Polskie powieści młodzieżowe z lat sześćdziesiątych namawiały młodych ludzi do wstępowania do harcerstwa, organizowania szkolnych sklepików albo skupu surowców wtórnych. Amerykańska powieść E.L. Fiore natomiast reklamuje młodzieżowy program praktyk szpitalnych, który pozwalał (chłopcom!, jak podkreśla krótka informacja na początku książki) na „stwierdzenie, czy faktycznie wykazują zdolności i zamiłowanie do zawodu lekarskiego”. Dziewczęta mogły co najwyżej zostać uroczymi pielęgniarkami u boku nieodparcie męskich doktorów Kildare’ów.
Gdy się ma siedemnaście lat
Siedemnastoletni Nat Turner wraz z kolegami zaczyna pracę w szpitalu. Imponuje mu doktor Abbot, pełen wdzięku, a równocześnie pewności siebie i autorytetu, na jego tle inni lekarze wydają się sztywni, nieprzyjaźni, surowi, tak jak szpitalne rygory, które Natowi niezbyt odpowiadają, nie ma on szczególnej ochoty podporządkowywać się regulaminom i procedurom, za co często karci go jego dziewczyna, Laurie. Chłopaka niezbyt też ciągnie do fachowych książek, które powinien przestudiować, żeby szpitalne dyżury stały się pierwszym krokiem do studiów medycznych. Nat tamtego lata przeżywa wiele: rozstanie z Laurie, która skupia się na bogatym i przystojnym pacjencie, smutek z powodu stanu chorego na białaczkę małego chłopca, ale przede wszystkim wahania co do tego, czy faktycznie pisane jest mu być lekarzem. Kulminacją wydarzeń jest wielka katastrofa kolejowa, która ukazuje Natowi w innym świetle i funkcjonowanie szpitala, i własne predyspozycje, ale przede wszystkim każe inaczej spojrzeć na lekarzy: uwielbiany doktor Abbot z hukiem spada z piedestału, a nastolatek sam podejmuje trzeźwą decyzję w sprawie swojej przyszłości.
Stereotypy i egzotyka
„Trudna decyzja” nie jest książką wyrafinowaną. Prosta, schematyczna fabuła, mnóstwo dydaktyki, styl rodem ze szkolnych czytanek, wszystko podszyte najrozmaitszymi stereotypami. Wiadomo, lekarz to mężczyzna, kobiety nadają się tylko na pielęgniarki – szczególnie że ubrane w szpitalne mundurki „wyglądają ładnie i robią wrażenie osoby inteligentnej”, chociaż już ich „piskliwe terkotanie” uniemożliwia skupienie się na lekturze podręczników. Jak to w powieści młodzieżowej, również w „Trudnej decyzji” (ten lekko patetyczny tytuł zastąpił bezpretensjonalny oryginał „Nat Dunlap młody »medyk«”) mamy tu mnóstwo małych realiów, egzotycznych, bo amerykańskich. Małomiasteczkowy szpital, w którym praktykuje Nat, pewnie przyćmiłby dużo większe polskie placówki z epoki gomułkowskiej zarówno organizacją, jak i możliwościami sprzętowo-diagnostycznymi. Tylko obraz medycyny nie jest, na szczęście, zbytnio lukrowany: młodzi praktykanci dowiadują się, że niekiedy lekarze są bezsilni, zawsze jednak robią, co w ich mocy i liczą na rozwój nauki, dzięki któremu nieuleczalna dziś białaczka przestanie być śmiertelna. Medycyna to jednak nie tylko powołanie, ale i dochodowy zawód: doktor Abbot ma korwetę i jacht, czym szalenie imponuje Natowi. Z rzeczy bardziej przyziemnych: jada się kurczęta z sałatą, bułki z parówką, kompot z gruszek, pudding waniliowy i zawiesisty słód, a popija kawę i mrożoną herbatę. Zazdrość polskich czytelników z pewnością mógł wywoływać fakt, że amerykańscy licealiści mają prawa jazdy i pożyczają swobodnie samochody ojców, nawet jeśli są to obciachowe furgonetki z reklamą usług hydraulicznych, a jeśli chcą zarobić w wakacje, to mogą to robić w szpitalu, zamiast zrywać maliny czy w ramach OHP wspierać akcję żniwną albo ratować plan w jakiejś fabryce. Poza tym jednak młodzi ludzie chodzą na plażę i na lody, na tańce czy do kina, kłócą się i godzą, snują plany na przyszłość, zmieniają zdanie, zupełnie jak ich rówieśnicy z PRL, różnica w tym, że za studia medyczne Amerykanie słono zapłacą, a Polacy będą musieli albo dostać punkty za pochodzenie, albo szukać protekcji.
PS E.L. Fiore, jak się okazuje, to Evelyn L. Fiore, autorka kryminałów. Czy podpisanie książki dla chłopców tylko inicjałami to casus J.K. Rowling, czy próba uniknięcia skojarzeń z literaturą uważaną za pośledniejszy gatunek – tego się pewnie nie dowiemy.
Tym wstępem o harcerstwie i sklepikach, to mi przypomniałeś jak w Tytusie chłopaki założyli spółdzielnię i odmalowywali przedpokój kolejnymi warstwami.
A po książkę nawet dla smaczków obyczajowych raczej nie sięgnę :)
Tak, jedna z moich ulubionych części. A na książkę nie namawiam. Po to przeczytałem, żeby inni nie musieli :D
Części… Co z kolei przypomina mi, że zakupiłem kiedyś kuferek z wszystkimi Księgami i gdzieś zaginął zagarnięty w mrocznych wiekach, kiedy jeszcze coś czytał (Młodszy nie kuferek), przez Młodszego. Muszę zrobić inspekcję i wieczorami popłynąć na fali nostalgii :P
Dajesz :) Tylko uważaj na te ostatnie ostatnie tomy, typu Tytus się żeni.