O czytaniu w getcie warszawskim świetnie pisał Marcin Szczygielski w „Arce czasu”: jego młody bohater pochłania kolejne tomy, by zająć sobie czymś czas, by uciec od przerażającej rzeczywistości na zewnątrz. I była to postawa częsta. Spragnieni literatury czytelnicy musieli pokonywać spore trudności, ponieważ 9 lutego 1940 roku nakazano zamknięcie żydowskich wypożyczalni, a w czerwcu tegoż roku zakazano Żydom prowadzenia księgarni. Ograniczenia te zniesiono w 1941 roku. Biblioteki w dzielnicy zamkniętej cieszyły się wielką popularnością (oficjalnie działało ich 35), chociaż przechodzące przez wiele rąk tomy postrzegano jako potencjalne rozsadniki tyfusu – mogły się w nich trafić wszy. Intensywnie też książkami handlowano, bardzo często na ulicach; przedstawicielom inteligencji wyprzedaż domowego księgozbioru, choć bolesna, pomagała w uzupełnieniu skąpego budżetu. Nic dziwnego, że jeden z najwnikliwszych obserwatorów życia za murami getta, Emanuel Ringelblum, również poświęcił tej ważnej kwestii nieco miejsca w swej kronice wydarzeń.