Co się kryje za przenośnymi drzwiami? (Tom Holt, „Przenośne drzwi”)

Kiedy życiowy nieudacznik dostaje pracę w solidnej, przynajmniej na oko, firmie z tradycjami, mimo iż w kolejce po posadę stały tłumy pewnych siebie i doskonale wykształconych kandydatów, ma prawo podejrzewać, że coś jest nie tak. Zapewne po uporządkowaniu stert pokrytych rzędami liczb dokumentów zostanie wywalony na bruk, gdyż szefowie uznają, że nawet do takiej roboty … Dowiedz się więcej

Intryga w intrydze wewnątrz intrygi (Brian Herbert, Kevin J. Anderson, „Paul z Diuny”)

 
Na wszystkie sequele i prequele patrzę podejrzliwie, uznając je przede wszystkim za cyniczną próbę wyłudzenia pieniędzy od wielbicieli oryginalnych dzieł. Rzadko daję się skusić na taką literaturę, zwykle wtedy, gdy w jej powstawaniu uczestniczył autor pierwowzoru. Gorzej, gdy masakrowany jest twórca nieżyjący, a wyciągnięte z jego kosza na śmieci strzępy rozmaici mniej lub bardziej sprawni wyrobnicy pióra składają w nowe dzieła.

Dowiedz się więcej

Reset rozgrzanego umysłu (Martyna Raduchowska, „Szamanka od umarlaków”)

 


Nadrabianie powakacyjnych zaległości w pracy skończyło się jak zwykle wrażeniem, że wirujące coraz szybciej wokół swojej osi zwoje mózgowe wyparują mi przez uszy. W takich momentach niezbędny jest całkowity reset rozgrzanego umysłu. Debiutancka powieść Martyny Raduchowskiej okazała się idealna do tego celu, zapewniwszy mi dwa dni beztroskiego wytchnienia.

Dowiedz się więcej

Krwawy kisiel z anioła, alleluja! (Marta Kisiel, „Dożywocie”)

Dożywocie

Znaleźć w dzisiejszych zdegenerowanych czasach śmieszną książkę jest trudniej, niż wygrzebać brylant w kaszance. Kiedy więc trafię na coś, co rekomendowane jest już choćby jako zabawne, to nie mogę się oprzeć pokusie. Zdobywam i czytam. W przypadku „Dożywocia” Marty Kisiel odgłosy zachwytu dobiegały z wielu stron, a najgorętszą orędowniczką Lichotki była Matka Chrzestna tego bloga, zakochana wręcz w pewnym zasmarkanym aniele.

Dowiedz się więcej