Hiszpania, której nie ma (Maria Kuncewiczowa, „Don Kichote i niańki”)

Don Kichote i niańki

Od dzieciństwa zafascynowana Don Kichotem Maria Kuncewiczowa na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku rusza do Hiszpanii tropem swojego ulubionego bohatera i jego twórcy. Rezultatem tej podróży jest książka stanowiąca połączenie wspomnień, reportażu i eseistycznych rozważań na tematy rozmaite.

Egzotyka i swojskość

Trasa podróży wiodła z Marsylii przez Pireneje do Barcelony, potem do Sitges, Grenady, Sewilli i Madrytu, by kończyć się w Eskurialu. Od samego początku urzekają Kuncewiczową zmienne krajobrazy, roślinność, gry świateł i barw, architektura stanowiąca świadectwo wielowiekowej historii. „O zachodzie słońca niebo nad morzem zrobiło się niebiesko-różowe z głęboko fiołkowymi zaciekami”, a „dzień w Sitges był jak wydmuchany z niebieskiego szkła”. W górach Sierra Nevada niebo pod wieczór wlewa „w dolinę potopy fioletu, ochry, seledynu, prawie namacalne masy barw, smugi gęstego światła, roztrzepane, rozbełtane złoto i ametyst bez formy”. Wielka architektura – Alhambra czy Alkazar – nie opisywana jest tak udatnie; autorce włącza się encyklopedystka, zanadto chyba analizuje, zamiast chłonąć, więc przypomina to omówienia z przewodników. Lepiej jest, gdy Kuncewiczowa opowiada o tym, co ogląda podczas spacerów lub z okna pociągu; dostrzega drobiazgi, snuje analogie („mnóstwo sklepików takich jak przed wojną w Siedlcach albo w Kazimierzu”), napawa się klimatem równocześnie egzotycznym i dziwnie swojskim – w końcu wszędzie zdarzają się sklepiki z tandetnymi pamiątkami, a błoto w Sewilli i w Warszawie jest podobne.

Zakaz wzlotów

Kiedy jednak Kuncewiczowa przechodzi do opisu ludzi, zachowuje się trochę jak biały odkrywca dzikich plemion. Bez znajomości języka i bez zadbania o towarzysza podróży znającego hiszpański, pisarka zdana jest na obserwację „z zewnątrz”: wyglądu, ubioru, mimiki, gestów i nie ma pojęcia, czy obserwuje scenę flirtu, czy karczemną awanturę. Sama zdaje sobie z tego sprawę, pisząc: „Otóż Hiszpania mniej niż jakiekolwiek miejsce na ziemi nadaje się do znajomości z widzenia. […] Wszystko, na co tu padnie wzrok cudzoziemca, rzuca cień, urasta w metaforę, a sens rzeczy i zdarzeń ucieka jak zapach”, nie wyciąga jednak wniosków z własnej myśli. Sądzi po pozorach, ocenia protekcjonalnie, popełnia gafy, jak wtedy, gdy obdarza jałmużną ludzi, którzy może nieudolnie, ale jednak próbują zarobić na życie własną pracą. Wiele miejsca poświęca na omawianie typów urody napotkanych osób: młode wieśniaczki są ładne, ale przysadziste, dziewczyny miastowe są smuklejsze; stara chłopka ma „dumę rzymskiej matrony”, jej mąż jest „gruby, wielki, spocony i władczy”. Jako przybyszka z dużo bardziej „cywilizowanej” od Hiszpanii Ameryki Kuncewiczowa dostrzega biedę czy wręcz nędzę, zapóźnienie w rozwoju, wciąż wielką rolę Kościoła, choć starannie odżegnuje się od komentowania bieżącej sytuacji politycznej. Napomyka o wojnie domowej i jej skutkach, ale rządy Franco omija, odsyłając czytelników do stosowniejszych opracowań. Z upodobaniem natomiast śledzi wszystkie ślady Don Kichota i jego twórcy, nie tylko miejsca, związane z nimi bezpośrednio, ale i luźno się kojarzące: książkowy bohater staje się dla niej symbolem całej Hiszpanii błądzącej „w chmurach najróżniejszych ideologii” i tęskniącej za wielkimi celami. Niańki – te całkowicie realne – które zabraniały małej Marii przeglądać ilustrowanego „Don Kichota”, zmieniły się w niańki metaforyczne – Kościół, inkwizycję, reżim Franco, które z kolei zabraniały Hiszpanii wzlotów i najchętniej położyłyby ją spać na stulecia. Tomik Kuncewiczowej jest nierówny, miejscami mocno się zestarzał, chwilami nudzi, niekiedy zaś zachwyca jakimś celnym opisem czy scenką rodzajową. Jest wspomnieniem po Hiszpanii, której już nie ma, a może nawet nigdy nie było, gdyż stworzyła ją po części inspirowana dziełem Cervantesa wyobraźnia autorki.

Maria Kuncewiczowa, Don Kichote i niańki, IW PAX 1979.

(Odwiedzono 171 razy, 171 razy dziś)

8 komentarzy do “Hiszpania, której nie ma (Maria Kuncewiczowa, „Don Kichote i niańki”)”

  1. Akurat tej książki Marii Kuncewiczowej nie czytałam. Ale wszystkie inne kilka razy. Ciągle jestem pod wrażeniem „Dwóch księżyców” i „Cudzoziemki”. Zawsze gdy jestem w Kazimierzu Dolnym odwiedzam Dom pod Wiewiórką czyli dom Marii i Jerzego Kuncewiczów. Wędruję też śladami filmowych „Dwóch księżyców”.
    Pozdrawiam
    stokrotkastories.blogspot.com

    Odpowiedz
  2. Trafiła mnie myśl, że przez pół wieku istnienia, praktycznie nie opuściłem kraju. Pytanie, czy będzie mi się chciało ten stan rzeczy zmieniać? Może na początek poczytam jakieś książki podróżnicze? Tylko raczej współczesne. :)

    Odpowiedz
      • A ja wprost przeciwnie, tylko że muszę wystartować z podróżowaniem. Wtedy leci. Najczęściej jednak są to podróże palcem po mapie :( I książkowe. Co mi przypomina, że „Szkiców piórkiem” nie dokończyłem, bo jak się skończyła rowerowa eskapada, to jakoś nie mogłem się wciągnąć :)
        Stare opisy podróży też mają swój smaczek, ale przy planowaniu raczej się nie sprawdzają :D

        Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.