Iść. Nie ustawać (Seweryna Szmaglewska, „Zapowiada się piękny dzień”)

Zapowiada się piękny dzień

Iść. Nie ustawać. Nie opóźniać marszu. Nie potknąć się, nie zgubić swojej piątki. Słabe dobiją esesmani, słabe zamarzną na poboczu drogi. Utrzymywać tempo, chociaż nogi ledwo się wloką, sztywne, odmrożone, w ciężkich trepach. Mróz, nieznośny, przed którym słabą ochronę dają obozowe łachy, koce, kołdry. Jedna myśl: iść, nie upaść. Ale pojawia się też inna, zuchwała: wyczekać na sprzyjającą okazję, oderwać się od kolumny, zniknąć w śnieżycy, w mroku. Przez chwilę, zanim złapią, zastrzelą, poczuć się wolnym człowiekiem, który może sam decydować o sobie. Odetchnąć swobodnie powietrzem tak odmiennym od obozowego smrodu. Popatrzeć na drzewa, zwierzęta, domy i ludzi krzątających się wokół własnych spraw.

Dowiedz się więcej

Co najmniej 74 razy… (Ulrich Volklein, „Joseph Mengele. Doktor z Auschwitz”)

 

 
Co najmniej 74 razy stał na rampie w Birkenau, elegancki i wymuskany, gdy przybywały transporty z Żydami z całej Europy. Jednym gestem dłoni w rękawiczce skazywał na natychmiastową śmierć w komorze gazowej albo na tylko nieco powolniejsze konanie w obozie. Świadkowie twierdzili, że robił to dobrowolnie i z przyjemnością, chociaż był lekarzem. Jednak lekarz w obozie koncentracyjnym nie miał służyć chorym.

Dowiedz się więcej

Przetrwać najdłuższy dzień w życiu (Roderick Bailey, „D-Day”)

Lądowanie aliantów w Normandii 6 czerwca 1944 roku poprzedziły lata negocjacji politycznych, rozważania rozmaitych koncepcji, kreślenia szczegółowych planów, gromadzenia sił i materiałów, szkolenia poszczególnych jednostek do wykonywania zadań, które wszystkie razem miały przyczynić się do ostatecznego zwycięstwa Sprzymierzonych w drugiej wojnie światowej.

Dowiedz się więcej

Baśnie walczącej Warszawy (Zofia Lorentz, „Mali bohaterowie”)


Kiedy miałem osiem, może dziewięć lat, w szkolnej świetlicy po lekcjach czytałem kilka razy pewną książkę. Po latach pamiętałem tyle, że była o dzieciach podczas okupacji i że bardzo mi się podobała. Po głowie tłukł mi się jeszcze wierszyk, wykrzykiwany za jedną z bohaterek: „Ciocia Ryfka z przeciwka, ciocia Surka z podwórka”. Nikt poza mną tego nie czytał, nikt nie znał – a ja szukałem po omacku. Najpierw trafiłem na „Dzieci Warszawy” Marii Zarębińskiej, ale to nie było to. Później Lirael zwróciła moją uwagę na „Małych bohaterów” Zofii Lorentz. Już przy pierwszym kartkowaniu znalazłem wierszyk o ciotkach: wreszcie miałem swój zapomniany skarb.

Dowiedz się więcej

Zupełnie inaczej niż w serialu (Max Hastings, „Wojna koreańska”)

Na powszechnym wyobrażeniu o pierwszej wojnie światowej zaważyły w większym stopniu, jak sądzę, przygody dobrego wojaka Szwejka (a u nas film CK Dezerterzy) niż Na Zachodzie bez zmian. Sam mam raczej skłonność do postrzegania tego wielkiego konfliktu jako czasu chaosu, bezdusznej i idiotycznej wojskowej biurokracji, łazików i dekowników niż krwawej i bezsensownej jatki wojny pozycyjnej. Wojna w Korei z lat 1950–1953 podobną sławę „zawdzięcza” serialowi M.A.S.H., którego bohaterowie, powołani do armii lekarze, nijak nie mogą przywyknąć do wojskowych rygorów i całą swoją postawą wyrażają protest przeciwko temu, co się wokół nich dzieje. Flirtują, płatają iście sztubackie figle i mobilizują się wyłącznie w chwilach, gdy helikoptery dostarczają rannych z pola bitwy, co stanowi jedyne przypomnienie o tym, że toczą się walki.

Dowiedz się więcej

„Poszłam na wojnę taka mała…” (Swietłana Aleksijewicz, „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”)

 

Są książki, których nie mogę czytać spokojnie. Co kilka stron, co pół rozdziału wzrok wędruje za okno, żebym mógł uspokoić emocje i pozbierać myśli. Tak było z książką Swietłany Aleksijewicz, białoruskiej reporterki. Postanowiła ona zebrać relacje żołnierek, uczestniczek Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, dziewcząt i kobiet, które wiedzione najczęściej patriotycznym odruchem wstępowały do armii i trafiały na front.

Dowiedz się więcej