Opóźniony kryzys wieku średniego (Andrew Sean Greer, „Marny”)

Marny

 

„Marny” to wariacja na temat nieco opóźnionego kryzysu wieku średniego: Podstarzały drugorzędny pisarz, porzucony przez kochanka, który zamierza wyjść za mąż za innego, rusza byle dalej, byle jak najwięcej mil dzieliło go od szczęśliwych oblubieńców. A w trakcie podróży przeżywa to samo, co wszyscy inni podobni bohaterowie: trochę romansuje, trochę mędrkuje, dużo pije, wspomina, użala się nad sobą i próbuje dotrzeć do jakiejś prawdy o sobie. W końcu zaś dojść do niezbyt oryginalnego wniosku, że wciąż kocha tamtego niewiernego faceta.

Dokoła świata

Z Arthurem Marnym zataczamy krąg dokoła świata – odwiedzamy Nowy Jork, Meksyk, Włochy, Niemcy, Francję, Maroko, Indie i Japonię – ale też zataczamy krąg nad jego życiem: tym obecnym i tym przeszłym, przywoływanym w licznych retrospekcjach; najważniejszymi elementami tej biografii są związki: najpierw z dużo starszym, sławnym poetą Robertem, który wprowadził Marny’ego do kręgu swoich intelektualnych znajomych, a potem z młodszym Freddym, który to romans Arthur chciałby uznawać za niezobowiązujący. Niejaka irracjonalność poczynań bohatera – to miotanie się po różnych kontynentach, ten brak pewności siebie, przekonania do własnych decyzji, lęk przed dojrzałością, odpowiedzialnością – wyjaśnia przekonanie Marny’ego, że należy do pokolenia „pionierów na nieodkrytych ziemiach pięćdziesiąt plus”, gdyż cała wcześniejsza generacja gejów nie miała szansy dożyć takiego wieku z powodu epidemii AIDS. Arthur próbuje się w tym jakoś odnaleźć, poskładać siebie, wytyczyć sobie kierunek na dalsze życie, ale niezbyt mu to wychodzi.

Letnia woda

„Marny” należy do tego rodzaju książek, które pozostawiają mnie idealnie obojętnym. Po kilku miesiącach od jego przeczytania musiałem intensywnie przekartkować powieść, żeby przypomnieć sobie garść detali wątłej fabuły. I sam bohater (trzeba przyznać, nader konsekwentny w swej antybohaterskości), i jego przeżycia (znowu, plus za kilka niezłych scenek obyczajowych) są jak letnia woda z kranu; nic nie wydawało mi się ani szczególnie oryginalne, ani interesujące. Niby się czyta, ale równie dobrze można nie czytać bez żadnej straty. Wciąż czekałem na zapowiadane na okładce wzruszenia i humor, ale się nie doczekałem. Żywsze uczucia wywołał jedynie chwilami styl pisania Greera – momentami pseudoluzacki, ze zwrotami bezpośrednio do czytelnika – ale irytacja z tego powodu też mi szybko minęła. W 2018 roku „Marny” został uhonorowany Nagrodą Pulitzera, podobnie jednak jak w przypadku „Sympatyka” Viet Thanha Nguyena nie bardzo umiem dostrzec podstawy dla takiego wyróżnienia, jestem jednak w tym stanowisku, jak przekonał mnie szybki przegląd innych opinii, odosobniony.

Andrew Sean Greer, Marny, tłum. Dorota Konowrocka-Sawa, W.A.B. 2020.

(Odwiedzono 317 razy, 1 razy dziś)

16 komentarzy do “Opóźniony kryzys wieku średniego (Andrew Sean Greer, „Marny”)”

  1. Z tego co napisałeś wynika, że, pomimo Pulitzera, jest to po prostu taki „chick lit” ale w wersji gejowskiej ?

    Odpowiedz
  2. Po twojej recenzji coraz bardziej się utwierdzam, że kompletnie nie wiem czym kierują się osoby nagradzające książki. I albo mój gust jest spaczony, albo te nagrody wcale nie za „literackość” przyznane.

    Odpowiedz
          • Po pierwsze, to nie jestem z tych, co twierdzą, że kiedyś było tak samo, bo nie było i nie chodzi o „naszych” (choć zaiste „utrącili” moją skądinąd ulubioną autorkę „Elise Orzeszko”) :-) Po drugie celem wpisu było zwrócenie uwagi na sam problem nagradzania, nawet (podobno) prestiżowymi wyróżnieniami w kontekście literatury. W supermarkecie co drugie wino ma na sobie nalepki z nagrodami i co z tego, w środku ten sam sok bananowy z detergentami. Przyznam jednakowoż, że sama po Pulitzerze miałabym jakieś oczekiwania, stąd wyrażam wdzięczność za przeczytanie i pozbawienie mnie złudzeń, mogłam to kupić i stracić ciężko zarobione pieniądze :-).

            Odpowiedz
            • Akurat Nobel ma swoje za uszami od samego początku, tylko długie lata nikt o tym nie wiedział. W kwestii nagradzania czegokolwiek złudzeń nie mam od dawna i np. nie rozumiem corocznego poruszenia nominacjami do Bookera, o Nike nie wspominając. Nike zresztą jadowicie podsumował w swoich dziennikach Grynberg, fakt, że z czystej zawiści, ale mechanizm ukazał trafnie.

              Odpowiedz
              • Ja wiem, ale jednak człowiek się po renomowanej nagrodzie literackiej spodziewa chociaż przyzwoitego poziomu nagrodzonej pozycji. Tak jak wspomniałam, to w końcu nie jest wino z supermarketu, nieprawdaż? Z Nike to ja np. „Widnokrąg” lubię i „Księgi Jakubowe” (wiem, jestem nienormalna, tej książki Tokarczuk nie lubi nikt i co ja poradzę, że jestem wyjątkiem). Rzeczywiście z wieloma pozycjami nominowanymi i nagrodzonymi Nike mam problem, polegający na niebotycznym zdziwieniu, iż jest to coś zasługujące aż na nagrodę (np. „Ciemno, prawie noc”). Ogólnie jednak moim zdaniem pewien poziom jest utrzymany i inteligencja czytelnika nie jest obrażana. Dzienników Grynberga nie czytałam, zapewne czas nadrobić.

                Odpowiedz
                • Mnie jakoś szczęśliwie całe to zamieszanie z Nike od zawsze omijało, skusiłem się chyba tylko na W ogrodzie pamięci i chociaż uwielbiam Olczak-Ronikier, to też nie jestem pewien, czy jest to książka zasługująca na takie laury. Chyba że rok był wyjątkowo słaby :P

                • Telepatia, jak pisałam poprzedni komentarz to zastanawiałam się czy użyć „W ogrodzie pamięci” czy „Ciemno prawie noc”, zdecydowałam się na to drugie. :-P

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.