Czternaście lat minęło

 

W wieku czternastu lat dzieci kończą podstawówkę, a niektóre są już nawet na początku liceum. A blogi? No cóż, dogorywają sobie po cichu w zakurzonym kątku internetu.

W każdym razie tak wyglądało to rok temu, kiedy po słabych dwunastu miesiącach obiecałem sobie i Wam większą regularność pisania – i co prawda regularniej nie było, ale i tak opublikowałem o jedną trzecią więcej tekstów niż w 2023 roku. Może więc z tym dogorywaniem uda się wygrać, czego możecie mi życzyć z okazji czternastych urodzin bloga.

Czytelniczo też jakby drgnęło, lektury okazywały się w większości co najmniej satysfakcjonujące, a nawet bez większego trudu udało mi się wytypować pięć najlepszych książek 2024 roku (które tradycyjnie wciąż nie doczekały się stosownych omówieni, ale co się odwlecze…).

Piąte…

„Jestem Billie Holiday i swoje w życiu przeszłam”, pisze na zakończenie swojej autobiografii gwiazda bluesa. I nie da się ukryć, faktycznie życie miała burzliwe. „Lady Day śpiewa bluesa” broni się jako opowieść o losach Afroamerykanki z nizin społecznych, na zawsze napiętnowanej przez swoje pochodzenie, do śmierci borykającej się z uprzedzeniami i traumami, niezdolnej do zapanowania nad swoim życiem.

Czwarte…

Druga autobiografia. Alysia Abbot opowiada, jak dorastała w San Francisco w latach siedemdziesiątych wychowywana przez ojca, wdowca, poetę, geja i działacza na rzecz osób LGBT. To historia niezwykłej więzi, jaka łączyła Steve’a Abbota i jego córkę, dorastania w czasach, kiedy pojęcie „tęczowej rodziny” nie istniało, a wszystko na tle malowniczego Haight-Ashbury. To również opowieść o próbie odnalezienia siebie, zdefiniowania na nowo i własnego życia, i stosunków z ekscentrycznym ojcem.

Trzecie…

Sagę rodu Narwojszów Kristiny Sabaliauskaite wychwalałem i wychwalać będę. Czwarty, finałowy tom „Silva rerum” jest bardzo godnym zwieńczeniem całej historii, mniej co prawda burzliwym niż dwie pierwsze części, za to ze zdecydowanie bardziej interesującym bohaterem niż tom trzeci. Franciszek Ksawery Narwojsz, jezuita, od dzieciństwa pragnie miłości i akceptacji, których nie dała mu ani rodzina, ani surowe wychowanie w zakonnym konwikcie. Całe życie stara się więc okazać godnym uznania, pożytecznym, wartościowym. Wszystko to już na tle nowej epoki: barok ustępuje oświeceniu, ciemnota – światłu, stare obyczaje – nowym.

Drugie…

Rob Wilkins, jak sam o sobie pisze, miał być kimś w rodzaju „gosposi ze wsi”, osobą, która wpadnie na parę godzin ogarnie znanemu pisarzowi formularze podatkowe i uzupełni mleko w lodówce. Znanym pisarzem był Terry Pratchett, a „gosposia ze wsi” szybko okazała się człowiekiem, który zajmował się „wszystkimi drobiazgami i rzeczami o wiele większymi”, oraz wiernym przyjacielem. Jak przystało na biografię autora piszącego niepoważnie o poważnych sprawach, „Terry Pratchett. Życie z przypisami” jest niepoważnie poważna: kwestie istotne mieszają się w niej z drobiazgami życia codziennego, podziw dla talentu i pracowitości chlebodawcy z irytacją z powodu jego dziwnych wymagań, a ostatecznie zmienia się w głęboko przejmującą opowieść o stopniowym traceniu zdolności poznawczych i odchodzeniu.

Pierwsze…

Apokalipsa nie musi oznaczać morza płomieni i rzek krwi, może nastąpić zupełnie po cichu. Po prostu budzisz się rano i jesteś jedyną żyjącą osobą na świecie, odciętą w niewielkiej górskiej enklawie przez niewidzialną barierę. Masz psa, kota, krowę, dom i nieco zapasów – mało, ale dość na początek, zanim zorganizujesz sobie zupełnie nowe życie: wypełnione ciężką pracą, żeby zapewnić paszę krowie, opał na zimę, kilka worków kartofli i parę kilogramów dziczyzny. Dawne czasy powoli odchodzą w niepamięć, ważne jest to co tu i teraz, a największy lęk budzi choroba, nie dlatego, że możesz umrzeć, ale dlatego, że nie zrobisz na czas zapasów i nie zatroszczysz się o swoje zwierzęta. „Ściana” Marlen Haushofer podszyta jest nieuchwytną grozą, mimo że nie dzieje się tu nic gwałtownego. To również znakomite studium samotności i ludzkich zdolności adaptacyjnych.

I na tym kończąc część oficjalną, zapraszam na tort. Za kotarką po lewej mały poczęstunek dla dorosłych. Niech Wam się wiedzie w nowym roku!

(Odwiedzono 359 razy, 7 razy dziś)

37 komentarzy do “Czternaście lat minęło”

  1. Wpadłam na kawałek ciasta i się nie zawiodłam. ;)
    Co do dogorywania blogów, to myślę, że jest w tym ziarnko prawdy, bo „czas goni nas” i u mnie też trochę mniej notek pojawia się na blogu.

    Wszystkiego najlepszego, gratki i widzimy się na 15 urodzinach ;) :D

    Odpowiedz
  2. Dziękuję za Twoje teksty i inna sm-ową aktywność. No i za redakcję M.Kisiel☺️

    Powodzenia w kolejnych latach!

    P.S. U mnie kurz osiada od lata 2023:(

    Odpowiedz
  3. To ja życzę pełnej reaktywacji i wybuchu eksplozji recenzji. Niewiele tej starej gwardii zostało (mnie latek 14 stuknie w maju) więc dobrze byłoby się trzymać. Jak widzę u mnie idzie to zrywami, troszkę się blog zakurzy i znowu sobie o nim przypominam i wracam. Nie umiem go porzucić, chyba by mi czegoś brakowało i mam nadzieję, że z Tobą jest podobnie. A że moda na retro wraca co jakiś czas to wszystko jest możliwe, choć nie robimy tego dla mody. A czy tort jest dla cukrzyków ? jak nie to idę za kotarkę.

    Odpowiedz
  4. Blogi niby dogorywają, formuła niby przestarzała, a jednak czytamy się nawzajem.;) Choć może to być również kwestia pokoleniowa. Tak czy owak, dzięki za te czternaście lat, zleciało piekielnie szybko. Życzę wytrwałości i inspirujących lektur. A zestawienie najlepszych b. nieoczywiste.🙂

    Odpowiedz
      • A czy teraz nie jest tak na IG albo FB?:) Wciąż mi się jakieś nowe konta książkowe otwierają.
        Klub był fajny, dziś chyba trudno byłoby zrealizować taki pomysł, a na pewno nie w takiej (pisemnej) formule.:)

        Odpowiedz
  5. Drogi Nastolatku!
    Przede wszystkim gratulacje z okazji rocznicy, która jest świadectwem Twojej pasji, wytrwałości i cierpliwości. Kolejnych rocznic życzę Tobie, a także sobie, jako czytelniczce.
    Z Twojej piątki czytałam jedną, ale mam dzisiaj w planach wizytę w bibliotece, więc to się szybko zmieni.
    A tak na marginesie, najbardziej trwałą miłością do zjawisk jest w moim życiu właśnie biblioteka jako taka. Uwielbiam przechadzać się między regałami, oglądać grzbiety książek, czytać notki na ostatniej stronie okładki, wybierać porcję do pożyczenia (dlatego rzadko chodzę z gotowymi listami tytułów). Na tej miłości cierpi moja biblioteka domowa… Cóż, chyba to prawda, że nie można mieć wszystkiego. :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i do przeczytania <3 :)

    Odpowiedz
    • Dziękuję za taki piękny komentarz. Mam nadzieję, że wizyta w bibliotece będzie owocna, a znalezione książki Ci się spodobają. Ja niestety od wieków jestem zasypany własnymi książkami i rzadko wypożyczam cokolwiek, ale tęsknię za tymi czasami, kiedy czytałem niemal wyłącznie książki z bibliotek. Może dlatego, że to moja młodość :) Gorące uściski pozdrowienia :)

      Odpowiedz
      • A ja właśnie się nawracam na bibliotekę, bo mnie wkurzyło Legimi. Najpierw prawie wszyscy wydawcy zabrali się z abo bibliotecznego. Więc zabrałem się i ja. Na prośbę Kitka wykupiliśmy za niemałe jednak 5 dych abo komercyjne, gdzie, jak sądziłem, nie będzie problemu z asortymentem. Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy okazało się, że chcąc przeczytać każdy z kilkunastu wybranych przeze mnie tytułów, muszę dokonać stosownej „dopłaty” do już opłacanego abonamentu. Więc, witajcie karty biblioteczne :P

        Odpowiedz
        • Jako nieposiadacz Legimi czułem się nieco wykluczony, ale im dłużej obserwuję te hocki klocki z abonamentami i asortymentem, tym bardziej mi przechodzi. Ale chyba bym się wściekł, gdybym zainwestował w kompatybilny czytnik i został zrobiony w wała miedzeszyńskiego :( Powodzenia w bibliotecznych łowach, darz bór!

          Odpowiedz
  6. Drogi Zacofany (…) ;)

    Trafiłam tutaj planując czytanie zasobów mojej rodzinnej biblioteki ( w tym nastoletnie lektury moje, mojej siostry a także moich rodziców), całkiem niedawno i cieszę się, że jeszcze w tej Twojej bibliotece mogę trochę pobuszować za pośrednictwem tego bloga. Dlatego więc, w pełni szczerze, sto lat twórczości blogowej! Wznoszę toast tortem :)
    P.S -„Ściany” nie doczytałam, ze względu na to jak dobrym studium samotności jest a do tego, co jakiś czas się pojawia zdanie sugerujące „będzie gorzej”. Gniecie wewnętrznie bardzo.

    Odpowiedz
    • Dziękuję bardzo serdecznie, szczególnie za toast tortem :) Postaram się trwać na posterunku.
      Tak, w „Ścianie” ta zapowiedź katastrofy jest bardzo niepokojąca i na dodatek się sprawdza, wcale się nie dziwię, że to może być nie do przejścia. Ale książka jest świetna, może uda Ci się kiedyś doczytać.

      Odpowiedz
  7. Gratulacje, piękna rocznica! Co do blogów, powstają i nowe, rzadko, ale jednak. Z nowych blogów bardzo lubię Za starym regałem. Jego autorka pisze głównie o książkach starszych, mniej znanych. A Ściana to jedna z moich najulubieńszych powieści. Niby nic się w niej nie dzieje, a czyta się ją w ogromnym napięciu. I jak pięknie autorka opisuje kontakty bohaterki ze zwierzętami! Zachwycona Ścianą, sięgnęłam po kolejną powieść autorki, Mansardę. Też mi się spodobała, choć już nieco mniej.

    Odpowiedz
  8. Przepadam za tym blogiem. Nie powiem, że czytam regularnie, bo nie czytam, tak samo jak sama nie piszę regularnie, no co zrobić ;) Życzę, by zawsze pisanie tutaj sprawiało ci frajdę! I super fajnych książek ci życzę. Silva rerum czeka u mnie na nie wiem co.
    Wrócę tu jeszcze poczytać komentarze, bo tu zawsze fajne komentarze są, o!

    Odpowiedz

Odpowiedz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.