Czytanie przez dorosłych literatury dla dzieci jednym wydaje się bezsensowną stratą czasu, inni natomiast uwielbiają powracać do ulubionych książek z wczesnej, nawet bardzo młodości. Marnujemy więc cenny czas czy eskapistycznie wracamy do czasów beztroski? A może podświadomie próbujemy doszukać się w tych utworach warstw i znaczeń, które nie były nam dostępne w dzieciństwie? Swoje przemyślenia na ten temat Janina Wieczerska zawarła w felietonie „W okolicy Stumilowego Lasu”.
A jest przecież taka ulica
– tylko jak tam dojść? Którędy? –
Ulica Zdradzonego Dzieciństwa,
Ulica Wielkiej Kolędy.
(K.I. Gałczyński)
Choinka, obok synek z mądrą książką i tato bawiący się kolejką – obrazek z kącika humoru, tym niemniej samo życie. Nie dziw więc, że wyeksploatowany do cna w dowcipach bez podpisu. Nie zwróciła za to uwagi rysowników inna sytuacja, pewnie dlatego, że niemalownicza, pewniej jednak – że rzadsza i nie rzucająca się w oczy: synek jak wyżej, tato – z książką darowaną przed chwilą synkowi, na przykład z Kubusiem Puchatkiem.
Czego szuka dorosły człowiek w książkach swoich dzieci? Rewokacji własnego dzieciństwa? Ucieczki z męczącego świata „prawdziwych problemów”? A może znalazł się na zakręcie czasu (z powieści science fiction) i na parę godzin zdziecinniał?
Nie, obejdzie się tu bez fantastycznych hipotez. Ludzie, którzy potrafią się rozczytywać w tomiszczach Winnetou, gdzie przygoda włazi na przygodę, a mimo to całość ciągnie się jak kurz za wojskiem, albo w kolejnych powieściach o Ani, które są wymuszonymi powtórkami Ani z Zielonego Wzgórza, są po prostu mocno chłopactwem czy dziewczyństwem podszyci i czytają dla przyjemności, tak jak czytali mając te …naście lat.
Inaczej jednak wygląda sprawa z klasykami literatury dziecięcej. Wielkie dzieła, a Chłopcy z Placu Broni na przykład zasługują na tę nazwę tak samo jak Tonio Kröger – dlatego są wielkie, że mają niejedno znaczenie, niejedną warstwę. Najlepsze książki dla dzieci sprawiają nieodparte wrażenie, jakby były opowiedziane w takimż stopniu dziecku, jak i samemu sobie, więcej nawet – jakby opowiadacz chwilami dawał się porwać własnym myślom i zapomniał o małym słuchaczu. Czasami nawet zanadto i na zbyt długo; wtedy powstają książki, które dopiero w wieku dojrzałym czytamy z pełnym zainteresowaniem i bez oporów. Do takich należą Alicja w Krainie Czarów, z jej poetyką koszmarnego nonsensu, Historia dziadka do orzechów, typowa „opowieść Hoffmanna”, gdzie złe moce nie są „na niby”, a nawet Piotruś Pan, przedstawiający świat dzieciństwa „niewinny, więc okrutny”, w którym z kątów wygląda co chwila śmierć i przemijanie, dość zakamuflowane, by dziecko nie wiedziało, o co chodzi, na tyle jednak obecne, by budzić w nim nieokreślony niepokój.
W każdym razie jednak arcydzieła literatury dla dzieci nie są infantylne, zawierają ładunek wiedzy o świecie znacznie większy niż się wydaje konieczne i potrzebne poczciwym „babciom literackim”. Wróćmy do Kubusia Puchatka – toż to miniaturowy Klub Pickwicka, z wyrazistymi charakterami mizantropa, pseudomędrka, załatwiacza itp., opisany na dodatek przy użyciu wręcz wyrafinowanych chwytów stylistycznych, z bardzo finezyjnym humorem. Niektórzy dorośli twierdzą nawet, że nazbyt finezyjnym, dla dzieci za trudnym. Nie wydaje mi się to prawdą; Kubusia Puchatka poznałam nie umiejąc czytać, moim dzieciom też go czytałam – i w obu wypadkach obywało się bez objaśnień. No, powiedzmy, że to dowód oparty na indukcji bardzo niepełnej; ale niechby nawet tu i ówdzie trzeba było dziecku wyjaśnić, na czym żart polega, to resztę już chwyta samo, a potem poetyka na przykład Gałczyńskiego jest dla niego czymś znanym od zawsze.
Autonomiczne państwo dobrego Księcia Krzysia jest światem pełnej tolerancji („Wszyscy mają rację” – powiada Kubuś), poszanowania cudzej osobowości, wolnym od przemocy – czyż to też nie jest jednym z powodów, dla których tak chętnie czytamy ten utwór?
Drugim, świeżej daty arcydziełem gatunku jest seria opowieści o Muminkach fińskiej pisarki Tove Jansson. To jest Kubuś Puchatek społeczeństwa naszej doby. Świat jest tu gęściej zaludniony niż okolice Stumilowego Lasu, mieszkają w nim także stworzenia nękane strachami – Filifionki, ogarnięte bezrefleksyjnym aktywizmem plemię Paszczaków, tajemniczy, nieczuli Hatifnatowie. Mają swoje interesy, fobie, pasje – jak współcześni mieszkańcy wielkich metropolii. Jak żyć w takim świecie? W Dolinie Muminków zna się formułę na zwalczanie plag życia i zarazem receptę na szczęście: wyrozumiałość + uprzejmość = dobroć.
Utopia schroniła się w książkach dla dzieci – dorośli nie mają już odwagi serio projektować „Wysp szczęśliwych”, marzą tylko o nich, w kręgu domowej lampy, patrząc na bystre twarze „błazenków miłych” i życząc im wszystkiego najlepszego.
Janina Wieczerska, Regał podręczny, Gdańsk 1980, s. 148–150.
Nie uważam czasu spędzonego na czytaniu książek „dla dzieci” (szuflady, wszędzie szuflady), za stracony. Już za mojej młodości literatura dziecięca czy młodzieżowa stały na wysokim poziomie. Jeśli do tego dorzucimy obecny import zagranicznych perełek i uzupełnimy świetnymi książkami popularnonaukowymi (czemuż ich nie było, gdy miałem lat naście), to mamy raj nie tylko dla młodego czytelnika. Szkoda, że niewielu drogą do tego raju chce podążać :P
A owszem, szuflady. Sam jak teraz patrzę na insta na trzydziestoparolatków, którzy czytają wyłącznie YA, to mam ochotę, jak klasyczny starzec, powiedzieć im, że już troszkę jakby wyrośli z tych książek :) Wtedy patrzę na swoją kolekcję i pukam się w głowę. Niech se tam czytają, co chcą.
Prawda. Ja też się łapię często na tym, że na zasadzie odruchu, myślę stereotypem, a dopiero później przychodzi druga myśl, że przecież każdemu jego bijonse i jeśli tylko dane zachowanie nikogo nie krzydzi, to co mnie to … Sam ubieram się (stereotyp) w sposób nie przystający do wieku, mam hobby (stereotyp) nieprzystające do wieku i można tak w nieskończoność. Te cholerne szuflady są w nas strasznie głęboko wdrukowane jednak :(
Tiaaa, niedawno zrobiłem furorę w pracy koszulką z kotkiem. Tak a propos ubierania się stosownie do wieku :P Ale spoko, kochane dzieci zawsze ci radośnie przypomną, że jesteś starym człowiekiem :)
No! Starszy przysłał mi ostatnio zdjęcie stojącego w arkadach głównego budynku uczelni dinozaura z pytaniem czy za moich czasów był. Z godnością odparłem, że tak stary to jednak nie jestem :P
Ci młodzi to zawsze tacy sami, szyderę ze starszych uskuteczniać.