Morze daje i zabiera (Ulla-Lena Lundberg, „Lód”)

Lód

Dla małej wyspiarskiej społeczności przybycie nowego pastora to jednocześnie i radość, i niepewność. Jaki będzie, czy wpasuje się we wspólnotę, w jej obyczaje i nawyki, czy może zacznie wprowadzać własne porządki? Czy spodoba mu się surowe otoczenie, czy da radę dostosować się do nowych warunków, do wymogów pogody? Czy podoła wyzwaniom pracy duszpasterskiej wśród szczególnych parafian, czy szczerze zaangażuje się w swoje obowiązki? Tyle pytań, tyle niewiadomych, gdy wita się na przystani młodego duchownego z żoną i małą córeczką, kuframi, skrzyniami i meblami.

Pastor i jego trzódka

Pastor Peter Kummel okazuje się wymarzonym duszpasterzem: szczerze pobożny, oddany swym obowiązkom, a równocześnie towarzyski i życzliwy szybko zdobywa sympatię parafian. Żona, na którą spadają wszystkie prace domowe i w obejściu, mniej życzliwie patrzy na wieczną nieobecność męża, stale krążącego po rozległej parafii, ale i ona jednak cieszy się nowym życiem, którego rytm wyznacza i kalendarz kościelny, i – a może przede wszystkim – pory roku i rytm prac gospodarskich. Latem wysepki przeżywają najazd gości, zimą, jeśli silne mrozy nie zamykają wszystkich w domach, skute lodem morze ułatwia komunikację w archipelagu, choć może stać się też grobem dla nieuważnych i pechowych. Śledzimy więc rok po roku losy rodziny pastora: plany i marzenia, codzienność w każdej porze roku, stosunki między małżonkami, relacje rodzinne. Obserwujemy życie parafian na przykładzie kilku osób, które wiodą prym w małej społeczności i których przeszłość nieco lepiej poznajemy: lekarki Gyllen, świetnej organizatorki Adele Bergman, kantora, kościelnego… Młody pastor musi zręcznie lawirować między skłóconymi frakcjami w radzie parafialnej, by ten niewielki organizm mógł funkcjonować i by wspólnie udawało się realizować plany ważne dla całej wspólnoty.

Morze i ludzie

„Lód” jest rozlewną, powolną opowieścią, w której trzeba się rozsmakować, złapać rytm wyspiarskiego życia, niespieszny, regulowany przez przyrodę, która zajmuje w tej książce mnóstwo miejsca: pory roku, surowe, ale piękne krajobrazy, szalejące żywioły i przede wszystkim morze – które daje i odbiera, z którego ludzie żyją i przez które płaczą. Ludzie z wysp wydają się równie surowi jak otoczenie, które ich ukształtowało, ale szybko się okazuje, że są życzliwi, gościnni, otwarci, gotowi do pomocy, szczególnie jeśli ktoś, tak jak Kummelowie, ujmie ich swoim spokojem i pracowitością. Patrzymy, jak nowi przybysze stopniowo stapiają się z archipelagiem, jak stają się jego częścią. Ulla-Lena Lundberg doskonale wie, o czym pisze, bo sama pochodzi z Wysp Alandzkich: wyczuwa się w jej książce, że przedstawia to, co świetnie zna, co jest częścią niej samej. Znakomicie opisuje codzienność, potrafi też opowiadać o wydarzeniach tragicznych w sposób, który przyprawia o dreszcze. Na czas lektury stajemy się poniekąd częścią trzódki pastora Kummela i oglądamy wydarzenia niemal jako ich uczestnicy, choć mamy też ogląd z zewnątrz i dowiadujemy się, że zwyczajni na pozór bohaterowie mają swoje dylematy, sekrety i demony. Przyjemność z czytania „Lodu” psuje niestety w pewnym stopniu niestaranność, z jaką wydano tę powieść: zdarzają się niezgrabne, chropawe zdania i różnej kategorii błędy, nawet ortograficzne (dokładny spis znajdziecie w recenzji Koczowniczki, więc nie będę się powtarzał). Szkoda to wielka, że tekst Lundberg nie wybrzmiewa do końca czysto, wciąż jednak jest to kawał świetnej literatury, którą gorąco polecam.

Ulla-Lena Lundberg, Lód, tłum. Justyna Czechowska, Marpress 2022.

(Odwiedzono 230 razy, 29 razy dziś)

11 komentarzy do “Morze daje i zabiera (Ulla-Lena Lundberg, „Lód”)”

  1. Przeczytałem listę zarzutów i chyba jednak nie dam rady. Nie jestem może ortonazi, ale taka masa błędów i niezgrabności, to jednak za dużo jak na mnie :(

    Odpowiedz
  2. Dziękuję za podlinkowanie. Tak, są w tej powieści błędy ortograficzne i jest dużo cudacznych zdań. Szkoda, że tak wyszło.

    Tak, powieść jest rozlewna, ładnie to określiłeś. :) Autorka opowiedziała wzruszającą historię. Na początku jest spokojnie, potem robi się straszno. Jeśli chodzi o głównych bohaterów, przyznaję, że żona pastora lekko mnie irytowała. Wydała mi się zbyt surowa, szczególnie w stosunku do córki. Kto to widział, żeby tak ostro traktować kilkuletnią dziewczynkę? Poza tym ilekroć ktoś chciał Monie pomóc, ona na to nie pozwalała, bo uważała, że sama zrobi wszystko lepiej, szybciej.

    Odpowiedz
    • Akurat wychowanie córki odpowiadało standardom epoki, te wszystkie rady „nie bierz na ręce, bo się przyzwyczai”, ale nieustannie miałem wrażenie, że pastorowa robiła wszystko, żeby być godną swojej pozycji, stąd te dążenia do perfekcji, często wbrew sobie.

      Odpowiedz
  3. Skoczyłem sobie do tego wpisu Koczowniczki i aż mnie zmroziło. To wygląda, jakby tam w ogóle nie było redakcji ni korekty albo ktoś ją na wyścigi robił.

    Odpowiedz
    • Tak, jak napisałem Ani: to się szczęśliwie rozkłada na dużą objętość, ale jednak w tak dobrej powieści każde takie miejsce to jak zgrzyt nożem po szkle. I tak, w Mapressie chyba jakieś zmiany kadrowe zaszły, na niekorzyść jakości, niestety.

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.