Hen nie krzepi (Józef Hen, „Crimen”)

Crimen

Hena, Muzo, opiewaj, męża tak zdolnego,
Że wskrzesza dawne czasy, wieku minionego
Sprawy i ludzi, bitwy oraz walki, spory
I gwałtu pełne mordy, i słodkie amory.
Życia wybory trudne, poplątane związki –
Wszystko to napisane ułożył w kształt książki.
Dzieło to arcyświetne „Crimen” się nazywa,
Lecz resztę powiem prozą, bo wena odpływa.

Napisałem pean koślawym trzynastozgłoskowcem, żeby dać ujście czytelniczemu entuzjazmowi. Bo „Crimen” to znakomita powieść, o wartkiej, awanturniczo-kryminalnej akcji, pisana barwnym, stylizowanym na staropolszczyznę językiem, zaludniona przez bohaterów pełnokrwistych i złożonych, i ze świetnie nakreślonym, oddanym z masą szczegółów tłem historycznym. Gdyby Sienkiewicz porzucił swój pęd do krzepienia serc i poduczył się psychologii, to może wyszłoby mu coś na kształt powieści Józefa Hena.

Powrót

Dwudziestoparoletni Tomasz Błudnicki wraca w rodzinne strony po walkach w Rosji. Nie wiezie bogatych łupów, raczej bolesne wspomnienia. Nie ma pojęcia, co go czeka w domu, po drodze dowiaduje się, że jego ojciec zmarł w podejrzanych okolicznościach, być może zabity – ale przez kogo i dlaczego? Raz powzięte podejrzenie tkwi w nim jak cierń, jeden z wielu, jak się okaże, i zmusi Tomasza do podjęcia śledztwa. Po drodze zdąży się narazić lisowczykom i poznać życie ariańskiej wspólnoty, będzie walczył z bandą miejscowych awanturników, zyska i straci narzeczoną, jedną pannę uwolni z rąk porywaczy, inną zbałamuci – ot, taka codzienność na kresach Rzeczypospolitej, gdzie bez możnego protektora i wiernej szabli trudno zaznać spokoju.

Rycerze ze skazą i emancypantka

Tomaszowi daleko do sienkiewiczowskich rycerzy bez skazy. Wojakiem został wbrew sobie, bo chciał studiować, ale cóż, ojciec uważał, że fortunę łatwiej na wojnie zdobyć niż w książkach znaleźć. Bił się więc za carycę Marynę Mniszchównę, Kremla bronił w oblężeniu, lecz nic nie wywalczył. Z życiem uszedł, ale ledwie jako cień dawnego siebie wrócił. Coś go gryzie, z czymś się zmaga: wyjaśnienie śmierci ojca ma nie tylko aspekt honorowy, ale też terapeutyczny. Wiele w nim goryczy, wiele zwątpienia; na pewno nie jest ślepy na ludzką krzywdę i przekonany o wyższości stanu szlacheckiego. Jest samotny, bo nie chce iść za owczym pędem, nie sprawdziwszy, czy sprawa jest słuszna. Hen zresztą nie chodzi na skróty przy tworzeniu bohaterów: nawet ci drugoplanowi nie są kreśleni grubą kreską, nawet ci z dalszego planu są ludzcy, nie papierowi. Urszula Bełzecka, córka starosty, możnego opiekuna Błudnickich, ma niezbyt tradycyjny pogląd na swoją rolę: za wiele przeczytała, za wiele by chciała doznać i zobaczyć, by bez protestów dać się uwięzić przy kołowrotku. Samodzielna, wręcz samowolna, chce decydować o sobie, lokować uczucia zgodnie z sercem, a nie kalkulacją, choć i tu jej poglądy zostaną zweryfikowane. (Nawiasem mówiąc, postacie kobiece w ogóle Henowi wyszły doskonale). Jakąż znakomitą figurą jest Stefan Ligięza, oficer jej ojca, banita i obieżyświat, który zwiedzał dalekie kraje, podbijał serca wielkich dam, aż wreszcie zakochał się w chłopce, trochę jak Don Kichot, chociaż tylko w kwestii tego uczucia zawodził go rozsądek i doświadczenie życiowe. A w pamięć zapada też mnóstwo innych postaci: Tatar Rachmet, kniaź Ginwiłł, brat Gabriel, Jewka-Nastka – długo by wymieniać.

Bez pokrzepienia

„Crimen” zdecydowanie nie jest powieścią dla pokrzepienia serc. Tu nie ma świetnych wiktorii: Hen opisuje czasy niespokojne – pierwsze dwudziestolecie XVII wieku: rokosz Zebrzydowskiego, wojny z Rosją, bezhołowie na krańcach Rzeczypospolitej, gdzie zaczynało rządzić prawo silniejszego. Przy kim było więcej szabel, ten mógł kpić z sądów albo na własną rękę sprawiedliwość po swojemu zaprowadzać. Mamy rywalizację między magnatami i między szlachcicami, pogoń za królewszczyznami, za powiększaniem majątku, niekoniecznie uczciwą drogą. Powoli zaczyna się sypać tolerancja wyznaniowa, wzmaga się ucisk chłopów. Większość szlachty wciąż dumna jest ze swej złotej wolności, z dominującej pozycji. Nielicznym do głowy przychodzi, że nie jest tak stabilnie i cały system oparty jest na kruchych podstawach: „Póki im, chłopom naszym, samym na rozum nie przyjdzie, że są ludzie jako i my, możem w zamkach naszych mieszkać, do roboty pędzić, kijami ćwiczyć. Ale niech przejrzą, Chryste Panie, co to będzie! Żyjemy na beczce z prochem, panie Tomku”. Prowadzący swoje śledztwo Błudnicki wędruje po rodzinnych stronach, zagląda do różnych miejsc, rozmawia z różnymi ludźmi, a dzięki temu poznajemy i dwór szlachecki, i magnacki, osadę arian i zbójecką forteczkę. Poznajemy też ludzi różnych stanów, różnego pochodzenia i wyznania, życie codzienne, kombinacje polityczne i majątkowe. Wspomnienia i retrospekcje przerzucają nas do wydarzeń i miejsc odleglejszych: do Rosji i do Italii, na dwór królewski w Warszawie i do kozackiej stanicy na stepach. Zdecydowanie nie był to świat idealny i dlatego tak ważne było dla Tomasza, żeby uczynić go trochę lepszym. Nie bronić na oślep zastanych wartości, a w gruncie rzeczy własnego interesu, tylko „umieć podeptać w myśli wszystko, co zastane. Dopuścić zwątpienie, zbadać, czy fałsz nie dotyczy rzeczy najważniejszej, najświętszej. Powiedzieć sobie: jeśli tak jest, to będę inny niż wszyscy. Przeciw wodzie. Przeciw owczemu pędowi. Samotny będę. Ale do prawdy dotrę”. I to jest chyba w „Crimenie” najważniejsze, na dodatek stale aktualne. Czytajcie Hena!

Józef Hen, Crimen. Opowieść sensacyjna z XVII wieku, Instytut Wydawniczy Erica 2011.

 

Podobne pozycje:

Nowolipie

Józef Hen

(Odwiedzono 1 171 razy, 9 razy dziś)

28 komentarzy do “Hen nie krzepi (Józef Hen, „Crimen”)”

  1. Siedemnasty wiek i emancypantka? :) Polecam „Nikt nie woła” i „Milczące między nami”. W drugiej z tych powieści pojawia się bardzo denerwująca postać kobieca, która lubi zdradzać mężczyzn i naciągać ich na prezenty.

    Odpowiedz
  2. Czytałam „Crimen” prawie rok temu i też mi się bardzo podobał. Cieszę się, że powstała entuzjastyczna recenzja. :) Z ciekawostek dodam, że pierwsze zdanie książki chyba mocno zainspirowało Sapkowskiego, który swoje pierwsze opowiadanie „Wiedźmin” rozpoczął bardzo podobnie.

    Odpowiedz
    • I ja też skojarzenie miałam natychmiastowe, bardzo byłam ciekawa, czy je z kimś dzielę. Dzielę, ma się rozumieć, bo to na pewno nie przypadkowa zbieżność!
      Przeczytałam „Crimen” przed miesiącem. Czytał się świetnie, a szczególną uciechą napełnił mnie cudny wątek pieśni jarmarcznej jako poszlaki w śledztwie:) kocham ballady i gatunki siostrzane i strasznie jestem łasa na ich pogłosy w literaturze pięknej.
      Tylko dwie rzeczy ugryzły mnie językowo, może szczęśliwie przepadły w dalszych wydaniach, ja miałam pierwsze. Przede wszystkim „lejce” w takim kontekście, który wskazuje najwyraźniej na wodze. Swoją drogą w „Księgach Jakubowych”, pod każdym innym względem zachwycających, też natrafiłam na to niedopatrzenie. Co jak co, ale końskie sprawy, zwłaszcza w „Crimenie”, który z konia nie zsiada, powinny być dopieszczone w każdym szczególe. A druga kwestia: zdarzające się czasem formy w rodzaju „Ligęza ojca waćpanów nie zabił” (a nie chodzi o braci, kilku „waćpanów”, tylko o imć Tomasza: „ojciec waćpanów, ojca waćpanowego” – „Psałterz Dawidów, Psałterza Dawidowego”, dla porównania). Przepraszam za czepialstwo, ale to właśnie takie wredne drobiażdżki, które korektor mógłby przecież usunąć kiwnięciem palca, są jedynymi wadami tej bardzo dobrej i chyba trochę zapomnianej powieści.
      Recenzja zachęcająca, a wstęp uroczy! Moją wątpliwość budzi tylko deptanie tego, co stare, ja tę sprawę odczułam całkiem inaczej: zgłębianie, rozpatrywanie, chęć przekształcenia, to wszystko jest tu na pewno, ale nie burzycielstwo czy jawna wrogość. A Sienkiewicza kocham miłością pierwszą, nie tracąc z oczu licznych jego licencji i innych figli, które robił historii i czytelnikom:)
      Margiela

      Odpowiedz
      • O, jaki długi i cudny komentarz, wielkie dzięki :)
        1. Mnie ta ballada jako rekonstrukcja zbrodni lekko ugryzła, ale przypomniałem sobie, że i Homer, i ballady podwórkowe jakieś podstawy historyczne miały i machnąłem ręką. Swoją drogą, to urokliwy motyw.
        2. Pojęcia nie mam, co było w moim wydaniu. Ale jako laik używam lejców i wodzy jako synonimów, dopiero teraz sprawdziłem w słowniku, że to trochę jak w geometrii: wszystkie lejce są wodzami, ale nie wszystkie wodze są lejcami :D Chyba nic nie pokręciłem?
        3. Co do Dawidów i waćpanów też nie mam pojęcia, co było w moim wydaniu. Na pierwszy rzut oka też by mi nie zgrzytnęło.
        4. Co do burzenia, to i Tomasz, i ja też rozumiemy to tak jak Ty: nie brać na oślep, zachować krytycyzm, nie iść za stadem.
        5. Też lubię Sienkiewicza, ale akurat nad psychologią postaci mógłby trochę popracować :)

        Odpowiedz
        • Ano właśnie, zasiałam wątpliwości, zgłębiając temat, a właściwie tematy – nie przymierzając, jak nasz protagonista:)
          Trzymam się myśli, że te rzeczy z następnych wydań zniknęły, zwłaszcza nieszczęsne lejce, które niech służą furmanom, a nie rycerzom;)
          Ja mam do Sienkiewicza taki stosunek, że oko tę niewywrotność postaci widzi, ale jej sercu nie żal. Wzruszają mnie i bawią w sposób bezwzględny, nawet Skrzetuski jak statuja kamienna:)
          Jedyne, co mnie drapie w krzepione serce, kiedy od czasu do czasu do nich powracam, to wszelkie anse i pogardy etniczne, tyle że tutaj świat „Trylogii” zawinił (nie tylko jej!), a nie sama „Trylogia”…

          Odpowiedz
  3. Hena znam głównie z Dzienników, które ogromną darzę sympatią. Z rzeczy inszego rodzaju czytałam jedynie Królewskie sny, które chyba nie trafiły u mnie na podatny grunt, bo tak jakoś przepłynęły i oczu za nimi nie wypatruję. A w tj chwili sięgnęłam po Mój przyjaciel król i jestem go niezmiernie ciekawa, choć nie mogę powiedzieć, aby wciągnął od pierwszych stron. Ale liczę na to, że im dalej w las tym będzie ciekawiej. Crimen notuję na przyszłość. No bo Hen, to przecie Hen.

    Odpowiedz
  4. Na półkach Legimi tylko audiobook, a moje moce intelektualne pozwalają na wieczorną lekturę trzech pasków Mafaldy. Ta niedobra koniunkcja sprawia, że książkę zapisuję w wirtualnym sztambuszku na tzw. kiedyś :P
    Swoją drogą muszę kiedyś spiąć pośladku i swoje i ruszyć wskroś poważnych polskich piór. Zacznę chyba od Myśliwskiego :)

    Odpowiedz
  5. Minęło już trzy lata z okładem, kiedym ową odkurzoną przez waćpana książkę zapisał w schowku. I dziś z radością mogę powiedzieć – właśnie czytam :) Swietne to, smakowicie napisane, ciekawie pozaplatane, Ligęza świetną jest postacią, uwielbiam gawędziarską frazę Hena i wyczucie nastroju. Z ciekawostek – pierwsze zdanie zostało sparafrazowane przez Sapkowskiego w otwarciu pierwszego opowiadania wiedźmińskiego. A sam autor „Crimen” za dwa miesiące skończy STO (!) lat.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.