Nie rozpieszczałem Was w tym roku blogowo, więc wahałem się, czy w ogóle przygotowywać to zestawienie, ale w końcu tradycja to tradycja. Zapraszam na szóste już podsumowanie najchętniej czytanych wpisów.
Montgomery Lucy Maud
Początek i koniec (Lucy Maud Montgomery, „Wymarzony dom Anne”)
Po ślubie Anne i Gilbert wyprowadzają się do wsi, w której doktor Blythe ma objąć praktykę. Zamieszkują w małym domku na uboczu, gdzie młoda mężatka ma za towarzystwo głównie szum morza i światło latarni morskiej, bo Gilbert coraz częściej wzywany jest do pacjentów. Szczęśliwie znajdują się i nowi przyjaciele: panna Cornelia Bryant i latarnik, kapitan Jim, oboje „znający Józefa” i wprowadzający Anne w nowy świat: panna Cornelia rzeczowo opowiadając o lokalnych wydarzeniach, kapitan Jim zaś snując historie o dawnych dziejach.
Dwunaste!
Liczyłem kilka razy, ale nie chce być inaczej. Blog obchodzi dwunaste urodziny, a tym samym wchodzi oficjalnie w wiek nastoletni. Oznaczać to będzie zapewne typowe dla tego wieku wahania nastroju, okresy euforii przeplatane nieróbstwem, bałagan w pokoju i trzaskanie drzwiami. Zanim jednak spadną na nas te wszystkie atrakcje, zapraszam na subiektywne podsumowanie ubiegłego roku.
Słupek przy słupku, edycja 2022
Kolejny rok dobiega końca, kolejne podsumowania strzelają jak korki od szampana, więc i ja przybiegam z tradycyjnym już zestawieniem najchętniej czytanych blogowych wpisów minionego roku. Nie jestem małostkowy, więc nie zgłoszę do Państwa Szanownych Czytelników pretensji, że zignorowali tekst o całkiem udanym „Drwalu” Michała Witkowskiego, ale kto nie czytał, niech nadrobi. A teraz przystąpmy do konkretów.
Zielone Szczyty wszystkiego (Lucy Maud Montgomery, „Anne z Zielonych Szczytów”)
Tłumaczce Annie Bańkowskiej udała się trudna sztuka: przełożyła ponadstuletnią powieść tak, że brzmi świeżo i atrakcyjnie, jednocześnie nie tracąc nic z klimatu epoki, w jakiej powstała. Nie ma tu niepotrzebnej archaizacji języka, nie ma też równie niepotrzebnego jego uwspółcześniania. Jest za to pietyzm w oddawaniu najdrobniejszych szczegółów i – nie bójmy się tego słowa – miłość do tekstu widoczna w każdym niemal zdaniu. Mimo tych niewątpliwych zalet nowy przekład przeszedłby pewnie zauważony głównie przez grono najwierniejszych miłośniczek i miłośników Lucy Maud Montgomery, gdyby nie radykalna decyzja.
Liczenie słupków, czyli co się klika najlepiej
Cyzelujemy tekst, by jak najlepiej opowiadał o książce, która zrobiła na nas piorunujące wrażenie, i jak najskuteczniej zachęcił innych do sięgnięcia po recenzowane dzieło. Dobieramy starannie cytaty, stopniujemy przymiotniki, sięgamy wyżyn argumentacji pewni sukcesu i tłumów blokujących serwer, żeby naszą recenzję przeczytać. Tymczasem tłumy czytelników (i, nie ukrywajmy tego, również wszelkich spamerskich botów) kierują się w zupełnie niespodziewane rejony naszego bloga, ku tekstom o książkach mniej spektakularnych, bardziej przykurzonych czy wręcz zaskakujących.