Milicjanci i wydawcy (Aleksandra Marinina, „Stylista”)

Stylista

W Moskwie ktoś porywa i zabija młodych chłopców, a przed śmiercią wykorzystuje ich seksualnie. Ślad prowadzi milicjantów do luksusowego osiedla na skraju miasta. By zbadać ten trop, Nastia Kamieńska odnawia dawną znajomość z jednym z mieszkańców osiedla Marzenie, wziętym tłumaczem z języków orientalnych.

Powrót do przeszłości

Władimir Sołowiow mieszka tylko ze swoim asystentem. Porusza się na wózku i pochłania go niemal wyłącznie praca nad kolejnymi przekładami dla wydawnictwa Shere Khan. Pojawienie się Nasti burzy jego spokój i każe mu cofnąć się wspomnieniami kilkanaście lat wstecz i przeanalizować związki, jakie łączyły go z Kamieńską. Anastazja nie może przyznać się, że pracuje w milicji, więc by mieć pretekst to wizyt u niego i rozglądania się po okolicy musi, wbrew swoim chęciom, uczestniczyć w rozgrzebywaniu wspólnej z Sołowiowem przeszłości. Wydaje się jednak, że robi to na próżno, gdyż domniemany sprawca porwań zostaje ujęty w związku z zupełnie inną sprawą i zdaje się nie mieć nic wspólnego z eleganckimi i bogatymi mieszkańcami Marzenia.

Bestsellery i porwania

Akcja „Stylisty” (brawa dla autorki za nieoczywisty tytuł) rozgrywa się w początkach drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. Marinina oczywiście skupia się na sytuacji milicjantów – przepracowanych, słabo opłacanych, którzy albo odchodzą ze służby, albo każdą wolną chwilę poświęcają, żeby sobie dorobić. Ci, którzy mimo trudnej sytuacji wciąż trwają na posterunku, nie dość, że pracują za trzech, to jeszcze narażeni są na nieustające naciski ze wszystkich stron. Gdzieś za murami Pietrowki rodzi się kapitalizm: w przypadku tej powieści biznes wydawniczy. Grunt, to znaleźć interesującą niszę i zachęcić czytelników, by sięgnęli po proponowane książki – w przypadku opisywanego wydawnictwa Sheer Khan były to japońskie powieści z sensacyjno-kryminalną akcją. Oczywiście szczęściu warto pomagać na różne, niekoniecznie uczciwe sposoby – i obserwowanie rozmaitych machinacji wydawców zajmuje sporą część książki. Równolegle toczy się wątek porwań chłopców i tu obserwujemy metody śledcze Kamieńskiej, niezrównanej w stawianiu hipotez, które potem w pocie czoła sprawdzają jej koledzy wywiadowcy.

Homoseksualiści i damy negocjowalnego afektu

„Stylista”, jako jeden z lepszych tomów cyklu o Kamieńskiej, nie zawiedzie zaawansowanych miłośników Marininy, nada się też na pierwsze spotkanie z Anastazją, która jest w bardzo dobrej formie intelektualnej, więc tempo opowieści jest całkiem niezłe. Intrygi są snute dość misternie, na tyle, żeby na dobre wciągnąć czytelnika, choć może rozwiązanie wątku porwań chłopców jest nieco pospieszne, a wątku wydawniczego – dość udziwnione, acz oryginalne. Nie psuje to jednak ogólnego bardzo dobrego wrażenia. Przy okazji dostajemy portret utalentowanego, choć nieco zgorzkniałego i mocno skupionego na sobie tłumacza, przegląd opinii społeczeństwa na temat homoseksualizmu (najkrócej mówiąc, odrażającego zwyrodnienia, które staje się powodem zerwania wszelkich rodzinnych więzów i piętnuje nie tylko samego homoseksualistę, ale i wszystkich z nim związanych) – co zresztą nawet nie dziwi, skoro homoseksualizm przestał być w Rosji karalny zaledwie kilka lat wcześniej, a także kolejne potwierdzenie niechęci Marininy do kobiet. Kamieńska może sobie być nieprzeciętnie inteligentna i niekonwencjonalna w życiu rodzinnym (oraz mieć w życiorysie bolesny epizod uczuciowy), reszta dam jednak traktowana jest mniej wyrozumiale: dla kasy prawie każda wskoczy bogatemu facetowi do łóżka, czy to piękna i bystra modelka, która w głębi duszy marzy o mężu, dzieciach i rzuceniu restrykcyjnej diety, żeby zajadać się tortami z kremem, czy ekskryminalistka. Afekt jest w pełni negocjowalny.

Aleksandra Marinina, Stylista, tłum. Aleksandra Stronka, W.A.B. 2015.

 

(Odwiedzono 469 razy, 2 razy dziś)

23 komentarze do “Milicjanci i wydawcy (Aleksandra Marinina, „Stylista”)”

    • Arcy to nie, ale jednak okropna jest myśl, że w razie przestępstwa były małe szanse znalezienia sprawcy, bo mało komu by się chciało wysilać. Ale akurat Kamieńskiej i jej kolegów to nie dotyczyło, i to jest ta jaśniejsza strona :)

      Odpowiedz
          • Mam podobne zdanie o Rosji jak CzytankiAnki… w sensie, że w życiu bym się tam nie wybrała – i nie wiem, czy to nie jest wina właśnie Marininy i innych lektur plus pewnych współczesnych rosyjskich filmów, ten obraz Rosji, jaki mi się wytworzył w głowie, i to nie tylko Moskwy jako molocha, ale i prowincji, gdzie wszystko (co złe) jest możliwe. Oczywiście dotyczy to rozmaitych miejscowych układów, ale jak doświadczenie uczy, przypadkowy człowiek często ponosi konsekwencje cudzych działań.

            Natomiast co do założenia, że każdą kobietę można kupić, to chyba w rosyjskiej kulturze najnowszej jest oczywistość. Pewnie to odnosi się do przejścia z komunizmu na dziki kapitalizm i ciężkich, wręcz tragicznych lat 90-tych. Spotykam się z tym często u Doncowej. Jest tam na porządku dziennym taki sposób widzenia kobiety – jako poszukującej bogatego męża, albo chociaż kochanka.

            Odpowiedz
            • Ja sobie wyrabiałem zdanie również na podstawie relacji znajomych, którzy w latach 90. bywali w Rosji. No cóż, prawie jak u Marininy, byle mieć dolary drobnymi w kieszeni i wszystko można, od jazdy bez biletu do przekraczania prędkości. Poważniejszych przestępstw nie próbowali :P Co do kobiet, to pewnie po części sytuacja uprawniała takie mniemanie, ale żeby tak w czambuł wszystkie dziewczyny marzyły, żeby najpierw oskubać bogatego, a potem zostać kurą domową? Trochę to podejrzane :)

              Odpowiedz
              • A co do wydawania książek, to przejdę na nasze podwórko. Otóż w pandemicznym czasie dokonałam wielkiego dzieła, mianowicie uzupełniłam katalog – swoich książek. Plus minus porządek teraz jest :) I nie raz nie dwa się naklęłam przy tym, chcąc wpisać rok wydania. Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz. Jest książka, nie ma roku wydania. O co tu biega, o jakieś szemrane interesy, nie płacone podatki czy co? Z tego, co pamiętam, chodziło nie tylko o firmy-krzaki, ale i o uznane wydawnictwa…

                Odpowiedz
                • U nas raczej nie chodzi o przewały podatkowe, za mała skala :) Część wydawców nie podaje daty wydania, tylko datę kupienia praw autorskich i podaje ją w copyrighcie. Jeden z wydawców mi mówił, że chodzi o to, żeby czytelnik nie wiedział, że kupuje książkę sprzed, powiedzmy, pięciu lat. Nie ma daty, nie ma wrażenia, że się kupuje jakiś staroć – a wiadomo, jak teraz jest, książka sprzed pół roku to już nieaktualna makulatura i powinna iść na przemiał :(

  1. Ja też skradziony sen albo plotki giną pierwsze.
    Ach, Marinina. Tempo niespieszne, mnogość bohaterów z długimi nazwiskami (to przez te patronimiki), leniwi milicjanci ledwo wiążący koniec z końcem, mafie, napady… dobrze się czyta. Człowiek się cieszy, ze po drugiej stronie granicy się urodził.

    Odpowiedz
  2. Lata 90te i Moskwa – brzmi ciekawie :) Chyba wyczuwam nosem dobry klimat książki :) Mam nadzieję, że rzeczywistość będzie tak samo dobra jak podsuwa mi wyobraźnia :) Pozdrawiam, Piotrek :)

    Odpowiedz
  3. Ja nadal pozostaję jednorazowym czytaczem. Kupiłem sobie raz, na pociąg opóźniony oczekując, Marininę w kolekcji kryminałów Polityki. Przeczytałem, na pociąg opóźniony czekają i nim jadąc, i jakoś do następnych mnie nie zawiozło ;)

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.