Wyjazd do hurtowni (Michał Witkowski, „Drwal”)

Drwal

„Drwal” tyle ma wspólnego z kryminałem, ile luj Mariuszek z hipsterem ze Zbawixa – zero. No, może ciut więcej, w końcu w książce pojawiają się jakieś porachunki na tle mętnych interesów z przeszłości, a nawet poznajemy lokalnego mafioza. To jednak za mało, by uznać Witkowskiego za autora powieści kryminalnej.

Jesień w małym domku

Pisarz Michał, zmęczony wielkomiejskim życiem i światowym szumem, lubi od czasu do czasu zaszyć się w jakiejś chatce na odludziu, do której przynależy właściciel w typie drwala. Tym razem padło na leśniczówkę pod Międzyzdrojami, której gospodarz, Robert, dysponuje imponującą kolekcją antyków i równie imponującym zbiorem psychotropów, z którego nader chętnie korzysta literat. Zaintrygowany niezbyt towarzyskim „facetem od małego domku”, Michał próbuje go rozszyfrować. Zaczyna węszyć i trafia na trop jakiejś afery sprzed lat, a przy okazji zapoznaje miejscowego luja Mariuszka, którego zamierza usidlić. Zgłębia też smętne życie kurortu po sezonie, nawiedzanego głównie przez niemieckich emerytów, zawierając przy tym trochę nietypowych znajomości. Ostatecznie dochodzi do scen krew mrożących i nieodparcie zabawnych przez swoją absurdalność.

Handel historiami

Michał, alter ego autora, popada w niepowstrzymane słowotoki, relacjonując swoje działania, plany, poglądy, a przede wszystkim komentując wszystko dokoła, zaludniające go postacie i ich postępowanie – wnikliwie, ironicznie, złośliwie, dowcipnie, obnażając hipokryzję, wywlekając na wierzch to, co inni chcieliby ukryć, podkreślając prymitywizm uczuć, tandetę dekoracji, brzydotę ukrytą pod blichtrem. Traktuje świat jak źródło literackiego materiału: „wycisnę coś z tej rzeczywistości, nada się na książkę, w końcu kasa za bilety musi się zwrócić. Prowadzę handel historiami, kupuję za bezcen, sprzedaję drogo, teraz zainwestowałem w wyjazd do hurtowni, nie mogę stracić”. I nie traci, czerpie garściami: zdobywa historię pieczarkowego romansu luja, opowieści o życiu w peerelowskim ośrodku wczasowym dla nomenklatury, o lokalnej mafii, niezałatwionych porachunkach z przeszłości, mniejszych lub większych grzeszkach i świństewkach. Jednocześnie tworzy pean ku czci Międzyzdrojów „odartych z ostatnich już letnich iluzji”, gdzie letni kicz ustępuje „pornografii nędzy i szarzyzny”, gdzie eleganckiego Hotelu Wiedeńskiego nie okupują już telewizyjne gwiazdy, tylko skuszeni przecenami seniorzy. W opustoszałym barze czuwa na wszelki wypadek, choć bez wielkich nadziei, Parszywa Jadźka, „nasza Jadzia dawalska”, a w strefie spa masażysta pan Zbyszek – może trafi się klient? Marzenie Michała o napisaniu kryminału się nie spełnia – bo niby mamy wątek afery sprzed lat, ale nie on tu dominuje. Co prawda dążenie do rozwiania rozmaitych sekretów jest motorem akcji i zapewnia nam sporo efektownych epizodów w różnym stopniu nasyconych nonsensem, to jednak dostajemy przede wszystkim pełnokrwistą powieść obyczajową, historię o tym, jak człowiek z zewnątrz wkracza do sennego światka i wywraca w nim wszystko do góry nogami. Na dodatek robi to z przytupem, chociaż słabnącym w miarę zbliżania się finału. „Drwal” jest wciągający, czasem nieodparcie śmieszny, czasem bardziej refleksyjny, z pewnością barwny, mimo listopadowej szarzyzny, i jak to u Witkowskiego, wielce smakowity pod względem językowym.

Michał Witkowski, Drwal, Świat Książki 2011.

(Odwiedzono 340 razy, 1 razy dziś)

13 komentarzy do “Wyjazd do hurtowni (Michał Witkowski, „Drwal”)”

  1. Czuję się przytłoczona bogactwem powieści, przynajmniej w świetle Twojej recenzji.;)
    Sądząc po kilku wyimkach będzie można popławić się chociaż w pięknej frazie Witkowskiego.

    Odpowiedz
  2. A ja jakoś nie mam fazy na te współczesnopolskie frazy. Choć jak sobie je zestawię z czytanym właśnie kryminałem, to nie wiem czy bym nie wolał :P Drwala czytałem, ale już dawno obumarły neurony, w których miałem zapisane szczątkowe wrażenia po lekturze. A na blogu się nie pojawił :(

    Odpowiedz
      • Z drugiej strony jak się człowiek podepnie do licealnej polszczyzny (sam taką operuję, więc w książkach wolałbym nie znajdować), to myśl go nawiedza, że jednak takie masłowskie fikołki mają swój niezaprzeczalny urok :P Powtórki, zawsze! Tylko trochę żal nowego, co przez rzeczone powtórki nie pojawi się na czytelniczym talerzu :(

        Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.