Po co poznawać „nagą prawdę” o sobie, opinię innych, której nam nigdy nie powiedzą w oczy? Gdy się ma sporo za uszami, jak nastoletni Izydor, może to utwierdzić w przekonaniu, że jesteśmy beznadziejni i w ogóle nie musimy się starać, skoro wszyscy nas skreślili, ale równie dobrze może się okazać, że inni widzą w nas coś, na czym możemy się oprzeć, by odbić się od dna.
Duet rozrabiaków
Historię Izydora poznajemy od momentu, kiedy chłopak już narozrabiał. Słyszymy o jakiejś akcji z rowerem, o groźbie poprawczaka, schodzeniu na złą drogę. Poczynania bohatera i jego przyjaciela, Bolka, nie są całkiem jasne, ich konflikt z nauczycielami i przyczyna zgryzot rodziców Izydora również. Stopniowo, dzięki retrospekcjom, wracamy do przeszłości i dowiadujemy się, o co chodziło, na co pozwalał sobie duet nastolatków. Bolek, który po tragicznej śmierci rodziców, musiał zamieszkać na wsi, imponuje mniej przebojowemu Izydorowi swoją śmiałością, by nie rzec bezczelnością, młodzieżowymi odzywkami, których posługujący się gwarą Izydor często nie rozumie, pomysłami, które ściągają na chłopców kłopoty. O ile Bolek wydaje się nie przejmować konsekwencjami swoich czynów, w nadziei, że będzie mógł wyjechać z nielubianej wsi, o tyle Izydor powoli zaczyna odczuwać wyrzuty sumienia: stał się przyczyną kłopotów, dołożył zmartwień matce, którą mocno kocha, wreszcie, w przeciwieństwie do Bolka, dla niego nie ma ucieczki – mieszka na wsi od urodzenia, wszyscy go znają, oceniają. Jego zachowanie ma wpływ na to, jak traktowana jest jego rodzina, musi więc poznać „nagą prawdę” o sobie z ust innych, ale i samodzielnie do niej dotrzeć, analizując swoje zachowanie i jego przyczyny.
Stare i nowe
Górkiewiczowa urodziła się i mieszkała we wsi w okolicach Wadowic i tam umieściła akcję swojego opowiadania, utrwalając sposób życia, codzienną pracę i gwarę mieszkańców. Widzimy wieś jeszcze tradycyjną, ale już się modernizującą, próbującą adaptować się do nowych czasów. Część jej młodszych mieszkańców tęsknie patrzy w stronę wielkich miast. Ostoją tradycji jest babka Izydora, która w oczach wnuka jest z początku tylko śmieszną staruszką, a staje się symbolem tradycji i wartości, które ważniejsze są niż wygodne miastowe życie. Chłopak wie, że chociaż babce nie podoba się jego zachowanie, to dostrzega ona też coś więcej – to, że wnuk jest w gruncie rzeczy dobrym dzieckiem, które musi samo odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla niego najważniejsze. Okazuje się, że nie tylko babka dba o Izydora, mamy też kierownika szkoły i wychowawczynię, którzy jako pedagodzy z powołania bacznie obserwują i Izydora, i Bolka, by ochronić ich przed najgorszym (choć metody stosują zupełnie archaiczne). Przemiana Izydora jest pokazana bardzo wiarygodnie, nieco mniej wiarygodne wydaje się zakończenie, z chyba nieco zbyt pospiesznym rozwiązaniem sytuacji Bolka. Górkiewiczowa pisze mocno literackim stylem, zwracając się bezpośrednio do swego bohatera, a jej język mocno jest skontrastowany z młodzieżowymi odzywkami Bolka i gwarą mieszkańców wsi. Opowiada epizodami z teraźniejszości i przeszłości, pokazującymi kluczowe momenty historii Izydora, czytelnik od początku więc musi uruchamiać wyobraźnię, żeby rekonstruować to, czego jeszcze nie wie, i konfrontować swoje wyobrażenia z informacjami autorki. Całość, jak podejrzewam, jest nie do przejścia dla współczesnego czytelnika, zwłaszcza takiego w wieku bohaterów, starsi może docenią obraz życia, które dawno przeminęło.
Janina Barbara Górkiewiczowa, Izydor, Horyzonty 1973.
Zanęciłeś tym obrazem wiejskiego życia i tą gwarą spod Wadowic, ale na razie mam zastój ogólny (nie tylko czytelniczy), więc tylko dokładam na pękającą w szwach wirtualną półkę z linkami do blogów :P A że miastowy imponował „wieśniakowi”, znam przykłady z życia wzięte, w końcu sam takim wieśniakiem, który poszedł do miasteczkowego LO, byłem :D
To nie jest arcydzieło, które koniecznie trzeba znać, ale akurat fajny dokument czasów. Plus świadectwo, że w PRL-u literatura młodzieżowa to nie tylko warszawiacy i krakusi, ale i dzieciaki z miasteczek i ze wsi.
Eee, no chyba aż takiej przewagi metropolie nie miały :)
Może i faktycznie nie miały. Bahdaj: Warszawa, Kraków, Ożogowska: Warszawa, Niziurski: Odrzywoły, Szklarski: dokooła świata :)
Broszkiewicz w „Długim …” też na jakimś wygwizdowie :) Petecki – kosmos. Rolleczek – Mysiegłowy. W drugą stronę też tak mogę, ale po co, skoro nie widzę przewagi żadnej opcji :D
Czyli faktycznie było w miarę ekumenicznie.