Marzenie i klęska (Tove Ditlevsen, „Ulica dzieciństwa”)

Ulica dzieciństwa

W domu Ester się nie przelewa, trudno też w małym kopenhaskim mieszkaniu o prywatność, której każdą chwilę trzeba sobie wywalczyć. Nie głoduje się, ale i nie jada frykasów, ubiera skromnie w podniszczone rzeczy i kupuje tańsze czerstwe pieczywo. Nie jest to rodzina patologiczna, ale też i niezbyt szczęśliwa. Zaharowany ojciec wierzy w konkretną pracę, taką w znoju, matka, szara gospodyni domowa, szuka odrobiny egzotyki i widoków lepszego życia, przyjaźniąc się z sąsiadką, damą podejrzanej konduity. Ich dzieci nie znają czułości, nie zaznały uwagi rodziców, nikt ich nigdy nie przepraszał ani nie zachęcał do zmiany życia, awansu. Czy zresztą ktoś wychowany w takich warunkach będzie w stanie wyrwać się poza ulicę swojego dzieciństwa? A nawet jeśli zdoła, to czy ulica nie ściągnie go z powrotem?

Lęki i maski

Dzieciństwo „żyje w nas niczym głęboka, rwąca rzeka, z której czerpiemy ból i radość. Mroczna i pełna tajemnic, w której przyczyna i skutek zlewają się ze sobą w jedną ciemność, a obrazy pojawiają się i znikają. Rzeka wyżłobiła w nas swoje koryto, kiedy umysł był miękki jak drobny piasek na plaży i jedynie w rzadkich, spokojnych chwilach możemy się w niej przejrzeć”. Jedenastoletnia Ester dorasta wśród strachów i bezsenności, trawiona lękiem przed życiem, które wydaje jej się pełne niebezpieczeństw i pułapek: w swej wrażliwości dziewczynka chłonie z otoczenia smutek i zmartwienia. Z rzadka ten mrok rozświetla dobro, radość czy zabawa. Swoje obawy pokrywa sztuczną wesołością, skłonnością do ryzykownych wyczynów, jak drobne kradzieże w sklepach. Niewiele jej to jednak pomaga: kolejne maski nie chronią jej przed zranieniem, bolesna jest świadomość, że świat nie zwraca na nią najmniejszej uwagi. Gdy dorośnie, podejmie próbę ucieczki od tego wszystkiego, czego symbolem jest ulica dzieciństwa, przejścia do wymarzonej sfery mieszczańskiej, lecz mimo swoich starań i wysiłków Ester okaże się niezdolna do zmiany siebie i rozpoczęcia nowego życia bez dawnych obciążeń.

Ciasny horyzont

Tytułowa ulica jest oczywiście fizycznym miejscem zamieszkania, ciasnym i biednym, niezbyt świetnym. Jest też jednak metaforą dzieciństwa, wąskim horyzontem ograniczającym możliwości i marzenia dzieci, horyzontem, poza który nie powinny wykraczać. Ulica wrasta w nie i zmienia w ciasną obrożę, która nie pozwala odlecieć, która dławi próby wyrwania się z okolicy. Ale ulica bywa także po matczynemu czuła dla swych marnotrawnych dzieci, przygarnia z powrotem te, które sparzyły się w próbie lotu ku Słońcu, ku lepszemu życiu. Ditlevsen dobitnie pokazuje, ile siły i determinacji trzeba mieć, by się uwolnić, dokonać zmiany w swoim życiu i utrzymać ją wbrew głęboko zakorzenionym ograniczeniom. Jej bohaterka tego nie potrafi, sama sabotuje własne próby zmiany, przejścia do podziwianej sfery mieszczańskiej, udaje się to jednak jej bratu, stłamszonemu czeladnikowi, który odkrywa w sobie poetycki talent i wyrywa się do świata artystów, budząc nieufność ojca, którego zdaniem zarabiać należy ciężką pracą, a nie czymś tak niepewnym jak pisanie. „Ulica dzieciństwa” pokazuje nieznane nam oblicze Danii z lat trzydziestych ubiegłego wieku, kraju rozwarstwionego społecznie i niezbyt bogatego; autorka pokazała sporo z ówczesnej codzienności. Czytałem jednak tę prozę bez emocji, choć trudno sformułować mi jakieś konkretne zarzuty pod adresem tej książki. Rozumiałem Ester i czynniki, które ją ukształtowały i wpływały na jej postępowanie, ale nie umiałem się zaangażować w jej losy. Czy wynikało to z chłodnego stylu autorki, czy sposobu, w jaki drobiazgowo analizowała każdy krok swojej bohaterki, nie pozostawiając nic dla mnie, dla mojej interpretacji czy domyślności? Czy z nagromadzenia złotych myśli podobnych do tej o dzieciństwie jako rzece, których patos gryzł mi się ze zwyczajnością życia Ester? A może z tego, że Ditlevsen z góry skazała swoją bohaterkę na klęskę i wielokrotnie o tym mówiła, co odbierało wszelki smak kibicowaniu tej postaci? Mam przynajmniej nadzieję, że nie wzięło się to z tego, że nie jestem – jak pisze w interesującym posłowiu tłumaczka książki, Agata Lubowicka – młodą kobietą, która mogła odnaleźć siebie w postaci Ester, jej losach i refleksjach o życiu. Nie najlepiej by to świadczyło o talencie autorki.

Tove Ditlevsen, Ulica dzieciństwa, tłum. Agata Lubowicka, Marpress 2021.

(Odwiedzono 435 razy, 3 razy dziś)

14 komentarzy do “Marzenie i klęska (Tove Ditlevsen, „Ulica dzieciństwa”)”

  1. Widzę, że Tove w kółko wałkowała ten sam temat, czyli swoją, mniej lub bardziej ubarwioną, biografię. Pierwsza część Trylogii Kopenhaskiej brzmi tak samo jak opisana przez Ciebie Ulica dzieciństwa. W Trylogii jeszcze są wrzucone wiersze autorki/narratorki, dzięki którym podobno zrobiła karierę poetki. Czytając je, nie mogłam sie powstrzymać od myśli, ze talent to dziwna rzecz i chyba nie potrafię go zauważyć, skoro te wytwory wydały mi sie naiwne i proste niczym amatorskie rymowanki.

    Odpowiedz
      • W Trylogii brat sie wyzwala szybko od rodziny, ale jest czeladnikiem. Natomiast Tove to wszędzie i zawsze skrzywdzona bidulka, czy w rodzinie, czy jako Panna służąca, czy jako kobieta pracująca w biurze. Wiesz, a może dzięki temu, ze czyta sie ją bezwysiłkowo, a wszelkie mądrości zawarte w jej książce dalekie są od odkrywczych, Tove zdobyła tyle zachwytów i popularność?

        Odpowiedz
        • Tu brat tak samo. Za to Ester nie odgrywa skrzywdzonej bidulki, jej jakoś tak wychodzi, że sama sobie nogę podstawia. Co do bezwysiłkowości, to nie wiem, nie jest to szczególnie lekka laktura; bardziej podejrzewam, że to kwestia życiowych sentencji, które robią „głębię” i gryzą się z dość jednak mało wyrafinowaną bohaterką. U nas jednak chyba mimo wszystko zachwyty są dość umiarkowane, na ile zauważyłem.

          Odpowiedz
    • @buksy Moje wrażenia co do Trylogii Kopenhaskiej pokrywają się z twoimi i rzeczywiście czytając recenzję „Ulicy dzieciństwa” autorstwa Piotra miałam wrażenie, że ja to już czytałam, w Trylogii właśnie.Co więcej czytałam i mi się nie podobało :-) Ja mam ogólnie wrażenie, że mi z literaturą skandynawską nie po drodze, wyjąwszy Muminki.

      Odpowiedz
  2. Ponieważ mam w planach tę książkę, mam nadzieję, że mój odbiór będzie choć trochę lepszy.;) Ale wiem, że patos wiele potrafi zepsuć. Może chociaż Dania lat 30. wynagrodzi ew. straty.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.