Janusz Domagalik opowiada o urażonej dumie, niesłusznych podejrzeniach, poczuciu żalu, braku komunikacji, a przede wszystkim o tym, jak łatwo kogoś skrzywdzić i złamać i jak trudno potem pomóc mu się podnieść.
Blog Piotra Chojnackiego. Książki nowe, stare, znane i zupełnie zapomniane, pełna swoboda wyboru.
Janusz Domagalik opowiada o urażonej dumie, niesłusznych podejrzeniach, poczuciu żalu, braku komunikacji, a przede wszystkim o tym, jak łatwo kogoś skrzywdzić i złamać i jak trudno potem pomóc mu się podnieść.
Po ślubie Anne i Gilbert wyprowadzają się do wsi, w której doktor Blythe ma objąć praktykę. Zamieszkują w małym domku na uboczu, gdzie młoda mężatka ma za towarzystwo głównie szum morza i światło latarni morskiej, bo Gilbert coraz częściej wzywany jest do pacjentów. Szczęśliwie znajdują się i nowi przyjaciele: panna Cornelia Bryant i latarnik, kapitan Jim, oboje „znający Józefa” i wprowadzający Anne w nowy świat: panna Cornelia rzeczowo opowiadając o lokalnych wydarzeniach, kapitan Jim zaś snując historie o dawnych dziejach.
Jest druga połowa lat osiemdziesiątych. PRL zaczyna się sypać coraz wyraźniej, a odgłosy tego upadku przenikają też do powieści młodzieżowych, które śmielej zaczynają podejmować tematy wcześniej słabo lub zgoła wcale nieobecne: ucieczek z domu, subkultur, narkotyków czy wszechobecnego kryzysu i beznadziei.
Krystyna ma dziewiętnaście lat i właśnie zaczyna pracę w szpitalu. Wrażliwa, pełna wpojonych w szkole ideałów dziewczyna zderza się ze szpitalną rzeczywistością: obojętnością, rutyną, chamstwem, intrygami. Nie umie pogodzić się z cierpieniem i śmiercią pacjentów. Jej uroda zwraca uwagę lekarzy; w swej naiwności Krysia nie dostrzega, że w nowym otoczeniu nie ma miejsca na prawdziwą miłość i wpada w pułapkę.
Pisarstwo Lecha Borskiego nigdy do mnie nie przemawiało. Miałem wrażenie, że z jego bohaterami nic mnie nie łączy, że zachowują się irracjonalnie i żyją w jakimś niby realnym, a jednak odrealnionym świecie, autor zaś tyle przed czytelnikiem ukrywa (lub zostawia jego domyślności), że w ostatecznym rozrachunku zostajemy z niezrozumieniem tego, co właśnie przeczytaliśmy. Niestety historia Anny nie jest tu wyjątkiem.
Bal maskowy. Moment, kiedy zrzuca się własną skórę, własną tożsamość i przywdziewa kostium. Kiedy pod osłoną maski można mówić to, czego nigdy by się nie powiedziało bez niej. Dobry moment na załatwienie spraw niezałatwionych, wypowiedzenie niewypowiedzianego.