Świadomość swoich pragnień (Deniz Ohde, „W sztucznym świetle”)

W sztucznym świetle

System preferuje dzieci z dobrych domów, które nie sprawiają problemów albo – jeśli popadną w kłopoty – będą mogły liczyć na wsparcie rodziców, potrafiących grać według reguł systemu. Gdy się jest dzieckiem robotnika i tureckiej imigrantki, to system bez trudu wyrzuci cię na margines, nie przejmując się inteligencją czy zdolnościami.

Niewiara w marzenia

Opowiadająca o swoim życiu bohaterka od zawsze właściwie czuła, że nie pasuje do swojego otoczenia, że jest brzydsza, gorsza, słabiej rozwinięta intelektualnie, od zawsze musiała zmagać się z uprzedzeniami, bo miała dziwne imię, odmienny wygląd, bo nie była przebojowa i pewna siebie. Nie znajdowała pomocy i oparcia ani u przyjaciół, którzy nasiąkali poglądami swoich rodziców z klasy średniej, ani u nauczycieli, którzy mogli jej zaproponować co najwyżej „korki dla ciapatych”, ani – przede wszystkim – u rodziców zmagających się z własnymi demonami, równie nieprzystosowanych jak ich córka. Ojciec, robotnik w fabryce, który nadużywał alkoholu i popadł w zbieractwo, nie wierzył w marzenia i wolną wolę: człowiek przykuty jest do swojego miejsca i całe życie powtarzał będzie te same czynności przy taśmie produkcyjnej, nic od niego nie zależy. Jeden raz okazał się świadomy własnych pragnień: gdy poznał przyszłą żonę, imigrantkę, niechciane, bite dziecko z odległego kraju. Stworzyli smutne małżeństwo i smutny dom dla swojej córki, która nie wiedziała, że można marzyć, że można czegokolwiek żądać, czegoś lepszego, piękniejszego.

Oskarżenie systemu

Zahukana dziewczynka z trudem pokonywała kolejne etapy edukacji, zbyt cicha i przerażona, by wykazać się inteligencją i wiedzą – system więc wyrzucił ją ze swoich trybów jako nastolatkę. Paradoksalnie, była to najlepsza rzecz, jaka mogła ją spotkać. Obserwujemy odtąd powolną przemianę dziewczyny: na tle innych uczniów szkoły wieczorowej zaczyna się wyróżniać, znajduje też nauczycieli, którzy się nią interesują i gotowi są pomóc. Nie zmierzamy jednak ku różowemu happy endowi; bohaterka nieustannie musi udowadniać, że jej zależy, że da radę, że nie nawali i nie zawiedzie zaufania. Zdobycie wykształcenia to zresztą tylko pierwszy etap przemiany i, jak się okazuje, najprostszy. Trudniej jest pozbyć się bagażu traum, nauczyć się funkcjonować w świecie, gdzie trzeba się rozpychać łokciami, a nie pokornie godzić się ze swoją pozycją społeczną. Deniz Ohde stworzyła niezwykle wiarygodną bohaterkę i równie wiarygodny świat, który ją otacza, świat szary, zaniedbany, pełen śmieci, przemocy rasizmu, skontrastowany z wygodnym i kolorowym światem jej przyjaciół z klasy średniej, których matki są eleganckimi kobietami sukcesu, a nie szarymi myszkami, przemykającymi chyłkiem pod ścianami własnego domu. „W sztucznym świetle” to również opowieść o współczesnych Niemczech, a szczególnie oskarżenie bezdusznego systemu szkolnego, który szybko pozbywa się uczniów „nierokujących”, w którym nauczyciele nie mają chęci ani czasu, by zajmować się takimi dziećmi, często kierowani zresztą zwykłymi uprzedzeniami. Pierwszoosobowa narracja pomaga nam zaangażować się w życie bohaterki, a jej sprawozdawczy wręcz język sprawia, że poszczególne epizody robią tym większe wrażenie: swoje doświadczenia narratorka uważa za coś normalnego, naturalnego, bo nikt jej nie nauczył, że może być inaczej. To kolejny czynnik, który sprawia, że debiutancka powieść Ohde robi tak duże wrażenie.

Deniz Ohde, W sztucznym świetle, tłum. Zofia Sucharska, Marpress 2022.

 

(Odwiedzono 173 razy, 61 razy dziś)

14 komentarzy do “Świadomość swoich pragnień (Deniz Ohde, „W sztucznym świetle”)”

  1. Co ciekawe, kiedy rozmawiam z osobami przyjeżdżającymi z zagranicy to słowo „ciapaty”, prędzej czy później, w większości przypadków, pojawia się w rozmowie :( A o bezdusznym systemie szkolnym można by lata całe, przywołując przykłady z fenomenu zwanego „Dojrzewaniem” albo, nie wchodząc na czyjeś podwórka, skupiając się na swoim, siać przykładami.

    Odpowiedz
  2. Nie ma chyba recepty na bardzo dobrą szkołę (nie wspominając o idealnej). Każde miejsce, gdzie przytrzymuje się dużą liczbę osób prędzej czy później zaliczy wpadkę. Szkoła, wojsko, korporacja czy urząd gminy – zawsze ktoś chce być w bandzie najważniejszy, ktoś czegoś nie dopilnuje, nie zauważy patologii, powie (często słusznie), że w takiej masie łatwo cos przegapić A co do szkoły, to jeszcze dodatkowo wciąż pokutuje przekonanie, że musisz sobie radzić, bo w dorosłym życiu nikt się z tobą cackać nie będzie (co poniekąd jest słuszne i faktycznie nie w każdej drobnej sprawie musi interweniować rodzic/ nauczyciel/dyrektor…)

    Odpowiedz
  3. Kasa, kasa, kasa…
    Ale wiesz co, z drugiej strony, mojej koleżanki córka niezbyt się odnajdowała w klasie (fakt, że w szkole płatnej, a tam chyba wciąż nie trafia całe spektrum społeczne). Dziwiło mnie to, myślę sobie, jak to możliwe, w szkole średniej w klasach jest po 30 dzieciaków i naprawdę nie ma nikogo, z kim ta córka mogłaby się zakolegować? Aż mi koleżanka wyjaśniła, że w tej klasie uczniów jest 16, z tego kilku chłopaków (a córka jakoś wolała koleżankę mieć, niż kolegę). To fatycznie wybór towarzystwa jest bardziej ograniczony… I teraz to sama nie wiem. Z perspektywy nauczania na pewno klasa mniejsza jest łatwiejsza, no i łatwiej jest indywidualnie podejść do każdego dziecka. Ale od strony różnorodności „okazów” już można gorzej trafić. I zostać bez kumpla, a to czasem dla dzieciaka dramat…

    Odpowiedz
    • W trzydziestopięcioosobowej klasie też nie ma z czego wybierać, więc nie trafimy. Ale zdecydowanie w mniejszej jest ciszej, łatwiej o skupienie i jednak nauczyciel ma trochę więcej czasu. Ale dopóki kasa będzie podstawowym czynnikiem w edukacji, to sobie możemy pomarzyć.

      Odpowiedz
  4. Tak. Ciekawe czy dożyjemy czasów, gdy nie będzie brakowało pieniędzy na dobrą edukację i dobrą opiekę zdrowotną. Wrrrr.

    Odpowiedz
  5. Przeczytałam ok. 1/5 tej powieści i wydała mi się b. dobra, niestety musiałam zwrócić do biblioteki.;( Ale dokończę kiedyś (oby to nastąpiło, zanim Ohde napisze kolejną powieść;)), bo tematyka, obraz miasta i narracja b. mi odpowiadała. No i jest to literatura zza zachodniej granicy, wciąż rzadkość na naszym rynku. Cieszy mnie Twoja pochlebna recenzja.

    Odpowiedz
    • Szkoda, że nie skończyłaś, bo warto, ale podejrzewam, że nawet jeśli autorka napisze drugą książkę, to nikt jej u nas szybko nie wyda, bo przecież Niemcy się nie sprzedają. Co mi nasuwa na myśl nowy przekład Buddenbrooków – bardzo jestem ciekaw, jak to się rozejdzie.

      Odpowiedz
      • Bardzo żałuję, że lit. niemieckojęzyczna słabo się u nas sprzedaje, na książki z Austrii i Szwajcarii też przecież nie ma parcia.
        Ohde doczytam, to więcej niż pewne. A Buddenbooków nawet sobie porównam, bo mam starą wersję.

        Odpowiedz

Odpowiedz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.