Czy człowiek, który nie ma domu, stałej pracy i grosza przy duszy, może w kimkolwiek budzić zazdrość? Może, kiedy ma przyjaciela i marzenie. Przyjaciel wesprze w kłopotach, podzieli codzienną nędzę i pomoże marzyć o tym, że kiedyś, gdzieś osiądą razem i będą hodować króliki. George Milton i Lennie Small wędrują po Stanach w poszukiwaniu sezonowej pracy, nigdzie nie zagrzewając miejsca. Zwykle muszą zwijać manatki w pośpiechu, bo Lennie ma talent do popadania w tarapaty. Upośledzony umysłowo i niezwykle silny, nie zdaje sobie sprawy z tego, że to, co bierze za delikatną pieszczotę jest duszącym uściskiem, a przypływ czułości wygląda na próbę gwałtu. George nieustannie musi go wyciągać z opresji, chronić i pouczać. W szarym życiu jedyną pociechą dla obu jest marzenie o króliczej farmie, o stabilizacji i spokoju. Ich wizja ma wielką siłę oddziaływania na podobnych im rozbitków, ale gdy jest bliższa realizacji niż kiedykolwiek, ponownie wali się świat George’a i Lenny’ego.
Przyjaźń George’a i Lenny’ego nie jest prosta, nie jest też oczywiste to, co ich połączyło. Obrotny Milton z pewnością miałby lepiej, gdyby nie musiał ciągnąć ze sobą Snowa, gdyby nie musiał stale na niego uważać. A mimo wszystko jest z nim aż do tragicznego końca, chociaż upośledzony olbrzym go chwilami irytuje, naraża na niebezpieczeństwo, odbiera szanse na spokojną egzystencją. Zajmuje się Lennym nie tylko dlatego, że obiecał to jego ciotce, sam też chyba czuje, że dobrze jest mieć na świecie kogoś bliskiego. „My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami przejmuje” – ten refren George stale powtarza Lenny’emu, który istotę ich przyjaźni ujmuje zwięźlej: „bo ja mam ciebie, a ty masz mnie”.
Ich wspólne marzenie jest drugim stałym elementem w ich egzystencji, obok przyjaźni. George snuje marzenie o sielance we własnym gospodarstwie dla Lenny’ego; można odnieść wrażenie, że sam w nią raczej nie wierzy, daje się tylko ponosić entuzjazmowi przyjaciela, którego ta wizja uszczęśliwia i uspokaja. Wydaje się jednak, że farma królików to prawdziwa oś, wokół której kręci się ich życie, ich rozmowy, to cel, do którego mogą dążyć i dzięki któremu nie staczają się na samo dno. Marzenie jest zaraźliwe, przyciąga innych i ma szanse się ziścić – ale to byłoby zbyt piękne. W świecie George’a i Lenny’ego nie ma bowiem szczęśliwych zakończeń. Bo obok przyjaźni i marzeń jest też ludzka niechęć, zawiść, bezmyślne okrucieństwo. Kolejne wielkie, choć niewielkie objętością, dzieło Steinbecka.
John Steinbeck, Myszy i ludzie, tłum. Zbigniew Batko, Prószyński i S-ka 2012.
Za przesłanie książki dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 658 razy, 11 razy dziś)
Raczej nie dla mnie :)
Tego się spodziewałem.
leżę ;)))
Wstań, mokro jest i możesz się przeziębić:P
Maniu, jest nas więcej:)
Początkowo myślałam, że to takie żarciki, ale teraz coraz bardziej przypuszczam, że jednak na poważnie.
Chyba się nie podniosę, nie wiem jak Mania.
Tylko żeby nie było, że nie ostrzegałem. Trawa mokra, mgła nad ziemią:D
Momarto – :)
Mnie tam wygodnie całkiem ;)
Może chociaż herbatki wam zrobię, bo zimno? :P
wilka złapiecie :P ^^
Mam w planach przeczytać wszystkie książki Steinbecka a zaczęło się od genialnych „Gron gniewu” :) Ta wędrówka bohaterów po Stanach w poszukiwaniu pracy nawet skojarzyła mi się z czytaną przeze mnie książką, ale z tego co przeczytałam dalej w Twojej recenzji na tym chyba kończą się podobieństwa. Zaciekawiłeś mnie tą książką i mam nadzieję, że wkrótce wpadnie mi w ręce :)
Grona gniewu mają dużo większy rozmach, Myszy i ludzie to właściwie opowiadanie – ale też znakomite i mocne.
Przypomniały mi się uczucia towarzyszące lekturze tej książki i zdziwienie, że historia o dwóch wędrujących mężczyznach mogła mi się spodobać.
Ja się długo nie mogłem otrząsnąć, chociaż właśnie na pozór to nic specjalnego, szczególnie jak się czyta streszczenie.
jedna z najwspanialszych powieści napisanych ever. Czytałam chyba ze dwa razy, widziałam świetną ekranizację z Malkowiczem, uwielbiam tę historię
Z adaptacji widziałem tylko Grona gniewu, wieki temu. Malkovich jako Lennie? Nigdy bym nie pomyślał.
Mało tego, jest świetny w tej roli.
Bo on jest świetny:) Ale jako Lennie? Normalnie się rozejrzę za tym filmem.
Rozejrzyj się koniecznie. Ja czytałam najpierw książkę (milion razy), dopiero potem obejrzałam film i nie umiem wyobrazić sobie lepszego odtwórcy roli Lenniego. Ale Gary Sinise też niczego sobie.
Wracając jednak do książki, dla mnie to Steinbeck nr 1. Może właśnie dzięki tej niewielkiej objętości, w której i tak znalazło się tyle, że niektórzy i przez 1500 stron nie umieliby tego opisać.
Kusicie, kusicie:) Kiedyś przynajmniej było wiadomo, że jak autor dostanie Nobla, to prawie sto lat później jego książka dalej będzie chwytać czytelnika za gardło i nie puszczać.
Ja po Gronach gniewu, Na wschód od Edenu i Myszach i Ludziach wypożyczyłam Tortilla Flat, bo na Steinbecku jeszcze się nie zawiodłam. Prosty język, zwykła historia, a ile treści. A tu jeszcze w tak niewielkiej objętościowo książeczce.
Tortilla Flat ponoć się wyróżnia humorem:) Steinbeck jest Mistrzem, bez dwóch zdań.
Jak już pisałam pod odpowiednią notką u Guciamal- Steinbeck to mój „wielki nieprzeczytany”, wyobraźcie sobie, że kiedyś miałam wypożyczoną „Tortillę…” (tak, wyróżnia się humorem), ale nie skończyłam, bo coś tam losowo wypadło, odłożyłam książkę, potem był termin w bibliotece- oddałam. I żałuję.Ale nadrobię to kiedyś.Na pewno też przeczytam „Myszy i ludzie” i „Grona gniewu” (mam takie stare zółte zakurzone wydanie, znalazłąm niegdys w garażu u teściów)
Ja wracam po prawie 20 latach, nigdy nie jest za późno:)
Widzę, że podobnie, jak ja o tej książce – krótko. Nie wiem, jak Tobie, ale mnie jakoś zabrakło słów odpowiednich, a do tego niektóre jakby więzły w gardle … Bez dwóch zdań – Steinbeck to mistrz!
Wszystko się zgadza. Ja się nosiłem z tą książką od lipca i nie wiedziałem jak zacząć. Takich sto stron rzadko się zdarza.
A Pan Steinbeck! :) Czytałam ostatnio jego biografię w związku z pisanym artykułem do nowego „Archipelagu” i podobno tylko wyżej wymienione tytuły są w porządku i na poziomie – reszta podobno jest milczeniem. A same „Myszy i ludzie” – końcowa scena doprowadziła mnie do rzewnych łez. Mistrzostwo świata. Malutka proza a taki ładunek emocjonalny.
Pozdrawiam :)
No nie wymagajmy samych genialnych dzieł, mam nadzieję, że reszta nie jest tak zła, jak te kilka jest znakomitych:))
Ja na to noszenie się od lipca z książką to bardzo dobrze Ci wyszło :)
A dzięki:) Podstawa to karteczka z notatkami:)
Mogę się podpisać pod każdym słowem tej recenzji. Nie spodziewałam się, że ta Książeczka zrobi na mnie takie wrażenie. Przeleżała zapomniana od czasów młodości mojej mamy – szkoda, że tak długo leżała. Jakie szczęście, że Prószyński wznawia powieści Steinbecka. Filmu nie widziałam, ale nie widzę Malkovicha w roli Lenniego – chyba musze obejrzeć i sie przekonać jak wypadł w tej roli :)
Oboje musimy uwierzyć koleżankom, że Malkovich był świetny:) A co do wznowień, to już się cieszę na kolejne, choćby to już nie były rzeczy klasy Myszy i ludzi.
Zastanawiam się, czy Leninek potrafi czytać, bo tytuł na okładce mógłby wywołać u niego falę niezdrowych emocji. :)
Bardzo ciekawie o amerykańskich włóczęgach podróżujących bez pieniędzy, głównie pociągami, pisze Warakomska w „Drodze 66”. Zjawisko jest jak najbardziej aktualne, często są to ludzie, którzy zostają „hobo” z wyboru.
Mam w planach „Podróże z Charleyem: W poszukiwaniu Ameryki” Steinbecka, o jego podróżach po Stanach z psem w dziwnej ciężarówce.
I zastanawiam się, czy „Dziennik z Morza Corteza” jest datowany. :)
Leninek ma gryzonie na łące i w ogrodzie, nie musi się kontentować papierowymi myszami:)) O Dzienniku nic nie wiem, Charleya kiedyś zacząłem, ale jakoś bez entuzjazmu.
To niedobrze, że bez entuzjazmu. Czytałam niezbyt entuzjastyczną recenzję Monotemy, więc w sumie jestem przygotowana na to, że Charley raczej nie rzuci mnie na kolana, ale mimo wszystko zaryzykuję. Jako suplement do Warakomskiej może być ciekawy. :)
Lat miałem naście, więc nie przejmowałbym się własną opinią:))
Z tego co pamiętam Dziennik z morza Corteza nie jest datowany, ale głowy nie dam. Czytałam ze dwa lata temu. Recenzja na blogu.Czytałam z ciekawością, aczkolwiek nie jest to literatura porównywalna z w/wspominanymi dziełami.
~ Zacofany w lekturze
Ostatnio właśnie zastanawiałam się nad tym, czy przypadkiem wtedy nie miałam lepszego gustu niż teraz. :)
~ Guciamal
Może czytałaś dziennik zgodnie z datami, dzień po dniu, i dlatego lektura się wydłużyła. :) Ale piszesz, że dat brak, więc to jednak wątpliwe walory książki. :)
Ja tam miałem masę czasu, więc mogłem sobie czytać co dusza zapragnęła:) A teraz trzeba wybierać tylko najlepsze:P
Rzeczywiście, dni były wtedy jakby dłuższe i bardziej pojemne. :) A opasłe, wielotomowe powieści na porządku dziennym.
Oj tak:)) To se ne vrati :(
Jest szansa, że choć trochę se vrati na emeryturze. :) Ale to jeszcze kawał czasu.
Potworna masa czasu:(
Już jako siedmiolatka, brutalnie budzona rano do szkoły, dopytywałam się babci, kiedy przejdę na emeryturę, bo jej okropnie zazdrościłam, że może zostać w domu i sobie czytać. :)
Ech, lata mijają, a do emerytury wciąż daleko :P
Koniecznie muszę wrócić do Steinbecka.)
Gorąco popieram:)
Czytałam tę książkę jako lekturę w liceum i pamiętam, że strasznie zezłościło mnie zakończenie. Bo oni zasługiwali na szczęśliwe zakończenie, w każdym razie Lenny zasłużył.
Zasługiwali, ale w świecie George’a i Lenny’ego takich zakończeń nie ma, jak napisałem. No i z happy endem to już nie byłoby to.
Opis wskazuje, że fabuła nudnawa, a jednak jest coś w tym pomyśle, że aż chce się człowiek zapoznać. Na razie jednak wezmę się za „Grona gniewu”, które trzeba będzie oddać, a potem, mam nadzieję, zapoznam się z pozostałą częścią dorobku. Az strach, ilu jeszcze takich autorów jeszcze nawet nie nadgryzłam…
Jaka tam nudnawa?? Wolno płynąca chwilami co najwyżej:P
No nie czytałam. ale pocieszam się, że skoro Ty sięgnąłes po nią dopiero teraz, to może moje zacofanie nei jest tak wielkie:).
Bo to moje zacofanie jest największe i proszę mi się tu nie podszywać :P
Jakie tam największePPP. W dodatku nowe wydania czytasz:).
Ale nazwa nei będe się posługiwać, bo jeszcze mi jakiś adwokat na plecy wsiądzie:).
Stare wydania też mam:P Adwokat Ci raczej nie grozi, ewentualnie wypłacanie mi odszkodowania w postaci bonów do jakiejś dobrej księgarni:)
Ogromnie lubię Twoje recenzje, chociaż rzadko się odzywam.
Może to wstyd ale Steinbecka nic jeszcze nie czytałam. Widzę, że Prószynski wydaje jego ksiązki w bardzo ładnej oprawie graficznej. Chociaż to nie jest aż tak istotne jak tresć, to kusi. I cieszy, bo jednak tych WIELKICH autorów jest ciągle na rynku niedosyt (chodzi mi o wznowienia). Pozdrawiam
Dzięki za miłe słowa:) Chyba dotąd nikt nie wydał całego Steinbecka w jednej serii, mam nadzieję, że Prószyński wytrwa:) A wznowień klasyków nigdy za dużo, marzy mi się nowa edycja całego Zoli – ale to by się raczej nie sprzedało:(
Ja czekam na wznowienie książek Hermana Hesse. Niestety nikomu się nie kwapi. Zbieram serię z PIW, ale niektóre tytuły na allegro nawet sięgają 60-90 zl. Masakra. A myslę, że wiele osób czeka na klasyków, tyle że to niewielki procent pewnie, więc i sprzedaż byłaby nikła.
PIW Hessego raczej nie wznowi, a jeśli ma prawa do tłumaczeń, to stan prawny zablokował nowe wydania, może nawet na lata.
Ale ładnie napisałeś o tej książce. Się wzruszyłam (i bez podśmiechiwania mi tu, autentycznie, bo sobie treść książki przypomniałam). Film znakomity, Kasia prawdę rzecze, TRZEBA obejrzeć, wcześniej, później, nieważne, trzeba.
Dzięki. A co do filmu – to kiedy? Kiedy?
No wiem, wiem. Kiedyś. :)
To na pewno :P
Zima idzie, więc biało? A Leninek podpadł???
To eksperymentowanie z szablonami wygląda ostatnio na jakąś plagę:P
Jak to, Leninek podpadł? Tkwi sobie w swoim narożniku u góry przecież:)) Jesienią drzewa zrzucają liście, a blogi stare szablony:P
We wtyczce facebookowej to się nie liczy. Wcześniej to on był tu panisko, a teraz? Widać za dużo myszy jesienią do domu wpuścił, ani chybi:P
E tam, jeszcze w poprzednim wcieleniu bloga dostał eksmisję z nagłówka:))
Niech ci będzie – Ty tu w końcu rządzisz:)
Ale całość jakby okulistycznie bardziej przyjazna – mogę czytać i bez komputerowych sztuczek:) W kategorii „blog przyjazny ślepcom” wysuwasz się na prowadzenie!
Jak miło:) Doczytałem się też dziś, że wpisałem się w najmodniejszy w tym sezonie ponoć minimalizm blogowy:))
Tak, też o tym czytałam. W ten to sposób, z racji komputerowego dyletanctwa, w nieoczekiwany sposób także znalazłam się w awangardzie:)
Przypadek odgrywa wielką rolę w tworzeniu trendów i podążaniu za nimi :PP
Tekst z 2003 roku, więc trzeba mu wybaczyć :
Ta krótka, niespełna 150 stronicowa (przynajmniej w wydaniu, które posiadałem) książeczka autora „Gron gniewu”, zawiera w sobie spory ładunek emocji. Rzecz dzieje się w USA I poł. XX wieku. Jest to historia dwóch najemnych robotników, których los złączył ze sobą i którzy razem poszukują pracy. Jeden z nich, człowiek o olbrzymich muskułach, ale „o bardzo małym rozumku” ciągle wpędza swojego „opiekuna” i siebie w tarapaty. Tak też się dzieje, gdy przybywają na kolejną farmę, na której rozgrywa się opowieść. Żeby nie spoilerować powiem tylko, że jest to pisana specyficznym językiem (bohaterami są ludzie prości), historia o przyjaźni, o marzeniach, o tym, że czasem by być szczęśliwym człowiek potrzebuje myszy do pogłaskania (jakkolwiek głupio by to brzmiało). Historia, która nie ma happy endu i kończy się wielką, wyciskającą łzy (u mnie oczy niebiezpiecznie się spociły) tragedią.
A na dokładkę – TUTAJ :)
PS. Nie ma to jak autopromocja, na cudzym, minimalistycznym blogu :D
Bazylu, czytałem, czytałem. Mnie przez klawiaturę nie przeszło, że miałem oczy w mokrym miejscu. W kwestii autopromocji się zupełnie nie krępuj :D