Sześćdziesięciosześcioletnia Dolores Claiborne podejrzana jest o zabicie swojej chlebodawczyni, bogatej Very Donovan, u której od dziesięcioleci pracowała jako gospodyni i opiekunka. Na posterunku Dolores stanowczo stwierdza, że nie ma nic wspólnego ze śmiercią Very, zamierza za to przyznać się do zupełnie innej zbrodni sprzed lat.
Służąca i milionerka
Na małej wyspie Little Talk wszyscy się znają, wiedzą, kim jest Dolores o niewyparzonym języku i jak ciężki charakter miała Vera. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby gospodyni wzięła na Verze odwet najpierw za lata pomiatania i idiotycznych wymagań („Sześć spinaczy na każde prześcieradło! Ani się waż dawać cztery, bo patrzę!”), a potem za konieczność opiekowania się zdemencjonowaną, złośliwą chorą. A jednak podejrzana wypiera się jakiegokolwiek związku z tą śmiercią, mimo iż poszlaki przemawiają przeciwko niej. Ma za to zamiar opowiedzieć o innej zbrodni, która ciążyła jej przez dziesięciolecia. Poznajemy więc koleje niełatwego życia Dolores, wczesne małżeństwo z chłopakiem, który okazuje się nierobem i pijakiem. Kobieta zaharowuje się, żeby utrzymać dom i dzieci i kiedy trafia jej się dobra praca w letnim domu bogatych Donovanów, nie zamierza dać się z niej wyrzucić za to tylko, że nie zapamiętała, w którą stronę ułożyć wycieraczkę albo użyła niewłaściwej liczby spinaczy. Nie zamierza też z pokorą znosić losu żon bitych i poniżanych przez mężów i dobitnie daje temu wyraz. A kiedy małżonek zaczyna zagrażać dzieciom, przystępuje do działania.
Dwie kobiety
„Dolores Claiborne” to King, jakiego lubię najbardziej – ze znikomą dawką niesamowitości, za to oparty przede wszystkim na wnikliwej obserwacji obyczajowej i psychologicznej. Mamy tu świetną opowieść tytułowej bohaterki o jej niełatwym życiu, naznaczonym przemocą i pracą ponad siły. Poznajemy z niej kobietę inteligentną, dumną i niezwykle silną, gotową walczyć o siebie i swoje dzieci, nawet jeśli wymaga to skrajnych rozwiązań. Mamy też drugą opowieść – o pracy u Very Donovan, kobiety równie inteligentnej, dumnej i silnej, z racji swojego majątku przekonanej, że może stawiać innym najbardziej nawet idiotyczne wymagania, jak choćby te powtarzające się w powieści niczym refren sześć spinaczy do wieszania prześcieradeł. Początkowo Dolores i Vera toczą coś w rodzaju pojedynku: chlebodawczyni czyha na każde potknięcie gospodyni, Dolores wie, że potrzebuje pracy i nie ma zamiaru dać się na niczym przyłapać. W miarę upływu lat między kobietami nawiązuje się specyficzna więź; okazuje się, że Donovan też ma swoje problemy, że ostre wymagania nie są kaprysem milionerki, raczej są jakimś natręctwem, którego najchętniej by się pozbyła. Uczą się siebie nawzajem skrycie cenić, może nie stają się przyjaciółkami, ale mogą liczyć na swoje wsparcie. Gdy zdrowie Very podupada po wylewach, Dolores opiekuje się nią, chociaż nie oznacza to końca walki. Claiborne opowiada o tym wszystkim ze szczegółami i dygresjami, nie szczędząc barwnych epizodów, językiem jędrnym i potocznym, bardzo obrazowym, z dużym wyczuciem dramatyzmu. Wbrew krążącym po wyspie plotkom o nienawiści, jaką żywiła do Very, stara się być obiektywna; nie wygłasza jadowitego oskarżenia kapryśnej pracodawczyni, ale stara się oddać sprawiedliwość jej skomplikowanemu charakterowi i zrozumieć jej problemy. Sama też okazuje się postacią dużo ciekawszą niż stereotypowa zaharowana żona alkoholika; jest bystra, zdeterminowana, nie zamierza znosić tego, co przynosi jej los, lecz chce go sama kształtować, co wcale nie było łatwe w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy zaczyna się powieść. Na pozór zupełnie różne Dolores i Vera okazują się w ostatecznym rozrachunku niezwykle podobne pod wieloma względami, a ich historie warto poznać.
King umie stworzyć postacie i nastrój, to prawda. W „Misery” tak stworzył, że później już nic innego nie czytałam, bo się bojam :-)
King pisze bardzo nierówno, ale nie można mu odmówić talentu do odtwarzania życia w małych amerykańskich miasteczkach. Po „Miasteczku Salem” czytanym w dość młodym wieku, przez długi czas bałem się nocą odsłonić zasłony. „To!” zachwyciło mnie właśnie warstwą obyczajową. Jak w głowie pojawia mi się grupa młodzieży na Schwinnach i z kartami dodanymi przy szprychach dla efektu, to właśnie dzięki panu Stephenowi. No i ostatnio – Stranger Things :P
Skromne 3 gr. z czasów kiedy nie brnąłem w barokowe dodatki – https://bazyl3.blogspot.com/2008/11/dolores-clairborne-stephen-king.html
„To” sobie chomikuje na długie zimowe wieczory :) A Miasteczko mnie chyba ominęło, hmm. Stranger things faktycznie w klimacie Kinga, chociaż ja miałem też skojarzenia ze wszystkimi możliwymi filmami klasy b z lat 80.
Pisał też takie mniej straszne. Na przykład tę. Osobiście chyba wolę od tych strasznych
Utwory Kinga znam więcej z filmowych adaptacji, bo książek boję czytać. Wolę oswoić czyjąś wyobraźnię niż swoją. Niezapomniane dla mnie to Stukostrachy, Langoliery, Christine, Mgła, Podpalaczka, Uciekinier, Zielona mila, Skazani na Shawshank, Bastion, Przeklęty, 1408, Sztorm stulecia. To tylko niewielka część jego twórczości. O Dolores słyszałam, ale nie oglądałam. Po twojej recenzji mam wizję iż stare morderstwo może dotyczyć męża pijaka, w którym „pomagała” Vera albo morderstwo Very było na jej życzenie z powodu chorób. Muszę skonfrontować swoje „pomysły” z autorem. Ale co by nie było to wyraźnie przebija się na pierwszy plan taka sztama między silnymi kobietami, nie przyjaźń, nie uściski i tiutianie sobie, tylko taka solidna więź. Także podoba mi się i mam na to chrapkę :)).
Nie znam wielu filmowych adaptacji Kinga, ale zdecydowanie najbardziej podobała mi się Misery. A swoje intuicje fabularne warto skonfrontować z książką, to zawsze fajne doświadczenie :)
Czy ta pani z młotem działa również na wyobraźnię redaktorów ociągających się z robotą, czy tylko niepiszących autorów? :P
Na mnie mocniej działają bodźce ekonomiczne. Nie skończę bestsellera, nie będę jadł :) A niektórym autorom to sam bym nóżki łamał. Ale raczej po to, żeby NIE pisali.
To moja ulubiona powieść Kinga. I jedna z nielicznych, gdzie próbował czegoś nowego :P
Znalazłoby się kilka takich, gdzie próbował czegoś nowego, żeby znowu nie urządzać apokalipsy w finale :)