Za tydzień mój blog skończy osiem lat i wtedy – zgodnie z tradycją – przy tradycyjnej sałatce i napojach opowiem o książkach, które w 2018 roku zrobiły na mnie największe wrażenie. A dziś chciałem Wam pokazać, co pokazują statystyki, czyli co najczęściej czytaliście w minionym roku… Nie powiem, gusta czytelników chodzą krętymi drogami.
Vance J.D.
Grunt to babcia… (J.D. Vance, „Elegia dla bidoków”)
Doprawdy źle jest ze Stanami Zjednoczonymi, skoro najważniejszą książką o nich jest jakoby autobiografia J.D. Vance’a, nijakiego faceta, którego największym życiowym szczęściem było pokrewieństwo z kobietą, która przelała na niego swoje marzenia i ambicje. Niezłomna babcia za punkt honoru obrała sobie wykierowanie wnuka na ludzi i dokonała tego. Bez swojej Mamaw J.D. skończyłby jak inni jego rówieśnicy: jako bezrobotny z popsutymi zębami, być może uzależniony od alkoholu czy narkotyków, może nawet przestępca, a nie absolwent prawa na Yale.