Księgozbiory polskie, cz. 20: Czytelnia u Przyjaciół (1)

Jadwiga Krawczyńska uznawana jest za jedną z pierwszych polskich reporterek, walczyła o równouprawnienie: piętnowała często dyskryminację kobiet w zawodzie dziennikarskim. Po wybuchu wojny w 1939 roku nie mogła dalej pracować w prasie, postanowiła więc założyć wypożyczalnię książek, o czym obszernie opowiada w swoich wspomnieniach. Dziś fragment o powstaniu i funkcjonowaniu Czytelni u Przyjaciół, za czas jakiś o jej stałych bywalcach i dalszych losach.

O założeniu czytelni-wypożyczalni książek myślałam od chwili, gdy w początkach okupacji hitlerowskiej zaczęłam pracę w prasie podziemnej.

Wyobrażałam sobie, trafnie zresztą, że tego rodzaju zajęcie maskowałoby dobrze pracę konspiracyjną, ponadto dałoby mi możność kulturalnej działalności. Z biegiem czasu ten ostatni motyw stał się dla mnie bardzo cenny. W okresie, kiedy „cała Warszawa”, inteligencka i kulturalna również, „szmuglowała” i handlowała byle czym, od namiastek herbaty do złota i biżuterii, prawdziwym szczęściem było nie brać udziału w tej życiowej krzątaninie, zważywszy w dodatku mój zupełny brak zdolności i zainteresowania tego rodzaju czynnościami. Choć nie od razu i nie bez wielu trudności udało się zorganizować czytelnię (dopiero w początkach 1941 roku), uparcie do tego dążyłam i znalazłam wreszcie odpowiednie wspólniczki, którym podobała się myśl stworzenia takiego warsztatu pracy.

Lokal sam wpadł mi w ręce: obszerne mieszkanie na pierwszym piętrze w alei Niepodległości 132/136, które oddała mi „w depozyt” koleżanka dziennikarka, dr Karolina Beylin, wyjeżdżając z· Warszawy z rodziną w bezpieczniejsze strony wiejskie. Druga z sióstr Beylin, Stefania, podała projekt nazwania naszej placówki Czytelnią u Przyjaciół, dowodząc tym delikatnego wyczucia istoty sprawy. Przyjęłyśmy z entuzjazmem ten piękny szyld.

Kamienica przy al. Niepodległości 132/136, róg ul. Ligockiej (źródło)
Kamienica przy al. Niepodległości 132/136, róg ul. Ligockiej (źródło)

Do zorganizowania pracy wypożyczalni od podstaw pomogła nam bardzo życzliwie pani Wanda Dąbrowska, znakomita specjalistka bibliotekarstwa, autorka wielu podręczników, założycielka Poradni Bibliotecznej. Osobiście przyjechała na aleję Niepodległości i udzieliła mi najistotniejszych wskazówek, następnie zaś po pewnym czasie sprawdziła nasze prace przygotowawcze.

Wypożyczalnia nasza podlegała, jak i inne, w pierwszej instancji Polskiemu Związkowi Księgarzy, którym kierował wówczas dyr. Feliks Pieczątkowski. Jego serdecznej trosce i przychylności sekretarki, p. Jadwigi Liedke, zawdzięczamy niejedno ułatwienie w warunkach tak trudnych i niebezpiecznych, jakie nastręczała wówczas nasza praca. Oni zaś, tj. przedstawiciele Związku, brali na siebie przykre zadanie borykania się z niemiecką władzą – Urzędem Propagandy […].

[…] Gdy czytelnia dawała dowody rozwoju, gdy przybywało nam abonentów, gdy wzrastało nasze powodzenie i dochody, potrafiłyśmy być wielkimi optymistkami: pakowałyśmy znaczną część naszych mizernych funduszów w zakupywanie nowych książek. Gromadziłyśmy nabywane okazyjnie egzemplarze zakazanych przez władze niemieckie książek z myślą o… czasach po wojnie! Bo Czytelnia u Przyjaciół miała istnieć nadal… […] Robiłyśmy plany jej rozszerzenia, chciałyśmy ją doskonalić i rozwijać w oryginalny i nowoczesny sposób. […] W moim pokoju leżały po kątach książki „na po wojnie”. Niekiedy rozzuchwalałam się tak, że nawet bez poprzedniego porozumienia ze Stasią i Hanią [wspólniczkami] potrafiłam przytaszczyć do domu zakazane tomy Orzeszkowej „Nad Niemnem”, Niemcewicza „Jana z Tęczyna”, Kraszewskiego „Starą baśń” i inne, które mi okazyjnie wpadły w rękę. I moje wspólniczki aprobowały te „szalone” wydatki, bo i one wierzyły w naszą powojenną czytelnię, która stanie się placówką, jakiej jeszcze nie było. Liczyłyśmy na powodzenie! Przy czytelni miały istnieć kluby literackie, miały być urządzane wieczory artystyczne, miała być czarna kawa i poradnia literacka dla czytelników, i kluby młodzieży z pogadankami na tematy lektur… Inicjatywy nam nie brakowało, a nasze doświadczenia zdobyte w Czytelni u Przyjaciół uprawniały nas do liczenia na taką piękną rzeczywistość. I to było słuszne, to było dobre; nie mogłyśmy myśleć inaczej, jak z wiarą i nadzieją wbrew terrorowi okupacji.

Nazwa Czytelni u Przyjaciół miała zaiste wielostronne znaczenie. Może była naszym talizmanem? Nawet po spaleniu czytelni w czasie powstania 1944 i długo jeszcze potem na bramie domu nr 132/136 w alei Niepodległości wisiał mały biały szyldzik, malowany na drewnie przez znajomego młodego grafika.

Kamienica przy al. Niepodległości 132/136, widok od podwórka (źródło)
Kamienica przy al. Niepodległości 132/136, widok od podwórka (źródło)

[…] Czytelnia nasza doszła w swym rozwoju do wielu setek abonentów (często korzystających z dodatkowych wypożyczeń), co miało nie tylko znaczenie dochodowe, lecz stwarzało mi osłonę konspiracyjnych poczynań. Duży ruch w czytelni i na schodach, przepływ ludzi różnego wieku i typu był asekuracją. Wśród nich trudno było odróżnić łączniczkę podziemia, toteż bywały tutaj codziennie, a niekiedy parę razy dziennie różne osoby ze świata konspiracji; w moim pokoju mieszkalnym za czytelnią odbywały się zebrania i prace nad ,,Ajencją Prasową” i „Dziennikiem Radiowym” w warunkach względnego bezpieczeństwa. Może to był tylko szczęśliwy traf i zbieg okoliczności, że w ciągu najtrudniejszych lat okupacji nie zdarzył się w tym naszym lokalu żaden zły wypadek, że przeciwnie, znajdowały tu chwilowe schronienie niektóre zagrożone osoby.

[…] Wraz z naszymi przyjaciółmi z czytelni przeżywałyśmy ich trwogi i ich straty, słuchałyśmy opowieści o ucieczkach i znikaniu ich najbliższych. Te krótkie relacje były podawane tylko w momentach, gdy byłyśmy same, i zwykle w formie, która pozwalała się domyślać więcej, niż mieściło się w słowach.

Wiele dowiedziałyśmy się także idąc śladem wypożyczonych a nie oddanych książek. Gdy abonent nie zgłaszał się przez czas dłuższy, wysyłało się krótkie przypomnienie na pocztówce. Gdy to nie osiągało skutku, trzeba było starać się wydostać książki – a że nie zawsze miałyśmy pomocnicę, którą można było posłać, często po zamknięciu czytelni jedna z nas udawała się osobiście pod wskazany adres. Nieraz zastawało się w domu opieszałych abonentów i sprawa była tak czy owak załatwiona. Ale zdarzały się mieszkania, do których nie można było się dostać, gdyż były opieczętowane, albo w których dowiadywałyśmy się, że dana osoba czy osoby już nie mieszkają, wyjechały albo też nie wiadomo, co się z nimi stało. Często nie chciano udzielić żadnych informacji i ze strachem zatrzaskiwano drzwi lub też odpowiadano bardzo opryskliwie. Czasami dozorca domu niechętnym pomrukiem dawał do zrozumienia, że o takim lokatorze nie chce nic wiedzieć. W miarę upływającego czasu okupacji tych zamkniętych drzwi i zaginionych książek było coraz więcej.

Jadwiga Krawczyńska, Zapiski dziennikarski warszawskiej 1939–1947, Państwowy Instytut Wydawniczy 1971, s. 136–140, 147, 166–167.

Za zgodę na wykorzystanie zdjęć dziękuję autorce bloga Odkrywca Warszawy.

(Odwiedzono 219 razy, 6 razy dziś)

11 komentarzy do “Księgozbiory polskie, cz. 20: Czytelnia u Przyjaciół (1)”

  1. Wyobrażasz sobie teraz ludzi, którzy zorganizowaliby taką, nie bójmy się tego słowa, instytucję? I nie mówię nawet o wojennych czasach, tylko o społecznikach, którym chciałoby się „bawić” w książki? No właśnie, a co tam z Tarabukiem, bo jakoś przestałem śledzić?

    Odpowiedz
    • Panie ze wspomnień robiły to w celach zarobkowych, za abonament na wypożyczenia się płaciło, za dodatkowe wypożyczenia ponad regulamin płaciło się dodatkowo. Pewnie to nie były kokosy, ale też nie działalność charytatywna. Za to teraz jednak widzę społeczników bawiących się w książki, Śląscy Blogerzy, nie przymierzając, ciągle urządzają jakiej imprezy. A co z Tarabukiem, że tak zapytam? Chyba nie jestem na bieżąco.

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.