Zwierzęcy detektywi nie są rzadkością w literaturze dla dzieci, by wspomnieć Kajetana Chrumpsa czy Joachima Lisa, godnych następców Sherlocka Holmesa i Herkulesa Poirot, samotników za pomocą logicznego rozumowania rozgryzających kryminalne zagadki. Nie przypominam sobie jednak, by ktoś pokusił się o stworzenie dla dzieci kryminału o zwierzęcych policjantach, którzy prowadzą śledztwo według zasad znanych dorosłym czytelnikom Aleksandry Marininy czy Wojciecha Chmielarza.
Krew, futro i kości
Na polanie w Długim Lesie znaleziono ślady krwi, strzępki futra i do czysta obgryzione kości. Ofiara nie tylko została bestialsko zabita, ale i pożarta. Prawdziwa zgroza, niesłychana zbrodnia, bo w Długim Lesie obowiązuje zakaz polowania i pożerania innych. Do śledztwa przystępują Starszy Borsuk Policji i jego wychowanek Borsukot. Pierwszy podejrzany niemal sam się narzuca i młody, niecierpliwy Borsukot cieszy się, że sprawę udało się rozwikłać tak szybko. Doświadczony Borsuk Starszy ma jednak wątpliwości i nie zamierza się spieszyć, czym doprowadza młodszego policjanta do białej gorączki i nieprzemyślanych posunięć. I faktycznie, z pozoru oczywista sprawa komplikuje się coraz bardziej, doprowadzając do wcale nieoczywistego rozwiązania.
Znużony policjant wchodzi do baru
Najlepsze książki dla dzieci to te, przy których czytaniu dorosły też ma swoją porcję przyjemności, z uciechą dostrzegając umieszczone przez autora w tekście aluzje, nawiązania, mrugnięcia okiem. Kiedy odbiorca docelowy skupia się na dynamicznej, szybko zmieniającej się akcji („To jest ekscytujące”, oznajmiła odbiorczyni docelowa, mocno wybredna w doborze lektur), okraszonej świetnymi ilustracjami Marie Muravski, ja pokwikiwałem sobie w duchu, a i całkiem na głos, niemal od pierwszej sceny: oto znużony policjant wchodzi do baru, w którym klientela sączy muchito (a kelner wykazuje się nadpobudliwością), i zastanawia się, czy złamać dietę i spożyć kaloryczną Pień-Kłodę, czy jednak poodchudzać się dla poprawy kondycji. W śledztwie korzysta z opinii lekarza sądowego (Sęp Ścierwojad) i Myszy Psychologa, który tworzy portret psychologiczny sprawcy, za to nie używa nowomodnego wynalazku, jakim jest kumnet, żabia sieć informacyjna. Podejrzani kręcą, prawnicy mącą, a młodszy funkcjonariusz Borsukot dochodzi do wniosku, że wie wszystko o rozwiązywaniu kryminalnych zagadek i zajmie się dochodzeniem lepiej niż jego starzejący się mentor. I ta konfrontacja doświadczenia z niecierpliwością, rozwagi z przeświadczeniem o własnej słuszności nie tylko napędza fabułę, ale też sprawia, że główni bohaterowie nabierają może nie głębi psychologicznej, ale pogłębienia na pewno (szczególnie że łączą ich bliskie więzi). Co podsuwa młodym czytelnikom myśl, że niekoniecznie sprawy są takimi, jakimi wydają się na pierwszy rzut oka, a odrobina pokory zawsze się przydaje. Wszystko to podane zupełnie nienatrętnie, w dobrym tempie, z błyskiem humoru i stosowną liczbą zwrotów akcji (oraz bardzo życiowym motywem zbrodni) w niezbyt obszernej powiastce idealnej dla ośmio-, dziesięciolatków. Oraz ich rodziców. Ja tam wyczekuję na następną część.
Anna Starobiniec, Wilcza nora, tłum. Agnieszka Sowińska, ilustr. Marie Muravski, Dwie Siostry 2020.
Chyba się skuszę :-)
Zachęcam :)
Mój odbiorca docelowy odmawia ostatnio fabuł. Z książek, nazwijmy je roboczo, popularyzujących wiedzę (np. Daj gryza czy insze flagi), jeszcze jestem w stanie coś wykrzesać (3-4 strony), ale dłuższe teksty prozatorskie, no pasaram! A mam parę tytułów na półce, np. Rubi Redford, którą chyba w końcu przeczytam sam. Brangiwna czytaliśmy chyba ze dwa miesiące, aż w końcu wkurzyłem się i zacząłem czytać sam, bo powoli zapominałem co się działo, między kolejnymi seansami :P I może to jest sposób, bo Młodszy mnie nakrył i wtedy sprawnie dobrnęliśmy w kilka dni do końca :D
PS. Gdzieś czytałem opinię, że to kryminał trącący horrorem. To to czy mi się coś pomićkało? :)
Podziwiam tę chęć czytania z dziećmi na głos, ja się cieszę, że już nie muszę. Ostatnio w chwilach kryzysu musiałem czytać na głos Alcatraza i Bibliotekarzy i zupełnie mi nie szło.
Nie wiem, skąd w Wilczej norze miał się wziąć ten horror, nawet trup tu jest taki dość efemeryczny, żadnych dodatkowych straszności nie ma, boby mi Młodsza protestowała :) Ona sama uznała, że to świetna przygodówka, zapewne z powodu licznych pogoni i zasadzek.
Ja po prostu lubię komuś czytać. Szkoda tylko, że tak mało chętnych :P Starszy jest dla słowa pisanego stracony, Młodszego próbuje ratować głośnym czytaniem. A teksty o przykładzie rodziców można wsadzić między bajki o mchu i paproci :P
Jak tak piszesz, to wychodzi na to, że musiałem z czymś pomylić. Jakby nie było, dołożyłem do koszyka bibliotecznego :) Dla jakiego targetu wiekowego?
Może powinieneś audiobooki nagrywać albo podcast? Dzieciom w przedszkolach czytać? :D Wilcza nora moim zdaniem tak 8-10 lat.
Audiobooki odpadają. Mam fatalną dykcję, problemy z dźwięcznym R i seplenię przez brak dwójek :) Czytać to kiedyś czytałem w szkole, dyplom nawet mam, ale teraz …
To zostają przedszkolaki, chociaż nie polecam, mordercze doświadczenie :(
O, ja swojej też czytam, i chociaz ona od dawna czyta sama, to wieczorami rytualny kwadrans znajdujemy przy każdej okazji. Kocham to :-)
Wzorowi ojcowie, ja jestem wyrodny :P
Póki co, jak dołożysz do wymienionych już minusów ograniczającą emisję dźwięku maseczkę, to okaże się, że szkoda zachodu :P Zostaje praca u podstaw, czyli w domu :) Wracając do meritum, czyli zwierzęcych detektywów, to wpadły mi w oko (sam zamawiałem), przygody inspektora Parmy. Chyba z ciekawości sięgnę :D
No tak, teraz bez szans, żeby czytać przedszkolakom :) Inspektor Parma jest jest, zdaje się, kobietą, ale z blurba wieje edukacyjnością do kwadratu :P
Nie czytam blurbów. Czy słusznie, nie wiem :) I rzeczywiście, Parma jest, jak życzą sobie nowe czasy, inspektorką :) Dydaktyzm wali po oczach, intryga szyta grubymi nićmi. Ale czyta się szybko, więc zobaczymy czy to wpuszczanie czytelnika w maliny i zostaniemy zaskoczeni super twistem czy tak po prostu jest :)
To daj znać, czy coś się dzieje z fabułą :)
Ta jes!
Ale czy to nie jest zbyt drastyczne dla tak małych dzieci?
Ale tu nie ma w zasadzie ani jednej drastycznej sceny, a zasadnicza zbrodnia okazuje się niekoniecznie zbrodnią.
Na te muchito to trzeba uważać. Trochę za dużo i można much w nosie dostać ;)
Uhum. I strasznie się rozrabia po nadużyciu :)