Skłamałbym, gdybym stwierdził, że przez ostatnie dwanaście miesięcy rozpieszczałem PT Czytelników tego bloga, ale jednak to i owo się tu ukazało, a skoro się ukazało, to zapraszam na zestawienie najchętniej czytanych przez Was wpisów.
Pierwszą dziesiątkę otwiera Robert Jurszo i jego „Spotkania z nagą małpą” – opowieść o spotkaniach zwierząt pozaludzkich z ludźmi i konsekwencjami, jakie te spotkania mają dla obu stron.
Miejsce dziewiąte: rozlewna, niespieszna historia wyspiarskiej społeczności, gdzie życie toczy się w rytmie przyrody, gdzie żyje się nad morzem, z morzem i z morza, czyli „Lód” Ulli-Leny Lundberg.
Ósme: zbiór okupacyjnych opowiadań Marii Dąbrowskiej, mających stanowić część jej kolejnej epopei, której jednak nie udało się pisarce skończyć. Bohaterowie tych tekstów próbują prowadzić w miarę normalne życie i na swój sposób walczyć z okupantem. Żadnego spektakularnego bohaterstwa, romantycznych szalonych porywów, po prostu wykorzystywanie swoich możliwości dla przybliżenia zwycięstwa choćby o krok.
Siódme: ponura opowieść Edith Wharton o krachu życiowych planów osadzona w zimowej Nowej Anglii. Inteligentny, ambitny Ethan Frome musi wrócić do rodzinnej wsi, żeby ratować podupadające gospodarstwo. Ciężka praca i nieudane małżeństwo zmieniają go w milczącego, posępnego człowieka. Czy znajdzie w sobie siłę, by się zbuntować?
Szóste: „Pierwsze śniegi, pierwsze wiosny”, oparta na wątkach autobiograficznych powieść Ludmiły Marjańskiej o gromadce gimnazjalistek z Częstochowy. Beztroskie życie przerywa wybuch wojny, dziewczęta muszą wziąć na siebie nowe, trudne obowiązki.
Piąte: pełnoskalowy wehikuł czasu, czyli pierwszy tom „Autobiografii” Michała Witkowskiego. Nieustanne „tak było!” (albo: „ja tak nie miałem”), babcie, u których spędzało się wakacje czy ferie, nylonowe fartuszki szkolne, rowery Wigry 3, wyczekiwanie kolejnych odcinków seriali, komunie z obowiązkowym tortem i gotówką, która tajemniczo znikała z koperty… Ma Witkowski taki dar, że nawet o pierdołach potrafi zajmująco pisać.
Czwarte: drugi raz z rzędu niewielka książeczka z serii „Portrety” ląduje tak wysoko. Tym razem to „Lilka” Moniki Warneńskiej, historia nastolatki, która po śmierci matki z oddaniem zajmowała się domem i rodzeństwem, a teraz dowiaduje się, że ojciec planuje ślub. I niby powinna czuć ulgę, że pozbędzie się codziennych obowiązków, ale jednak wcale nie okazuje się to takie łatwe.
Trzecie: to, że lubię opowieści Geralda Durrella, nie jest żadną tajemnicą, a pod wpływem serialu o jego rodzinie sięgnąłem też po książkę napisaną przez jego siostrę, Margo. Tekst został znaleziony na strychu po wielu dziesięcioleciach od powstania i wielka szkoda, że tam nie został. Na tytułowe pytanie „Co się stało z Margo?” odpowiedź brzmi: zmarnowała mi ładnych parę godzin życia.
Drugie: antologia peerelowskich opowiadań dla młodzieży „Wiele dróg”, niezbyt ekscytująca, mimo że swoje teksty zamieściło tu sporo znanych i dobrych autorów. Paradoksalnie najlepsze opowiadanie napisała autorka niemal nieznana, Irena Zajączkiewicz-Dudkowa, a jej „Przebiśniegi”, poświęcone występowi maleńkiego cyrku w maleńkim miasteczku, pełne są goryczy, ale jednocześnie i wiary w człowieczeństwo.
Pierwsze: tu nie ma zdziwienia. „Biuro książek zagubionych” po raz drugi przyciąga i tych, którzy chcieliby przypomnieć sobie tytuł czytanej niegdyś książki, jak i tych, którzy chętnie służą pomocą i potrafią skojarzyć odpowiedź nawet po tym, że okładka była czerwona, a bohaterów dwóch i mieli psa.
Jeśli coś Was ominęło, zachęcam do nadrabiania! W najbliższą niedzielę zapraszam na tradycyjny wpis urodzinowy (już czternasty!), a na razie trzymajcie się ciepło i zdrowo.
No i oczywiście wszystkiego najlepszego w nowym roku!
Co to za narzekanie. Masz dziesiątkę? Masz. U mnie nie ma nawet tylu tekstów, żeby nimi obsadzić podium :D Weny i zapału, zapału i weny :P
Tiaaa, dzięki. Problem będzie, żeby podium najlepszych książek roku obsadzić, ale będę się martwił w niedzielę :)
Ja czytałem samą rozrywkową pulpę. A jak się rzuciłem na nowe tłumaczenie Boskiej, to spasowałem przed końcem pieśni wstępnej :P Coś tam oceniałem na Goodreads, ale usunąłem konto bo ichniejsze 5 gwiazdek nijak nie wystarczało do sensownej oceny i przeniosłem się na LC (10 gwiazdek). Tam z kolei czasem pamiętam ocenić, czasem nie i tak się to plecie. Od pisania odwykłem, bo choć było parę prób, to wszystko jakieś takie koślawe i bez polotu (jakby wcześniej było), to dałem spokój :)
O, chwila, lecę Cię namierzać na LC. Co do Boskiej, to rozumiem, Piekło fajne, a potem są jakieś anioły i robi się nudno :)
Ej no, ujawnij się na tym LC, Bazylów tam nie ma.
Mam Cię (jako ZwL) w znajomych. Wysłałem prywatną wiadomość :)
A zaiste, jesteśmy ziomkami. Dzięki.
Czytałam, a raczej usiłowałam przeczytać Boską jakiś czas temu, ale poległam. Było to stare tłumaczenie. Jest tam tak wiele odniesień do czasów współczesnych autorowi i przeszłych, postaci i zdarzeń, które są dla mnie kompletną abstrakcją. Dziś ambitnie wypożyczyłam Metamorfozy, choć obawiam się, że rezultat będzie podobny.
Pamiętam, jak próbowałem nadążać z czytaniem przypisów do Boskiej i to było koszmarne przeżycie. Jeden wers, dwa przypisy do zupełnie nieznanych osób, świetnie Cię rozumiem.
To w nowym tłumaczeniu jest jeszcze lepiej, bo przypisów po prostu nie ma. Natomiast nie mogłem się zupełnie odnaleźć w formie nowego przekładu. I choć wszystko powyższe tłumacz przed lekturą wyjaśnia, a ja mu wierzę, to jednak nie jest moja bajka. Zupełnie :(
Widziałem formę i jak to tak, bez rymów? Pewnie się można przyzwyczaić, ale bez przypisów to już jest olewanie klienteli, kto teraz wie, kim są gibelinowie i gwelfowie?
Ja na ten przykład, nie wiem :D Tłumacz tłumaczy to bodaj w ten sposób, że współczesny Dantemu czytelnik też przypisów nie miał. I też niejednokrotnie nie miał pojęcia kim są Ci tam, wyżej :P
Tiaa, ale mógł zapytać sąsiada. Mnie takie tłumaczenia zawsze podśmiardują skąpstwem wydawcy, bo to i zapłacić za napisanie przypisów trzeba, i więcej stron wydrukować :(
Nie wnikam. Sięgnąłem po fantasy, które ma być omawiane na kolejnym KzKnK i tego się będę trzymał. Za stary jestem na snobowanie się na inteligenta. Tym bardziej, że genealogiczne szperanie dowodzi, żem chłop co najmniej do 5 pokoleń wstecz :P
Wszyscyśmy z chłopów, poza tymi, co to skutecznie wyparli :) A jakie fantasy, cos fajnego?
„Ostrze” Abercrombiego. Na razie klasyk, ale dopiero zaczynam, to może się rozkręci :)
No, streszczenie brzmi jak streszczenie pewnie 75% fantasy :) Ciekawe, czy to się czymś wyróżni.
Chciałam zobaczyć, ile wpisów zamieściłeś w zeszłym roku, ale nie widzę takiej statystyki, a nie chce mi się liczyć. Wydawało mi się, że nie było tak kiepsko. U mnie były 32 wpisy, ale o książkach zaledwie dziesięć, z czego trzy kryminały. Ja to nie miałabym jak z tego wybrać książki najlepszej i najsłabszej.
A czy największą liczbą odwiedzin nie cieszą się takie jak to podsumowania, bo u mnie tak właśnie bywa.
14 lat to szmat czasu, więc w sumie dobrze, że jeszcze chce ci się coś zamieszczać, w czasach kiedy blogi przegrywają z vlogami, a vlogi z czymś jeszcze innym, na czym ja się już zupełnie nie znam- wpisami na socialach ?
Pozdrawiam
WordPress pokazuje 26 wpisów, jeden na dwa tygodnie średnio. I owszem, wszelkie podsumowania, stosiki, zestawienia to są zawsze hity. A teraz vlogi przegrywają z tiktokami. Nie pytaj :)