować sielankę, tylko z tego, że nie zamierzał wpuszczać czytelnikow za głęboko w swoje życie. Dlatego właściwie brakuje tu i żony, i dzieci, i zwykłej przyziemnej codzienności.

      Odpowiedz
  3. 47 lat, powiadasz … :) Tylko co tu, na Dadźboga i Swaroga, wspominać. Anim ja sław nie poznał, ani w socjecie się nie obracał, w domu też, dziękować, nudno. Choć chciałoby się pozostawić swoje życie na powierzchni tego świata. A może jednak nie? Ech :P
    Z dzienników, to Mrożek od lat patrzy na mnie z wyrzutem z półki. Chyba go wepchnę w drugi rząd :D

    Odpowiedz
      • My to jeszcze mamy okazję jakichś wielkich poczytać, a co będzie za lat 50? Same celebryckie i gwiazdkowe wypociny, spisane przez „literatów” różnego autoramentu :P Ale robienie jakichś zapisków naprawdę chodziło mi po głowie i znów ten pomysł wrócił po przeczytaniu „Silva rerum”, która to książka oparta jest na fikcyjnej sylwie litewskiego szlachcica :P A snobowanie Mrożka może mi się akurat spodobać, bo sam w życiu snobowałem się na milion różnych rzeczy :) Obecnie na kawę i bieganie po lesie :D

        Odpowiedz
          • No właśnie, byle było …, a nie wiem jak Ty, ale mnie zwyczajnie brakuje siły na intelektualne rozkminy. Teraz czytam książkę, pasowałoby sobie przypomnieć tło, bo Potop to już w mojej głowie jedynie jakieś plewy niegdysiejszej wiedzy, ale wiem, że jak chwycę za podręcznik, to albo usnę, albo za stron dwadzieścia nie będę w stanie powiedzieć o czym przed chwilą czytałem :( Żeby się intelektualizować potrzebny jest spokój. Święty spokój od trosk dnia codziennego :)
            A snobowanie na bieganie jest zdrowe do pierwszej kontuzji :P Choć nie wiem czy kawa bezpieczniejsza :D

            Odpowiedz
  4. Zapytam partykularnie i się wtrącę. Pytanie osobiste takie mam: cóż pisał o Zakopanem? A w ramach wtrącenia do wątku z Bazylem: polecam listy Lema i Mrożka. Czyta się lekko, dużo humoru i słownej woltyżerki.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.