Książka Zygmunta Nowakowskiego to chłopięce wspomnienia. Kraków, przełom XIX i XX wieku, główny bohater ma pięć lat, dwóch starszych braci i matkę wdowę, która lekcjami próbuje zarobić na utrzymanie rodziny. W życiu chłopców czymś normalnym są przeprowadzki do coraz tańszych mieszkań, mało urozmaicone posiłki i lęki przed tajemniczymi „wekslami”. To wszystko jednak nie odbiera im chęci do zabaw i najróżniejszych „rozróbek”, które ściągają na nich, zwykle krótkotrwały, gniew mamy.
Bezpieczna przystań
Świat chłopców, przynajmniej w najwcześniejszych latach ich życia, kręci się wokół trzech kobiet. Zapracowana, zmęczona matka, biegająca po mieście, by udzielać lekcji francuskiego, ścigana przez wierzycieli i doświadczana przez swoich synów – wychowuje, karci, poucza i kocha oraz wybacza. To przede wszystkim dzięki niej dom jest tytułowym Przylądkiem Dobrej Nadziei, bezpieczną, mimo wszystko, przystanią. Opoką jest babcia, zaangażowana w życie córki i jej synów, biegnąca z ratunkiem finansowym, snująca opowieści z dawnych czasów, z jej śmiercią skończyła się nieodwołalnie pewna epoka. Domową instytucją jest służąca Kasia – często utyskująca, grożąca odejściem, ale mimo to trwająca na posterunku, chociaż chłopcom zdarza się ją obrazić, a pani nie wypłacić ma czas skromnej pensji. Później zaczyna się gimnazjum, nowy świat: profesorowie i koledzy, szkolne problemy, awantury, sprzeczki, przyjaźnie – nieuchronne dorastanie, choć Nowakowski skończy opowiadać w momencie, gdy dla niego i braci wciąż najważniejszym miejscem na świecie będzie dom, „gdzie mama siedzi przy lampie w długim, złotym szlafroku, podnosi głowę znad książki i patrzy w stronę drzwi. Czy już idziemy”.
Wrażliwość dziecka
Rozdziały z opowieściami o wydarzeniach domowych i szkolnych, przygodach, zabawach, kolegach – pogrzebie ołowianego żołnierzyka ze spektakularnym finałem, przyjaźni z psem Pufkiem, indiańskich fascynacjach, problemach z lekcjami – przeplatane są partiami o charakterze impresji, dającymi wgląd w świat uczuć, przeżyć i marzeń bohatera, zarówno pięcio-, jak i kilkunastoletniego, w jego bogatą wyobraźnię i wrażliwość. Nowakowski znakomicie potrafi je sobie przypomnieć (lub wciąż je pamięta, bo pisząc, ma trzydzieści parę lat) albo równie znakomicie i wiarygodnie odtworzyć świat uczuć i myśli: mamy nocne strachy, emocje związane ze zgubieniem się na krakowskim Rynku, kuszenie przez las, złe wieści przynoszone przez wiatr czy piękne i głęboko wzruszające opisy pierwszych chwil po śmierci Babci albo przyjaźni z lwem Batorym w krakowskim zwierzyńcu. W „Przylądku Dobrej Nadziei” pobrzmiewa szczera tęsknota za rodzinnym domem, skromnym, ale pełnym miłości, wybaczenia, ciepłym, stanowiącym schronienie i punkt odniesienia, miejsce, z którego wynosi się wzorce na resztę życia, który kształtuje postawy i pojęcia. Nowakowski nie koloryzuje swojej przeszłości, nie wstydzi się jej, bo wie, ile jej zawdzięcza, zwłaszcza zabieganej matce. Nie uderza jednak w sentymentalne czy moralizatorskie tony, to, co najważniejsze jest w książce ukryte między wierszami, a dzięki tej powściągliwości robi tym większe wrażenie.
Co tu dużo gadać – uwielbiam 😍 I trochę zazdroszczę, bo masz ładniejsze wydanie (lubię tę serię).
Specjalnie szukałem, bo faktycznie inne są mniej wyrafinowane. A Kraków u Nowakowskiego ma masę uroku.
Właśnie miałem pisać, że w fajnym wydaniu :) Nie znam, ale poznam, bo lubię sobie poczytać o czasach, kiedy życie mimo problemów, które znamy i dziś było jakieś, bo ja wiem, prostsze, a zarazem pełniejsze :) Choć, podpierając się słowami pani Guze, może to jest tak, że „dzieciństwo to jest prawdziwe piekło, tylko dorośli wymyślają sobie potem – dla animuszu i żeby mieć jakiś punkt oparcia – że to samo szczęście” :)
No tu akurat autor nie idzie w wersję „samo szczęście”, widać, że brak ojca i bieda jednak miały na chłopców spory wpływ, łagodzony przez matkę, na ile tylko mogła.
„Przylądek Dobrej Nadziei” jest świetny, mam to samo wydanie, choć bardziej zdezelowane, jak zresztą większość książek u mnie niestety. Popieram, książka jest poruszająca i właśnie taka nie do końca idealizująca ten dziecinny świat, ale mimo wszystko pokazująca to poczucie bezpieczeństwa i opokę w postaci matki. @Bazyl, nie wiem, czy to życie tam było takie prostsze, to chyba nie ten klimat, ale książka doskonała, przeczytaj koniecznie. Z takich krakowskich klimatów, to @Piotr natknąłeś się kiedyś może na książkę Olgi Chrobrej „Dwie ulice”? Mało znana autorka i książka, ale trochę chyba „od innej strony” pokazująca Kraków i jego mniej spektakularne zakątki. Powiem szczerze, że klimaty Krowodrzy opisane tam jako żywo przypominają mi klimaty dzielnic w których się wychowałam :-)
W ogóle u Nowakowskiego świetne są te portrety kobiet, bo i babcia, i Kasia też się na tę opokę składały.
O Chrobrej wiem tylko z komentarzy pod wcześniejszymi postami i mam wielką ochotę przeczytać, ale chwilowo wstrzymałem nowe zakupy :)
„Dwie ulice” odkryłam u Ciebie, dzięki wątkowi Biuro książek zagubionych :)
I jaki ten świat mały: dziewczyna na FB zaofiarowała się z wózkiem głębokim dla ukraińskiego dziecka, ale nie miała jak się ruszyć z domu przy małych dzieciach, więc zaproponowałam, że do niej przyjadę i przewiozę go na dworzec. Podaje mi adres – ul. Odrowąża na Krowodrzy! Czyli tam, gdzie akcja „Dwóch ulic” 😁😁😁
O proszę, jak się te wątki przydają. Pojęcia nie mam, gdzie jest Krowodrza, chyba sobie chociaż w google street pooglądam :)
Swoją drogą to znamienny jest fakt, że ledwo wiążąca koniec z końcem kobieta przez wierzycieli ścigana ma jeszcze służącą…
Aspirując do pewnego poziomu, nie wypadało nie mieć służącej, ale pomyśl, ile w tym układzie ta służąca dostawała pensji :( Jakbyś chciał zgłębić temat, to Alicja Urbanik-Kopeć, Instrukcja nadużycia, sporo o tym pisze..