Narzucona szczęśliwość (Arthur C. Clarke, „Koniec dzieciństwa”)

Przybędą jako przyjaciele czy wrogowie? Przyniosą postęp czy zniszczenie? Mamy ich wyczekiwać z nadzieją czy z lękiem? Szukać ich czy czekać aż sami nas znajdą? A może raczej modlić się, żeby nigdy nie odkryli naszego istnienia? Z jednej strony myśl o tym, że ludzkość jest samotna we Wszechświecie, brzmi przygnębiająco, z drugiej jednak, może to i lepiej dla nas? W książkach i filmach pokazywano wszelkie możliwe warianty spotkania z Obcymi, przybyszami gdzieś z gwiazd. Wizja Arthura C. Clarke’a liczy prawie siedemdziesiąt lat i na pewno należy do najbardziej przejmujących, choć niekoniecznie krzepiących dla ludzkości.

Ku szczęśliwości

Właśnie gdy ludzie szykowali się do pierwszego lotu na Marsa, nadleciały monstrualne statki kosmiczne. Przez pięć pełnych niepewności dni unosiły się nad największymi miastami, potężne, na pozór obojętne, wyczekujące. Gdy na Ziemi niepewność sięgnęła zenitu, odezwał się Karellen, Kontroler Ziemi. Bo odtąd ziemskie państwa mogły same decydować w sprawach lokalnych, ale już stosunki międzynarodowe i, szerzej ujmując, międzyludzkie, mieli regulować przybysze. A jeden pokaz siły wyraźnie wskazał, czego nie będą tolerować: rasizmu, wojen, nienawiści, okrucieństwa… Zawiązanie federacji z Obcymi, zrzeczenie się wolności, miały przynieść pokój i dobrobyt, jakich Ziemia nigdy nie zaznała. I większość ludzi chętnie poszła na ten układ. Zwierzchnicy pozostawali niemal niezauważalni, ale rosło poczucie wdzięczności wobec nich. Równocześnie nie ustawały jednak spekulacje: kim są Zwierzchnicy, jak wyglądają, a przede wszystkim co nimi kieruje i „ku jakiej przyszłości wiodą ludzkość”.

Nieznana postać, nieznane motywy

Clarke pokazuje kolejne etapy układania sobie przez ludzkość stosunków ze Zwierzchnikami. Nikt ich nie widział, przekazywali swoje polecenia sekretarzowi generalnemu ONZ. Na nic zdawały się prośby i podstępy, nie chcieli się ukazać ludziom, wreszcie zgodzili się ujawnić, ale dopiero po pół wieku od swego przybycia, gdy ludzie będą w stanie znieść „szok rozpoznania”, gdy wyrugowane zostaną przesądy i wierzenia, które mogłyby wpłynąć na stosunek do Obcych. I faktycznie to się udało. Ludzkość pławiła się w dobrobycie, wręcz utopijnej szczęśliwości, bez nędzy, chorób i strachu, choć też bez sztuki i nauki. Nie wszyscy jednak poddawali się tej beztroskiej atmosferze. Niektórzy wciąż zastanawiali się, skąd się wzięli Zwierzchnicy i do czego zmierzają…

Trzy fazy

„Koniec dzieciństwa” podzielony jest na trzy części odpowiadające kolejnym fazom ziemskiej historii od chwili Kontaktu. Pierwsza z nich ma charakter nieco socjologiczny: wiele w niej miejsca poświęcone jest wzajemnym kontaktom ludzi i przybyszów, próbom odkrycia ich tajemnic, przemianom zachodzącym na Ziemi i oporowi wobec nich – nie wszyscy przyjęli je bowiem chętnie. Obserwujemy rozmowy sekretarza generalnego Stormgrena z kontrolerem Karellenem, które z oficjalnych z biegiem lat stają się coraz cieplejsze, pełne wzajemnego szacunku, może nawet przyjaźni. Część druga – rozgrywająca się po ujawnieniu Zwierzchników – to opis rajskiego, choć rozleniwionego świata, w którym znajduje się śmiałek gotów na wiele, by rozwiązać zagadkę Obcych. Tu zdecydowanie przeważają elementy przygodowe. Wreszcie zaskakujący i przejmujący finał, gdy dowiadujemy się, jaki cel przyświecał Zwierzchnikom; wizja roztaczana przez Clarke’a jednocześnie jest przygnębiająca i daje nadzieję.

Ku samozagładzie

Upływ dziesięcioleci nie zaszkodził powieści Clarke’a, mimo pewnych naiwności, nazwijmy to, technicznych. Kilka razy w książce przewija się motyw dążenia ludzkości do gwiazd, za każdym razem gwałtownie przerwanego, co można odebrać jako sugestię, żeby zamiast pchać się w zimny przestwór, lepiej zadbać o tę przestrzeń, którą mamy. Widzimy dziś już jednak bardzo wyraźnie, że nie jest to idea atrakcyjna dla ludzi. Chyba tylko interwencja potężnych sił z Kosmosu dałaby radę przerwać pęd ludzkości ku samozagładzie, gdyż żadne działania podejmowane przez ludzi rezultatów nie dają. Może więc jednak należałoby się modlić, żebyśmy nie byli sami we Wszechświecie i jakieś wyżej rozwinięte cywilizacje postanowiły wziąć nas w karby? Wizja uregulowanego przez Zwierzchników świata bez nędzy i strachu ma swoje zalety, choć niekoniecznie cieszy zobojętnienie na sztukę czy naukę i trwanie w leniwym konsumowaniu dóbr, choć to ostatnie to akurat dla nas żadna nowość. Jeśli wierzyć Clarke’owi, to początek końca ludzkości. Tylko pewnie w naszej wersji rzeczywistości ten koniec nie przyniesie żadnej, choćby nawet najwątlejszej nadziei.

Arthur C. Clarke, Koniec dzieciństwa, tłum. Zbigniew A. Królicki, Andrzej Sawicki, Rebis 2019.

Podobne pozycje:

Kwiaty dla Algernona

Daniel Keyes

(Odwiedzono 561 razy, 7 razy dziś)

16 komentarzy do “Narzucona szczęśliwość (Arthur C. Clarke, „Koniec dzieciństwa”)”

  1. Tak sobie ostatnio pomyślałam, że może jedynie obca cywilizacja byłaby w stanie uchronić nasz świat od samozagłady, bo sami chyba tego nie potrafimy. Ale wizja autora nie bardzo mi się podoba. Zachować świat, aby trwać dla samego trwania- toż to żaden ratunek. Bez literatury i sztuki świat nie ma sensu. Nie przeraża mnie moja skończoność, a skończoność świata kultury i sztuki.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.