Księgozbiory polskie, cz. 21: Czytelnia u Przyjaciół (2)

Czytelnia u Przyjaciół, założona podczas okupacji przez warszawską dziennikarkę Jadwigę Krawczyńską i jej wspólniczki w kamienicy przy al. Niepodległości, stanowiła doskonałą przykrywkę dla działalności konspiracyjnej, ale przede wszystkim miejsce odwiedzane przez wszystkich spragnionych książek. W swoich wspomnieniach Krawczyńska przedstawia tych czytelników, którzy szczególnie zapadli jej w pamięć.

Pierwsze z rana wbiegały dzieci… wbiegały naprawdę pędem, bo często już przed otwarciem czekały pod drzwiami Czytelni u Przyjaciół.

Niemal codziennym porannym gościem w czytelni był Andrzej; miał wówczas dwanaście lat, lecz wyglądał na czternaście, taki był duży i rozwinięty, o czerwonych policzkach. Należał do tych mądrali, co to pożerają poważne książki. Dużo już się nauczył; rodzice byli dumni ze swego synka i aż przesadnie dbali o jego doskonałe odżywianie, co zresztą w czasie okupacji nie było bez znaczenia. Ojciec lub matka wybierali nieraz dla niego powieści, gdy był chory, naukowe książki, gdy był w szkole i brakło mu w domu lektury.

Przychodziły małe, chude dziewczynki, które najchętniej czytały romantyczne powiastki o pensjonarkach i mimo zachęty bibliotekarek nie dały się namówić na inne autorki, jak rosyjska Czarska i angielskie ladies, opisujące życie „wyższych sfer”. Dziewczynki te przychodziły z suteren domów przy ulicy Madalińskiego i zamożnych apartamentów w nowoczesnych blokach alei. […]

Wypożyczalnia w Sochaczewie
Wnętrze wypożyczalni w Sochaczewie, 1943 rok (źródło).

Przez czytelnię dość często przewijała się pewna cała rodzina – ze siedem sztuk dzieci różnego wieku w brudnych łachmanach i z nieutartymi noskami: dzieci kulawego mężczyzny z ulicy Madalińskiego. Był to w jakimś stopniu interesujący człowiek. Miał opinię w swym środowisku ustaloną: żył nie z pracy, lecz ze ściągania bliźnim ich zasobów. Zwyczajny złodziejaszek? Może i nie. W owych czasach mówiło się, że ,,czymś tam handluje”, ale o kimże nie było można tego powiedzieć? Jako czytelnik nie był typem zwyczajnym. Czytywał namiętnie, znał niektórych wybitnych pisarzy z Balzakiem włącznie i umiał wydawać o nich opinię. Ale nade wszystko lubił Dumasa, którego czytywał stale i po wielekroć. Trudno było mu dogodzić przy wyborze czegoś nowego; był zbyt krytyczny i z góry uprzedzony do pewnych autorów. U nas występował w nieco teatralnej pozie, jakby w roli wymagającego czytelnika. Przychodził sam, wysoki, oparty o kulę, a jego twarz nabierała wyrazu skupienia, gdy mówił o książkach. Albo przysyłał swoje potomstwo, wędrujące całym tabunem. Żyło to wszystko na ulicy i z ulicy… Lubiłyśmy jednak te małe brudaski. Nigdy, wbrew złej opinii ulicy Madalińskiego, żadna książka u kulawego nie zaginęła; nawet gdy przez parę miesięcy znikł nam z oczu, bo przymknięto go za jakieś sprzeczne z kodeksem uczynki, dzieci odniosły pożyczone tomy. A po pewnym czasie zjawił się znów ich tata we własnej osobie…

[…] Codziennie, regularnie, przesiadywała u nas pani R., szczupła, blada kobieta, istny kłębek nerwów. Miała wprawdzie dość często wiadomości o mężu pułkowniku, przebywającym za granicą, lecz żyła tylko swoimi urojeniami i nerwowymi obawami. Pogrążała się coraz bardziej, nie mając istotnego celu ani pracy, nie można było jej naprawdę pomóc. Wybierała z czytelni po kilka tomów dziennie, powieści byle jakie, nawet najgłupsze, które czytywała nocami, ,,aby się oszołomić”. Nie można jej było namówić na inny stosunek do lektury, jak taki właśnie – narkotyczny. Brała, co było pod ręką, byle dużo… […]

Przez Czytelnię u Przyjaciół przewinęło się dużo osób, które mogły budzić zainteresowanie i których losy nie były obojętne dla kraju. Wypożyczali wówczas u nas książki profesorowie: Kazimierz Demel, Kwiek z młodziutkim synem, Tadeusz Silnicki, który osobiście zjawiał się rzadko, lecz bywała często jego rodzina. Współpraca z nimi była oczywiście łatwa i miła, z konieczności jednak ludzie ci zachowywali dużą dyskrecję w rozmowach. Przychodzili do czytelni, mieszkając w dzielnicy mokotowskiej.

Nie zapomnę czytelnika, który stawiał nam wymagania i żądania nieprzeciętne: szukał książek, które uczyłyby żyć. Nie był to maniak ani utopista poszukujący prawdy absolutnej. Był to zdrowy, silny robotnik, starszy już człowiek – pan Tarnowski. Rysy jakby w drewnie rzeźbione, suche, dość regularne; wyrażał się doskonale, co dobrze świadczyło o inteligencji i oczytaniu; robił wrażenie bardzo solidnego. Czego szukał? Potrzebne mu było potwierdzenie jego własnej drogi życiowej, potrzebne – uogólnienie zasad, których przestrzegał, tego domagał się jego rozwój umysłowy. Tak mi się wydawało i chyba się nie myliłam. Byłam w prawdziwym kłopocie, aby mu wytłumaczyć, że musi sam doszukiwać się prawdy o życiu – i to w niejednej książce, że gotowego „katechizmu” dla siebie nie znajdzie w lekturze. Był to ciekawy i wybredny czytelnik, z którym przyjemnie było pracować. Wzbudzał duży szacunek i sympatię, mimo pewnej naiwności w swych poszukiwaniach.

Biblioteka w Częstochowie
Kącik czytelniczy w bibliotece w Częstochowie, 1944 rok (źródło).

[…] Byli też, oczywiście, przysięgli zwolennicy kryminałów, nie tylko wśród młodych chłopców, lecz i wśród poważniejszych panów, którzy twierdzili, że potrzebują takiej wypoczynkowej, a interesującej lektury – do poduszki. Nie są to wyjątkowe racje. Inna część czytelników, właśnie inteligentów, wybierała dobre literackie powieści, eseje, studia. Kilku prawników, inżynierów zwierzało się nam, iż przymusowe przebywanie w domu wieczorami (godzina policyjna) skłoniło ich znowu do czytania. Ktoś przyznał się, że od kilkunastu lat nie miał wprost czasu na czytanie książek, poza fachowymi… Jak widać, każda rzecz bywa względna.

[…] W dzielnicy mokotowskiej już od 1942 roku aż do powstania 1944 przebywało dość dużo Żydów, maskujących się pod nazwiskami przybranymi i mających prawidłowe kennkarty. Byli to przeważnie ludzie zamożni, ze sfery inteligenckiej i przemysłowej. Wydawali resztki fortuny, aby ocalić życie; niektórzy z nich pracowali legalnie i zarabiali. […] W Czytelni u Przyjaciół bywało ich wielu. Mieli zaufanie do nas; może polegali na czyjejś opinii, ale nieraz dziwiłam się, że nie obawiali się przychodzić tam, gdzie przewijało się codziennie bardzo dużo ludzi, szczególnie tych z sąsiedztwa, a to mogło być najniebezpieczniejsze. Nasi czytelnicy przedstawiali przy zapisie prawidłowe kennkarty, co poniekąd miało ochronić czytelnię przed ryzykiem. […]

Jadwiga Krawczyńska, Zapiski dziennikarki warszawskiej 1939–1947, Państwowy Instytut Wydawniczy 1971, s. 140–150.

(Odwiedzono 147 razy, 8 razy dziś)

8 komentarzy do “Księgozbiory polskie, cz. 21: Czytelnia u Przyjaciół (2)”

  1. Tak sobie myślę, że za młodu byłam trochę, jak owa pani R. co to pochłaniała namiętnie literaturę każdego rodzaju, czy to była lektura szkolna, czy powieść obyczajowa, kryminał, czy romans, jak leci, byle dużo. Była literatura rodzajem narkotyku, od którego byłam uzależniona, nie potrafiąc oddzielić ziarna od plew, nie mając wyrobionego gustu czytelniczego. Teraz na starość wiem już na pewno co lubię, a czytam najchętniej biografie, dokumenty, listy i dobrą klasykę. Ale w poszukiwaniach pana Tarnowskiego też jest coś na rzeczy, wiadomo, że literatura nie da nam przepisu na życie- dobre i udane, ale czyż nie szukamy po trochę potwierdzenia własnych sądów w książkach.

    Odpowiedz
    • Chyba też miałem taką fazę, ale miło ją wspominam i nawet czasem bym do niej wrócił, tak się naczytał drugorzędnych powieścideł, żeby tylko zwoje mózgowe lekko łechtały :) Pan Tarnowski – imponująca postać, mam nadzieję, że zrozumiał, że nie potrzebuje tego potwierdzenia z książek.

      Odpowiedz
    • Tam w ogóle jest więcej przykładów, przy niektórych pani bibliotekarka delikatnie daje wyraz swojej dezaprobacie dla gustów czytelniczych, chociaż najwyraźniej nie miała oporów, żeby zaopatrywać czytelnię również w rzeczy pośledniej jakości.

      Odpowiedz
      • Gilty pleżery stanowią lwią część zakupów do mojej GBP, ale panie emerytki (w tym, nie przeczę, moja Mama), wynoszą siatami. Mam też nadzieję, że czytają :) Nie można żyć samym Dantem :P

        Odpowiedz
          • Tylko wiesz jak to jest. Ważna jest jednak ilość wypożyczeń. Jak biblio kupowało fajne książki dla dzieci, to i tak wygrywały Martynki I bajki z ilustracjami koszmarkami, więc … Nawet teraz, jak czasem z ciekawości zajrzę w kartę, to znajduję góra dwa wypożyczenia, w tym jedno moje :P

            Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.