Od kiedyś przez wtedy do teraz i wstecz (Marcin Szczygielski, „Arka czasu”)

Arka czasu

KIEDYŚ Rafał mieszkał z rodzicami na Saskiej Kępie.

KIEDYŚ Rafał będzie wynalazcą: stworzy jadalną trawę, lekarstwo na starość albo składane skrzydła.

KIEDYŚ nie było wojny ani Dzielnicy, w której Rafał mieszka z Dziadkiem.

KIEDYŚ podobno wcale nie miało większego znaczenia, jakiego kto był pochodzenia, tylko liczyło się to, jakim jest człowiekiem. Każdy mieszkał, gdzie chciał, bez względu na to, jakie miał nazwisko, w co wierzył i jaki miał kolor skóry, włosów czy oczu.

Ale TERAZ to wszystko ma znaczenie,

przynajmniej dla złych Morloków, którzy ciemiężą dobrych Elojów, jak w „Wehikule czasu” Herberta George’a Wellsa. Rafał przeczytał tę książkę, chociaż ma dopiero osiem lat. Czytanie zastępuje mu szkołę, kontakty z rówieśnikami, widok drzew, których w Dzielnicy prawie nie ma. Książki pozwalają mu marzyć, snuć plany na KIEDYŚ i w myślach podróżować „od kiedyś przez wtedy do teraz i wstecz”.
Wielkim przeżyciem dla chłopca jest opuszczenie Dzielnicy; dziadek uznał, że za jej murami Rafał będzie bezpieczniejszy. Splot okoliczności sprawia jednak, że Rafał z opiekunką, Stellą, nie dotrze do umówionego celu; będzie musiał ukrywać się na własną rękę. Na szczęście spotka przyjaciół, którzy pomogą mu przetrwać w nowym otoczeniu, przeżyje też niewiarygodną przygodę rodem z powieści Wellsa.
Takie wydanie powieści H.G. Wellsa czytał Rafał.

Książka Marcina Szczygielskiego tchnie autentyzmem.

Razem z Rafałem chodzimy ulicami warszawskiego getta, poznając ich nazwy, a nawet sklepy i warsztaty mijane po drodze. Pojawiają się informacje o warunkach życia: głodzie, chorobach i śmierci, brakach opału, kontrastach społecznych, które symbolizują żebracy siedzący pod luksusowymi restauracjami, szmuglowaniu żywności, szmalcownikach, wreszcie o tzw. Wielkiej Akcji, po której getto niemal się wyludniło. Jest też mowa o postawach Polaków wobec Żydów: o pomocy bezinteresownej i za pieniądze, ale również o ich szantażowaniu i wyłapywaniu. To wszystko jednak wplecione jest w historię Rafała; obserwujemy świat jego oczami – oczami przedwcześnie dojrzałego i boleśnie doświadczonego, ale jednak dziecka. Obraz przeszłości jest więc dopasowany do dziecięcego odbiorcy, który być może nie wszystkie szczegóły zauważy czy zrozumie, ale na pewno odczuje atmosferę lat okupacji, tak przecież różną od wszystkiego, co znają dzisiejsi rówieśnicy Rafała. Autor w zakończeniu powieści podkreśla, że opierał się na faktach; wymienia kilka książek, w tym Pamiętnik Janusza Korczaka. Część scen powieści mogły też zainspirować wstrząsające wiersze z tomu Dzieci getta Stefanii Ney. Najważniejsze było jednak wspomnienie znajomej pisarza, w powieści zwanej Stellą. To ona wraz ze swą przyjaciółką Sonią pomogła wydostać się z getta chłopcu, który stał się pierwowzorem Rafała. Mam wrażenie, że wiem, kim naprawdę były Stella i Sonia i od kogo Marcin Szczygielski usłyszał historię, która stała się podstawą „Arki czasu” (czyżby to był kolejny przykład upodobania pisarza do powieści z kluczem?).

Ważne miejsce w książce odgrywa wątek fantastyczny,

inspirowany powieścią Wellsa, która mocno wpłynęła na wyobraźnię Rafała: Znalezienie wehikułu czasu pozwoliło chłopcu nie tylko ocalić życie, ale i odwiedzić nasze czasy. O dziwo, mimo iż bohater nie wiedział, co to blog czy hot dog, nie wzbudził podejrzliwości swojej rówieśniczki z XXI wieku – był po prostu trochę zagubionym, wychudzonym chłopcem w niemodnym ubraniu i z awangardową fryzurą, pamiątką po nieudanych próbach zmiany jego semickiego wyglądu przed ucieczką z getta. I tylko w głęboko poruszającej scenie, gdy Rafał chce ocalić poniewierany chleb, autor pokazał, że głodnego chłopca z roku 1942 i sytych czytelników z roku 2013 jednak coś różni.
Daniel de Latour stworzył ilustracje idealnie oddające atmosferę książki (więcej ilustracji tu).
„Arka czasu” nawiązuje również, szczególnie w drugiej części, do powieści Juliusza Verne’a, które zresztą czytywał też Rafał. Bohater i dwójka jego dziecięcych przyjaciół, również uciekinierów z getta, muszą wysilać cały swój spryt, by przetrwać w nieprzyjaznym otoczeniu – niczym rozbitkowie na bezludnej wyspie. I faktycznie są rozbitkami, bez rodzin i domów, tyle że wyspa nie jest bezludna i to ludzie, a nie dzikie zwierzęta, są dla nich największym zagrożeniem. Z każdym dniem mali Robinsonowie nabierają nowych doświadczeń, uczą się sztuki życia, ale też – co bardzo ważne – nie zatracają swojego człowieczeństwa, mają nawet coś w rodzaju honorowego kodeksu: podkradają warzywa z działek, ale nigdy nie zabierają wszystkich plonów i starają się jakoś odpracować to, co wzięli: pieląc, podlewając, wykonując drobne prace. Nie tracą też nadziei na ocalenie, na spotkanie z bliskimi, na powrót do szczęśliwych czasów; symbolem tych nadziei jest budowana przez nich „arka”.

Dla mojego pokolenia książki o wojnie i okupacji były czymś zwyczajnym:

„Czterej pancerni”, „Kaktusy z Zielonej ulicy” i inne książki Wiktora Zawady, cykl o Jarku i Marku Cezarego Leżeńskiego, „Dzieci Warszawy” Marii Zarębińskiej, „Mali bohaterowie” Zofii Lorentz, „Tarnina” Jerzego Szczygła – można długo wymieniać. Cała ta literatura po 1989 roku poszła do lamusa; zmieniły się zainteresowania wydawców, autorów i czytelników, nastąpiło zachłyśnięcie nowymi, barwniejszymi światami, może też pojawił się lęk, że te powieści są przestarzałe i niepoprawne historycznie, pisane na polityczne zamówienie (a pewnie niektóre z nich takie były). Od niedawna jednak widać nawrót do pisania o niełatwych czasach i przeżyciach wojennych (recenzowałem kilka z nich: „Asiunię” Joanny Papuzińskiej, „Zaklęcie na w” Michała Rusinka, „Pamiętnik Blumki” Iwony Chmielewskiej, „Jest taka historia” Beaty Ostrowickiej). „Arka czasu” bez wątpienia zajmie poczesne miejsce wśród tej nowej generacji książek o bolesnych wydarzeniach z przeszłości – zdecydowanie na to zasługuje dzięki połączeniu autentyzmu z wyobraźnią, swobodzie poruszania się między gatunkami i nienachalnemu przekazowi.

Bardzo dobrze, że zaczęło się nadrabianie dwóch dziesięcioleci zaległości.

Ma ogromne znaczenie, by najmłodsi czytelnicy poznawali przeszłość. Jak napisał bowiem Marcin Szczygielski:

Przyszłość wynika z przeszłości. Jeśli pamięta się o tym, co było – zarówno o dobrych, jak i o złych rzeczach, które się wydarzyły – można kształtować przyszłość tak, aby była lepsza od przeszłości. […] Dlatego trzeba pamiętać. Pamięć pozwala nam wystrzegać się raz już popełnionych błędów, a powtarzać to, co już raz się udało.

PS. O „Arce czasu” można też przeczytać u Kasi Sawickiej.

Marcin Szczygielski, Arka czasu, czyli wielka ucieczka Rafała od kiedyś przez wtedy do teraz i wstecz, ilustr. Daniel de Latour, Stentor 2013.

Podobne pozycje:

Ostatnie piętro

Irena Landau

(Odwiedzono 24 624 razy, 78 razy dziś)

46 komentarzy do “Od kiedyś przez wtedy do teraz i wstecz (Marcin Szczygielski, „Arka czasu”)”

  1. Hm.. Niestety, nie pamiętam z dzieciństwa/okresu dojrzewania książek o okupacji w ogóle. Pamiętam, że szukałam na oślep i na przykład trafiłam, bo akurat dziadek się zainteresował, na „Rok 1945. Koniec” Kirsta, gdy jeszcze nie rozróżniałam literatury faktu od powieści historycznej. Szczerze mówiąc brakowało mi właśnie takich pozycji jak „Arka..”, a dziadek opowiadał jedynie strzępy, bo podczas okupacji sam był dzieckiem i pamiętał raczej niewiele. Gdyby nie Ty nie poznałabym nawet „Małych bohaterów”. Ba, nie wiedziałam, że są w ogóle takie książki. Dlatego tak, masz rację, dobrze, że teraz wychodzi coraz więcej takich pozycji.

    Ps. Naprawdę, muszę się zacząć uczyć od Ciebie. Po prostu piszesz świetnie!

    Odpowiedz
    • Nie wypominam Ci wieku, ale Ty już należysz do tego pokolenia, które miało biblioteki i księgarni wyczyszczone z książek o tej tematyce. Ja znajdowałem coś takiego co krok, fakt, że mnie to interesowało i czytałem też rzeczy zdecydowanie nieodpowiednie do wieku (Wspomnienia więźniów Pawiaka czy rozmaite wspomnienia oświęcimskie pod koniec podstawówki). Ty i ja mieliśmy jeszcze dziadków i starszych krewnych, którzy wojnę pamiętali, więc zawsze coś można było usłyszeć – dziś już dzieciaki nie mają na to większych szans.
      PS. Dzięki.

      Odpowiedz
    • Pewnie masz rację odnośnie tego wyczyszczenia z książek o tej tematyce. Miałam też inny problem, z którym spotyka się Rafał – traktowano mnie w bibliotece jak małe dziecko, podczas gdy ja od mniej więcej ósmego roku życia podczytywałam książki dziadka i to, co proponowała mi pani bibliotekarka było dla mnie za dziecinne. Więc też mogę powiedzieć, że nie czytałam specjalnie adekwatnych lektur do wieku. W mojej rodzinie do tej pory wszyscy sobie opowiadają, jak wróciłam kiedyś oburzona ze szkoły, że się wypisałam z biblioteki bo pani mi podsuwa same książki dla dzieci! Miałam dziewięć lat ;-) Potem już po prostu wypożyczałam na konto dziadka książki dla dorosłych – niby, że dla dziadka. Ale tak jak napisałam – to było na oślep. Nikt nie podał mi listy lektur, nie pokierował, nie wskazał autorów. No a dziś tak, dziś dzieciaki potrzebują takiego właśnie przekazu jak dobra literatura. I dobrze, że powoli wybór robi się coraz większy.

      Odpowiedz
    • Kasia: Nie znoszę bibliotek z zamkniętym dostępem do półek, też w wieku ośmiu lat trafiłem do biblioteki publicznej i nikt się nie wtrącał w to, co wypożyczam. Brałem z regału, co mi się akurat podobało. Listy lektur też mi nikt nie podawał, pamiętam, że wspomagałem się spisanymi lektur obowiązkowych i uzupełniających drukowanych na okładkach podręczników do polskiego.
      Dobrze, że dobrej literatury dla dzieci jest coraz więcej, szkoda tylko, że np. jest ona w ogóle nieobecna w bibliotece szkolnej u Starszej, a w publicznej w ograniczonym wyborze. Ale to i owo można znaleźć. Problem tylko z przekonaniem dzieci, żeby chciały poczytać to, co wartościowe.

      Odpowiedz
    • Też nie znoszę takich bibliotek.
      Co do braków w bibliotece to nauczona doświadczeniem wiem, że paniom z biblioteki warto zwracać uwagę na to, czego brakuje. U mnie w miejskiej słuchają uwag czytelników, zapisują tytuły i w miarę możliwości budżetowych kupują.

      Odpowiedz
    • Fakt, problem z budżetem jest spory, ale czasami można zasugerować też tańsze miejsca. „Arkę..” udało mi się kupić za 19 zł, choć widziałam, że w innych miejscach jest znacznie droższa. Wiadomo, że trudno jest utrzymać równowagę między zapotrzebowaniem, a cenami, a możliwościami budżetowymi.. Dlatego chętnie co mogę to oddaję do biblioteki. Inna sprawa, że tam panie tego też już nie chcą, bo miejsca jest mało. I tak źle i tak niedobrze ;)

      Odpowiedz
    • Kiedyś myślałam, że te wszystkie nowsze książki dla dzieci, młodzieży powinny mieć wzięcie. Jakie było moje zdziwienie, gdy w bibliotece pojawiła się najnowsza powieść Joanny Olech i gdy się po nią pojawiłam to byłam pierwszą osobą wypożyczającą. Z tego co zaobserwowałam częściej ja byłam w dziale dla dzieci i młodzieży niż prawdziwa młodzież ;( Ma to swoje plusy – przestałam mieć wyrzuty sumienia, że wchodzę do tego działu. Bo wcześniej miałam idealistyczne wyobrażenie, że odbieram młodzieży szansę na przeczytanie jakiejś książki, bo jest tylko jeden egzemplarz. Ale cóż, nie kompensuje to tego wielkiego minusa..

      Odpowiedz
    • Mam wrażenie, że spora część tej najnowszej literatury dziecięco-młodzieżowej to są wydarzenia wyłącznie blogowe i nikt poza tym tego nie zna, niestety. Nigdy nie miałem wyrzutów z powodu czyszczenia działu młodzieżowego, a teraz to już w ogóle, zawsze mogę powiedzieć, że to dla dzieci :P

      Odpowiedz
    • Iii tam. Czarnowidzicie. Widziałem rozpacz młodego czytelnika, bo kolejny tom cyklu był w wypożyczeniu. Odbierałem telefon od ojca, przez którego syn pytał o dostępność innego cyklu. Czyta się, czyta :D

      Odpowiedz
    • Nie czarnowidzicie. Owszem jestem poddawany wyrafinowanym naciskom, żeby nabyć najnowszy tom Kosika, ale tych wszystkich innych świetnych książek dla dzieci wychwalanych na blogach jakoś nie widzę w swojej bibliotece. I widzę, co stoi na hipermarketowych półkach z książkami. Książka dla dzieci za 40 zł zawsze przegra z ohydą za 9,99, niestety.

      Odpowiedz
    • No, niestety. Ja ostatnio widziałem marność dziecięcych biblioteczek podczas akcji przynoszenia ulubionej książeczki do zerówki. Tymi kolorami, które dzięki niej zebrano w jednym miejscu można by obdzielić ze dwie galaktyki :P

      Odpowiedz
  2. Jestem pod wrażeniem wszechstronności Szczygielskiego.
    Mówienie o historii – na pewno, ale warto brać pod uwagę wrażliwość, odporność psychiczną konkretnego dziecka, a bywa tak, że nie ma wiele wspólnego z wiekiem. Kilka lat temu zwiedzałam z klasą Muzeum Martyrologii „Pod Zegarem”, lubelską siedzibę gestapo, i jedna z dziewczynek straciła przytomność. Kilka tygodni temu na Majdanku pani przewodniczka mówiła, że takie sytuacje zdarzają się często – sama z góry o tym uprzedziła, prosząc, żeby natychmiast zgłaszać problem. Zaznaczam, że mówimy o osobach szesnastoletnich. Tak jak napisałeś, my jesteśmy bardziej oswojeni z wojną, dla dzieci i gimnazjalistów to coś zupełnie innego. Horrory i gry komputerowe to zupełnie inna bajka, fizyczne dotknięcie okrucieństwa naprawdę robi na dzieciach wrażenie. Jestem przekonana, że Szczygielski mówi o tym wszystkim z taktem i wyczuciem. Mimo to mam wrażenie, że to jest książka do wspólnej lektury z dorosłym, połączonej z rozmową. Nie wydaje mi się, żeby dobrym pomysłem było zostawianie siedmio-, ośmiolatka z tym tematem sam na sam.
    Myślę, że Gollum w filmowej adaptacji „Władcy Pierścieni” mógł być inspirowany tą okładką książki Wellsa.

    Odpowiedz
    • Wojna i Holokaust, obozy – to nawet u dorosłych wywołuje skrajne odczucia, wiele osób deklarowało choćby w komentarzach tutaj, że takich lektur unikają.
      Jestem pełen podziwu dla Marcina Szczygielskiego, bo bardzo trudny temat ujął w sposób idealnie dostosowany do czytelników 9-, 10-letnich (raczej nie dla 6-, 7-latków, Starsza ma 8 lat i jej bym „Arkę dał do czytania), bez drastyczności, bez dosłowności, ale bez fałszowania. Dziecko pewnie skupi się na Rafale i jego przejściach, natomiast na pewno wiele kwestii będzie wymagać wyjaśnień dorosłych. Czytanie razem byłoby ideałem, ale myślę, że starsze dzieci dadzą radę ze wsparciem „zdalnym”, z rodzicem gdzieś w pobliżu. Wszystko, oczywiście, faktycznie zależy od osobistej wrażliwości dziecka i od zasobu jego wiedzy o świecie, na pewno będzie łatwiej dzieciom wychowanym nie tylko na dobranockach, takim, które już spotkały się z pojęciem wojny, śmierci itp.

      Odpowiedz
    • U mnie skrajność tych uczuć ostatnio się zaostrza, co nie przestaje mnie dziwić – wydawać by się mogło, że im człowiek straszy, tym powinien mieć większy dystans, ale u mnie to jakoś zupełnie nie działa.
      Dobrze, że takie mądre, wyważone książki powstają, szkoda tylko, że mało kto o nich wie.

      Odpowiedz
    • Mam nadzieję, że w tym wypadku jednak wieści o książce rozniosą się szeroko. Nie wiem, czy życzyć Marcinowi Szczygielskiemu miejsca na liście lektur, czy jednak niekoniecznie, bo już widzę to piłowanie książki na lekcjach polskiego :(

      Odpowiedz
    • Starszy jest jednak zbyt infantylny na taką lekturę. Wspólnie też będzie trudno, bo na nasłuchu jest Młodszy, a to już nie ta kategoria wiekowa.

      Odpowiedz
    • Mam nadzieję, że w ciągu tego roku ściągniemy „Arkę …” do biblio, bo podczas ostatniego zakupu w dwóch hurtowniach nie była dostępna. Przypadek?

      Odpowiedz
  3. zauważyłam,że już kolejny raz sięga pan po tego autora,czy mógłby pan powiedzieć,co sprawia,że tak chętnie pan do niego wraca?

    Odpowiedz
  4. ja go nie znam, nic tego autora nie czytałam,wypisałam sobie za to dwa tytuły i spróbuję przeczytać,tytuł”wehikuł czasu”kojarzy mi się tylko z powieścią george’a wellsa.

    Odpowiedz
  5. Dziś przeczytałam „Arkę czasu” i jestem pod wrażeniem. Ale spodziewała się tego, w końcu napisał to Marcin Szczygielski! Mój 10 -latek rozprawił się z tą książką w jeden wieczór i poranek. Dziś wstał o 7:00 i dokończył (niedziela). Czytał wieczorem z wypiekami na twarzy. Dziś chodził za mną i pytał kiedy ja ją przeczytam. A zatem przeczytałam. :-) Zgodnie doszliśmy do wniosku, że powinna być na liście lektur. O! pozdrawiam!

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.