Powieść Han Kang to hołd złożony ofiarom wojskowego zamachu stanu w Korei, powstańcom i mieszkańcom Kwangju, gdzie w 1980 roku doszło do krwawej masakry. To próba przywrócenia godności wszystkim zabitym, torturowanym, upokorzonym i skazanym na zapomnienie nie tylko przez reżim koreański, ale przez wszystkie reżimy świata. Bo mimo iż osnuta na wypadkach lokalnych, książka ma wymiar uniwersalny.
Kim jest chłopiec
Kilkunastoletni Tong-ho w poszukiwaniu ciała swego zabitego przyjaciela Chong-dae trafia do naprędce zorganizowanej kostnicy, w której składane są ofiary żołnierzy pacyfikujących powstanie w Kwangju. Nie znajduje go, ale zostaje na miejscu, by pomagać ochotnikom: prowadzi rejestry, okazuje ciała krewnym, przenosi zwłoki. Obserwuje skalę okrucieństw, ogląda okaleczone zwłoki, doskonale świadomy, że podobny los może stać się także i jego udziałem, tym bardziej że zbliża się nieuchronnie ostateczny szturm na miasto. Tong-ho staje się dla Han Kang punktem wyjścia do wielogłosowej opowieści o masakrze w Kwangju i jej skutkach. Postać chłopca w różny sposób łączy ze sobą resztę bohaterów powieści: jego przyjaciela Chong-dae, redaktorkę z wydawnictwa, torturowanego więźnia czy starą kobietę, która straciła syna. Poznajemy ich losy – odmienne, ale w zasadzie podobne. To zwykli ludzie wciągnięci w wir historii, ani specjalnie silni, ani specjalnie odważni, którzy porwani falą entuzjazmu, nadzieją, że uda się coś wspólnie zdziałać, padli od strzałów na ulicach, trafili do więzień i kazamatów, gdzie ich torturowano, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Wyszli z tego głęboko poranieni – złamani, upokorzeni, upodleni. Oprawcy bólem i głodem wbijali im do głów, że ich bunt był żałosny, tak samo jak żałośni są sami więźniowie, którzy są „niczym innym niż brudnymi, cuchnącymi ciałami, rannym, gnijącym ścierwem, cielskami głodnych zwierząt”. Wspomnienia będą dręczyć ich do końca życia, powracać w koszmarach, mimo iż będą je z całych sił wypierać, nie będą chcieli do nich wracać, choćby po to, żeby dać świadectwo. Wielu nie wytrzyma i przerwie pasmo udręk.
Głos protestu
W „Wegetariance” Han Kang udowodniła, że potrafi penetrować najgłębsze zakamarki ludzkiej psychiki i dobitnie pokazała, jak ważne jest dla człowieka dążenie do wolności, chociaż może okazać się i głęboko destrukcyjne, i skazane na porażkę. W „Nachodzi chłopiec” również bardzo ważny jest wątek dążenia do wolności, odzyskiwania podmiotowości i godności, które kierowały poczynaniami bohaterów. I w te ich dążenia w zemście uderza reżim, bestialsko, bezwzględnie rozprawiając się z cywilami, odbierając im życie, zdrowie, a przede wszystkim upokarzając ich, udowadniając, że są nikim. Ci, którzy przeżyli prześladowania, zmagają się ze swoimi traumami i próbują zrozumieć, co właściwie się stało: „Czy człowiek to istota z natury okrutna? Czy faktycznie żyliśmy w fałszywym przekonaniu o własnej godności? Skoro w każdej chwili mogliśmy się zmienić w nic niewart pył, robactwo, zwierzęta, jątrzącą się ranę? Czy poświadczony przez bieg historii ludzki los polega na tym, by cierpieć upokorzenie, doznawać krzywd i wreszcie zostać zabitym?” Fala mroku wypełnia życie tych, którzy przeżyli powstanie w Kwangju. „Nachodzi chłopiec” to powieść przejmująca, z mocnymi scenami i naturalistycznymi opisami – zwłok, rozkładu, tortur, ale przede wszystkim głęboko bolesna. Ma jednak też rozwiewać ciemność, w jakiej tkwią ofiary, pokazać, że racja była po ich stronie, że ich niezgoda na zło miała wartość, której nie da się wymazać, tak samo jak nie da się wymazać i zamilczeć niezgody innych na zbrodnicze działania reżimów. Bo chociaż wydarzenia z Kwangju są przeszłością, to samo Kwangju – „alternatywna nazwa miejsca, które zostało odcięte od świata, zdeptane i zniszczone, choć tak się stać nie powinno” – wciąż się odradza w coraz to innym miejscu.
Mam nadzieję, że książka jest bardziej spójna niż Wegetarianka, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie z Twojej notki.
Jest, i konstrukcyjnie, i przede wszystkim pod względem wymowy całości. Tu nie ma takiego poczucia, jak przy Wegetariance, że nie do końca wiesz, co czytałeś, chociaż było mocne. Tu jest mocne i klarowne. Może trochę niepotrzebnie autorka dobija to deską w epilogu, ale reszta jest bardzo dobra. A scena ocenzurowanego przedstawienia teatralnego – znakomita.
Przeczytam za jakiś czas, tym bardziej, że książka doczekała się już chyba inscenizacji w T. Starym w Krakowie.;) Lubię wątek teatru w literaturze.
Z perspektywy kilku miesięcy widzę po sobie, że mimo wad Wegetarianka nie daje o sobie zapomnieć, zapada w pamięć.
Może nie cała Wegetarianka, ale kilka momentów na pewno. W Chłopcu ten rozdział z teatrem należy do najciekawszych w ogóle, nie tylko przez teatr, ale i bohaterkę.
Zastanawiam się czemu latem sięgamy po książki cięższego kalibru? Czy okoliczności przyrody niwelują niewesołe konstatacje jakie z takich lektur płyną?
Skoro odbiłem się od tej książki w lutym, to postanowiłem ją sprawdzić w czerwcu :) Cała tajemnica. Teraz za to wygrzebuję co lżejsze, żeby wziąć na wakacje.
Udanych. I czekam z niecierpliwością, bo właśnie nieskrępowanej, acz inteligentnej rozrywki potrzebuję :)
No ale to za czas jakiś, na razie sobie powtarzam Pratchetta.
A ja muszę chyba na serio zacząć, bo zawsze startuję i kończę bodaj na piątym tomie. Teraz spróbuję płodozmianu, a nie hurtem jak dotychczas :)
Ale lecisz chronologicznie? To współczuję, bo te pierwsze to cienizna, Rincewind mnie zawsze wkurza.
Niestety tak. Teraz spróbuję metody cyklowej + odpoczynek po 2-3 książkach :)
To najlepsza metoda. Wiedźmy i Straż, a potem to już sobie można dowolnie :) A, i Moist von Lipwig, zacznij od Piekła pocztowego! Bo lubisz awanturnicze powieści :)
Ludzkie okrucieństwo zawsze wraca…
Uhm, pewnie mi w końcu ktoś napisze, że nie zrozumiałem geniuszu :P