W górskiej wiosce (Björn Rongen, „Brawurowy slalom Marit”)

Brawurowy slalom MaritNa ostatnich stronach komiksów o kapitanie Żbiku drukowano niekiedy opowieści o milicjantach, którzy uratowali tonącego chłopca, albo o uczniach, którzy wyłowili swego kolegę z przerębla. Krótką powieść Norwega Björna Rongena można by zaliczyć do tej samej kategorii historii podnoszących wiarę w ludzkość: oto nastolatka ratuje pociąg przed wykolejeniem się, gdyby nie to, że czyn tytułowej Marit staje się pretekstem do pokazania bardzo ciekawego obrazu norweskiego społeczeństwa.

Nowi przybysze

Lata pięćdziesiąte. Rodzina Marit sprowadza się do małego gospodarstwa na stoku góry. Sąsiedzi z położonej niżej wioski odnoszą się do nich bardzo nieufnie: obcy przybysze, nieznajomi, z pewnością zamożni, szczególnie po tym, jak związek sportowy odkupił od nich część ziemi na skocznię i tereny do przeprowadzania zawodów narciarskich. Nie ma znaczenia, że Solveig jest dobrym gospodarzem, który haruje przy karczowaniu lasu, a jego dzieci są dla wszystkich miłe i dobrze się uczą. Sytuacji nie zmienia nawet wypadek, jakiemu ojciec Marit ulega w lesie. Gdy mężczyzna leży w szpitalu, jego dzieci same kontynuują wycinkę – znowu budząc jedynie obojętne wzruszenie ramion sąsiadów. Poglądy dorosłych zdają się podzielać rówieśnicy Solveigów, dający im odczuć, że nie są w pełni częścią grupy. Czy dramatyczny wyczyn Marit, która rusza niebezpieczną trasą w dół, by zatrzymać pociąg mknący ku katastrofie, pomoże przełamać lody?

Bohaterstwo i niechęć

Książka Rongena dzieli się na dwie części. Pierwszą jest tytułowy slalom Marit, która po tym, jak oderwany głaz niszczy linię kolejową (za chwilę nadjedzie pociąg z jej matką i bratem), rusza w dół zbocza, mimo skrajnie niesprzyjających warunków – topniejącego śniegu, płaszczyzn lodu, odsłoniętych korzeni i kamieni. Musi walczyć ze swoim strachem i gna w skrajnym napięciu, byle zdążyć, byle ostrzec maszynistę. Jej dramatycznej walce z warunkami i własną słabością przyglądają się szkolni koledzy, ci, którzy nie do końca ją akceptują, ci, od których wydaje dojrzalsza. I tu mamy drugą warstwę powieści: o sytuacji Solveigów, ukazywanej w retrospekcjach, oraz o ich stosunkach z nieżyczliwą wsią, której mieszkańcy nie potrafią przełamać niechęci do nowych przybyszów nawet w chwili, gdy dotyka ich nieszczęście. Bohaterski wyczyn Marit paradoksalnie wcale nie przyczynia się do zmiany nastawienia ludzi. Obdarzany przez nią sympatią Ivar czuje się upokorzony tym, że to dziewczyna uratowała pociąg, a na dodatek ma dziwny stosunek do jego marzenia o zostaniu lotnikiem wojskowym i zadaje niewygodne pytania. Inne dzieciaki wyzłośliwiają się z powodu nagród, jakie dostała dziewczyna. Marit i Solveigowie, przede wszystkim ojciec, ukazani są jako dojrzalsi i twardsi od innych, zdeterminowani, by osiągać swoje cele. Obojętność i kpiny są bolesne, ale ich nie zatrzymają; pomogą też, prędzej czy później, wtopić się w lokalną społeczność.

Egzotyczna Norwegia

Ukazana przez Rongena Norwegia lat pięćdziesiątych to pełna egzotyka, choć niespecjalnie sympatyczna i życzliwa dla przybyszów. Ewidentnie nie jest to jeszcze ten bogaty kraj, który znamy; rodzina Marit ciężko pracuje, by pokryć wszystkie wydatki i spłacić pożyczki. Każdy większy zarobek – jak pieniądze za ziemie odkupione dla potrzeb narciarzy – budzi zazdrość sąsiadów. Za wypadek przy wyrębie lasu nie będzie odszkodowania, ponieważ Solveig nie ma ubezpieczenia („bo pracuje na własnej gospodarce. Ma tylko prawo do darmowego pobytu w szpitalu, do opieki lekarskiej i tak dalej”), a spłata rat za piłę spalinową staje się dużym wyzwaniem. Chociaż niedawno skończyła się wojna, nastolatkowie traktują ją jak przygodę i marzą o szkole lotniczej („Musimy mieć lotników. A jeżeli doszłoby do wojny, no to bum, bum! Wtedy dostaną bombę atomową na łeb […]”), z czym nie zgadza się Marit, pamiętna opowieści ojca więzionego przez nazistów. Z rzeczy lżejszego kalibru: nastolatkowie flirtują, chłopcy się przechwalają i podpuszczają nawzajem do ryzykownych wyczynów, a dziewczęta opalają się w „pozach a la Bardotka”. I tu też Marit czuje się gorsza, nie ma szałowych strojów ani magnetofonu, podczas gdy inni przerzucają się opiniami o ulubionej muzyce („Elvis! Bez wyrazu”; „Nikt nie dorówna Piaf”; „Louis i Ella – niezrównani!”; „A Anka? – Bez temperamentu”). Powieść jest co prawda zabytkiem, lecz mimo to wrażenie robi niezłe (na pewno dużo lepsze niż lukrowana opowiastka amerykańska z tegoż okresu), bo autor nie tylko potrafi budować dramatyczne napięcie, ale też jest niezłym psychologiem i nie chodzi na skróty w rozwiązywaniu konfliktów.

Björn Rongen, Brawurowy slalom Marit, tłum. Beata Hłasko, ilustr. Mieczysław Majewski, Nasza Księgarnia 1973.

(Odwiedzono 219 razy, 3 razy dziś)

6 komentarzy do “W górskiej wiosce (Björn Rongen, „Brawurowy slalom Marit”)”

  1. Dzień dobry z przyjemnością zanurzyłem się w blogu o książkach z mojego dzieciństwa :) Nie wiem gdzie to wpisać więc wpisuję tu. Szukam polskiego autora i tytułu książki dla młodzieży, której akcja rozgrywa się w Złotym Stoku

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.