O minionym roku mogę oględnie napisać, że nie sprzyjał ani czytaniu, ani pisaniu o książkach, ale jednocześnie przyniósł kilka bardzo przyjemnych czytelniczych zaskoczeń i odkryć. Sytuacji pozablogowej pozwolę sobie nie komentować, więc skupmy się na urodzinowym podsumowaniu literackim.
To był już jedenasty rok na „Zacofanym”. O dziwo, wciąż jeszcze zagląda tu całkiem sporo osób, niektórym chce się nawet napisać komentarz (albo dziesięć). Nieodmiennie wszystkim Wam dziękuję. Tydzień temu przedstawiłem najchętniej czytane wpisy minionego roku, teraz czas na wybory subiektywne.
Królestwo wspomnień
Dziwnym trafem pierwsza grupa wyróżnionych to książki, w których główną rolę odgrywają pamięć i wspomnienia. Wspomnienia z własnego dzieciństwa wypełniają „Jabłecznik i Rosie” Lauriego Lee – zabita dechami wieś daleka jest od raju, ale zapewnia bohaterowi mnóstwo wrażeń, do których wraca po latach, by pokazać czytelnikowi swój nietypowy dom rodzinny, odmalować portrety matki i sióstr, wiejskich oryginałów, przywrócić radości i lęki, zabawy i smutki, ten świat, który bezpowrotnie odszedł, zginął w starciu z nowoczesnością.
Przez wspomnienia poznajemy też bohaterkę „Całego życia Sabiny” Heleny Boguszewskiej, która zależnie od tego, czy wspomina swoje dawne suknie, czy mieszkania, jawi się nam w innym świetle, pokazuje inną stronę swojej osobowości i inny fragment biografii. Niesłusznie zapomniana, powieść jest dojrzałym, psychologicznie wiarygodnym portretem kobiety, która próbuje znaleźć własne miejsce w życiu.
A kiedy się nie ma wspomnień, własnych ani cudzych, można je zawsze wymyślić, by wypełnić lukę w rodzinnej historii – tak jak zrobił Tadeusz Konwicki w „Bohini”, portrecie babki, której nie znał, ale którą koniecznie chciał poznać. Stworzył ją więc sobie ze strzępów opowieści i własnej wyobraźni, żywą i wiarygodną, silną i inteligentną, i osadził w świecie, który podobnie jak u Lauriego Lee, został zmieciony przez dziejowe przemiany.
Mistrz King
Drugim dziwnym trafem jest to, że do czołówki załapały się dwie książki tego samego autora. W poszukiwaniu czegoś jednocześnie zajmującego i nieurągającego inteligencji czytelnika sięgnąłem po „Zieloną milę” Stephena Kinga i przepadłem bez reszty w opowieści o amerykańskim Południu z lat trzydziestych ubiegłego wieku, o codzienności skazanych na śmierć i ich strażników, ale też o szlachetności i podłości, zachowywaniu człowieczeństwa i o tym, że najwspanialszy dar może być równocześnie przekleństwem. Parę miesięcy później poprawiłem sobie „Dolores Claiborne” – monologiem prostej kobiety oskarżonej o przestępstwo, którego nie popełniła. Policyjne przesłuchanie staje się dla niej pretekstem do spowiedzi z całego życia, naznaczonego przemocą i pracą ponad siły. Dolores okazuje się postacią dużo ciekawszą niż stereotypowa żona alkoholika, jest bystra, zdeterminowana, nie zamierza znosić tego, co przynosi jej los, lecz chce go sama kształtować, co wcale nie było łatwe w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy zaczyna się powieść. Jakże mizernie na tle tych dwóch książek wypadł najnowszy twór Kinga, „Billy Summers”, na którego lekturę szkoda było po prostu czasu.
Saga z rozmachem
Z wyborem najlepszej książki roku problemu nie miałem żadnego: została nią onieśmielająca na pierwszy rzut oka (trzy spore tomy!), ale porywająca „Silva rerum” Kristiny Sabaliauskaitė, historia rodu Narwojszów, rozgrywająca się na targanej wojnami i niepokojami Litwie od połowy XVII do połowy XVIII wieku, jednocześnie egzotyczna i swojska, porywająca i skłaniająca do refleksji. Na dodatek ma zróżnicowanych, niejednoznacznych bohaterów, splątaną, pełną zaskoczeń fabułę, bogate tło historyczne i obyczajowe, dobre tempo, a przede wszystkim cudowną lekkość opowiadania i precyzyjny, krystalicznie piękny język – zdecydowanie wszystko, co najwyżej cenię w powieściach. Polecam gorąco i czekam na finałowy, czwarty tom.
A teraz tradycyjnie powinienem zaprosić wszystkich do bufetu, ale ze względu na sytuację epidemiczną nie mam odwagi. Jeśli jednak macie ochotę, weźcie kubek z herbatą, kawą, naparem z dziurawca, szklankę piwa albo kieliszek nalewki i wypijcie zdrowie jedenastolatka! Dziękuję Wam raz jeszcze, że jesteście!
Dziękuję za dzielne trwanie i dużo lektur w Nowym Roku!
Wielkie dzięki!
Gratulacje, Piotrze. Jedenastolatek już nie jest dzieckiem, tylko młodzieńcem. :) Na pierwsze miejsce w niemrawo ostatnio posuwającej się kolejce książek do czytania właśnie wskoczyła „Silva rerum”. Pozwolę sobie przyjść z własnym kubkiem z rumiankiem… Pozdrawiam! :)
Zaczynam się martwić nastoletnim buntem :) Silva rerum gorąco polecam i dzięki za gratulacje.
Twój nastolatek jest mądry, dobrze ułożony i nie powinien się bardzo buntować. Będzie raczej dojrzewał harmonijnie i dawał Ci wyłącznie satysfakcję. I tego Ci życzę na następne lata. :) „Silva rerum” już zamówiona w mojej bibliotece…, dzięki. :)
Wszystkim pryszczatym trochę odpala :) No nic, przygotuję się duchowo na to. Miłej lektury.
Jedenaście lat to piękny wynik! Gratulacje i wszystkiego najlepszego w 2022 :)
Dziękuję i nawzajem :)
Stu jedenastu lat! I samych ciekawych lektur w nowym. Laredo zdążyłeś przeczytać?
Dzięki. Laredo dojrzewa sobie w cieple :)
Liczę na palcach i wydaje mi się, że jestem rok starsza od Ciebie – ale to tylko taka moja dygresja, od której właściwie nie powinnam zaczynać, prawda? Druga dygresja – użyłeś słowa „epidemiczna” i błogość spłynęła na mą duszę, wszyscy uparcie piszą „epidemiologiczna”.
Ale do rzeczy – wszystkiego najlepszego! Czytaj, pisz, tłumacz, redaguj – i niech to wszystko będzie mega frajdą
Wszyscy są o rok starsi ode mnie, nie załapałem się na tę główną falę blogową. Uwielbiam słowo epidemiczne, epidemiologiczna to jest stacja ;) I wielkie dzięki, staram się mieć frajdę, inaczej to nie miałoby sensu.
Niewiele moich blogowych znajomości przeskoczyło poza samego bloga. Dzięki za to miejsce i wysłuchiwanie żalów za jego kulisami :)
Agnes natchnęła mnie do wizyty u siebie i ze zdziwieniem odkryłem, że oprócz roku gdy zaczynałem i przenosiłem wpisy z pl.rec.ksiazki, to tak naprawdę regularnie pisałem może ze dwa lata. Tym bardziej imponuje Twoje 11 :D
Ej, na pewno pisałeś dłużej, nie przesadzaj z tymi dwoma latami :) A wysłuchiwanie żalów za kulisami, to wiesz – i wice wersa :)
Nie wszyscy są o rok starsi, bo mnie też w tym roku stuknie jedenaście, za jakieś pięć miesięcy:) więc czuję się ciut młodsza choć w tej dziedzinie. Kiedy napisałeś, że wysoko na liście czytelniczej uplasowały się wspomnienia i pamięć pomyślałam, że to znamienne, ponoć im jesteśmy dojrzalsi tym bardziej interesuje nas to zagadnienia i stąd u niektórych upodobania do biografii, dzienników czy listów np. Młodsze pokolenie z reguły wyraźnie mówi temu zagadnieniu NIE. Ale widzę, że jest też coś lżejszego- S.King. Przyznam, że często czytałam, czy słyszałam to nazwisko polecane przez znajomych, ale jak dotąd podchodziłam doń dość nieufnie, ale skoro polecasz i Ty to może się skuszę, ostatnimi czasy łapię się na chęci sięgnięcia po coś lżejszego, a niegłupiego. Cieszę się, że jesteś, nie wyobrażam sobie, że i Ciebie mogłoby zabraknąć w blogosferze, zbyt wiele fajnych blogów pokryło się kurzem. Wytrwałości i radości i z lektur i z pisania.
Też pomyślałem, że te wspomnienia to oznaka, hmmm, wieku średniego, ale wyszło to zupełnie bezwiednie, samo mi w ręce wpadało :) Co do Kinga, to te dwie tegoroczne są mocno nietypowe jak na niego i może dlatego takie dobre. Dzięki za miłe słowa, szczególnie te o wytrwałości :)
Gratulacje! Imponująca rocznica 💜 Wytrwałości, spokoju i pięknych lektur w nowym roku życzę! „Zielona mila” czeka na mnie na półce – dzięki za zachęcenie, też się za nią niedługo zabiorę w takim razie :) A co do „Silva rerum” – pamiętam, jak wychodził pierwszy tom… jakoś się do tej pory wzbraniałam przed braniem tych książek pod uwagę, ale czytając Twoje podsumowanie stwierdzam, że trochę głupio z mojej strony i powinnam się na nie zaczaić ;)
Dzięki :) Do Silva rerum miałem podobny stosunek, wydawca przy pierwszym tomie nie szczędził pochwał, a wiemy, jak to jest, gdy wydawca przesadnie chwali :) Szczęśliwie zaufane osoby też przeczytały i chwaliły, więc się skusiłem.
Rocznica fenomenalna, ślę ukłony. :D
Pisz dalej, więcej i niech Ci się darzy nie tylko w życiu blogowym, ale także prywatnym! :D
Wielkie dzięki :)
Jedenaście lat to już dekada z okładem. Jak ten czas płynie I tak się zastanawiam, co przyjdzie dla piszących o książkach po erze FB i Insta.;)
Mówisz, że King jest dobrą odtrutką na stresy wszelakie?;) Jak dla mnie trochę zbyt szarpie nerwy (piszę to tylko na podstawie ekranizacji), ale o polecanej mi kiedyś Doloroes pamiętam i raczej zaryzykuję.
Sto lat w dobrym zdrowiu i spokoju! Zawsze miło Cię czytać.
Dziękuję :) Po erze FB i Insta będzie ogólnoświatowy blackout i wrócimy do skrobania w zeszycikach na własny użytek. Z Kingiem jest tak, że może szarpać nerwy i może nie szarpać, przy tych dwóch polecanych raczej nie krzyczy się ze strachu :)
Jeszcze może twitter i jednowyrazowe „opinie”.;) Ale to prawda, co piszesz, dojdziemy kiedyś do ściany i zacznie się skrobanie.
Skoro nie krzyczy się ze strachu, to dla mnie. Wystarcza mi jeden trup na książkę i niskie napięcie.;)
Chwilowo nie będę jeszcze ostrzył dłuta, może prądu starczy jeszcze na parę lat :)
Jedenaście to dwie jedynki :-) kolejna taka rocznica (czyli 22) za 11 lat, więc jest co świętować. Gratuluję i czekam na więcej (i wpisów i rocznic). Mam zapamiętane do czytania „Silva Rerum”, ale czekam na pełen zestaw. Nie lubię czytać takich sag kawałkami…
Dzięki :) Faktycznie, magia liczb. A co do Silva rerum to wydawnictwo milczy jak ciemny grobowiec, nie wiem, kiedy się doczekamy finału.
Toaścik jakimś winkiem pozwolę sobie :-) Dziurawiec daje za dużo potencjalnych powikłań, znam się, bo mój pradziadek był znachorem :-P
Przyznam, że blogów mi brakuje, lubię sobie poczytać dłuższe teksty, a dla takich zboczeńców jak ja coraz mniej miejsca jest w sieci, nawet niektórzy blogerzy, których czasem czytuję uznają za stosowne usprawiedliwiać się, że tak dużo napisali :-( Fejsbuki itp. jakoś mi nie odpowiadają jako platforma do dyskusji, próbowałam, ale to nie dla mnie. Zapewne niedługo wrócimy do porozumiewania się za pomocą pochrząkiwań, co nieszczególnie mi odpowiada. Mam więc nadzieję, że będzie świętowanie wielu takich rocznic!
Winkiem jak najbardziej, nie krępuj się! Staram się powściągać słowotoki, ale niezbyt mi wychodzi, szczęśliwie nikt mi nie krzyczy, że za długo piszę :)