W ostatnim tomie cyklu Klaudyna faktycznie odchodzi. Na drugi plan. Zepchnięta tam przez osóbkę, której nigdy nie podejrzewalibyśmy o to, że mogłaby przyćmić dynamiczną i niekonwencjonalną żonę Renauda. A jednak wola Colette wysunęła na czoło Annie, niepewną siebie, całkowicie uległą woli męża, który wychowywał ją sobie od wczesnej młodości i który po ślubie decyduje o wszystkim. Gdy wyjeżdża w interesach w zamorską podróż, zostawia żonie dokładny spis czynności, które pod jego nieobecność musi wykonać, listę wizyt, które musi złożyć, a nawet wskazówki co do stroju, jaki obowiązywać ma ją w konkretnych sytuacjach towarzyskich. Nie ceni wysoko Klaudyny i Renauda, więc ostrzega małżonkę przed zacieśnianiem kontaktów z tą parą.
Uwolniona od mężowskiej kurateli Annie zaczyna sobie powoli uświadamiać, że dała się zepchnąć do roli niewolnicy, bezwolnej i pozbawionej prawa głosu. Sporą rolę odgrywa w tym procesie emancypacji podziw dla Klaudyny – wyzwolonej, śmiałej, pięknej, a przede wszystkim tak żarliwie kochanej i tak namiętnie kochającej. Przyrównując własne szczęście małżeńskie do uczucia Klaudyny i Renauda, Annie dochodzi do wniosków tyleż rewolucyjnych, ile bolesnych. Idealizowany mąż okazuje się nudziarzem i tyranem, odmawiającym żonie nawet upragnionego pieska. „W jego sercu tkwi snobizm, a w pupie pręt od firanek” – z właściwą sobie bezpośredniością podsumowuje Klaudyna. Niewinna w gruncie rzeczy Annie obserwuje światowe zepsucie reprezentowane przez własną szwagierkę i jej znajome, czuje się coraz swobodniej i coraz trudniej godzi się z myślą, iż już wkrótce będzie musiała wrócić do swojej klatki, szczególnie że na świetlanym portrecie małżonka pojawia się brzydka rysa.
Decyzja o zmianie głównej bohaterki, ukryta przewrotnie pod tytułem sugerującym coś zupełnie innego, mogła się okazać porażką. Wyszła jednak książce na dobre. Zamiast znowu plątać losy Klaudyny, Colette usunęła ją w cień. Postać Annie, chociaż może nieco schematyczna, nazbyt szybko przechodząca od stanu bezwolnej lalki do kobiety wyzwolonej, ma w sobie wiele uroku. Z przyjemnością obserwujemy jej przemianę, zrywanie kolejnych ogniw krępującego ją łańcucha, coraz śmielsze uwagi i coraz większy krytycyzm wobec zakłamanego otoczenia. Klaudyna – która dojrzała i poukładała sobie wreszcie życiowe priorytety – występuje jako katalizator emancypacji Annie, życzliwa przyjaciółka, a nawet obiekt fascynacji. Styl wciąż lekki, pełen humoru, postacie traktowane z lekką ironią, bystre obserwacje (kolejny wyborny portrecik zwierzęcy – tym razem kotkę Fanszetkę zastąpił buldożek Toby) – wszystko składa się na powieść wysokiej klasy i znakomite zamknięcie całego cyklu. Moje uwielbienie dla Colette będę teraz testował na innych powieściach, licząc na to, że nie tylko znajdę w nich wszystko, co tak lubię, ale i wiele nowego.
Colette, Klaudyna odchodzi, tłum. Krystyna Dolatowska, W.A.B. 2011.
Za przesłanie książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 336 razy, 4 razy dziś)
Ja też się zakopałem w starociach, acz trochę innego rodzaju :) Do Colette natomiast w ogóle mnie nie ciągnie. Chociaż ja dziwny jestem, to mi się może odwidzieć :P
Zdradź w czym utknąłeś w takim razie. A Colette kup żonie na Gwiazdkę:)
W „Trylogii złodziejskiej” Piaseckiego :) Eee, „Taniec ze smokami”, to Jej marzenie.
Piasecki zacny:) Taniec ze smokami to gwiazdkowe marzenie wszystkich, ale przecież nie poprzestaniesz chyba na jednej książce:) Znaczy Mikołaj nie poprzestanie, może się bogaty trafi:P
Poprzestanie, poprzestanie. Mikołaj+urodziny Starszego+urodziny koleżanek i kolegów Starszego+Gwiazdka = brak prezentów dla starych :P
No cóż, może Dzień Kobiet wypada w mniej prezentowo oblężonym terminie.
Na Dzień Kobiet planuję zakup GPS-a :P A co do książek – przestaliśmy kupować, bo biblioteka dobrze sobie radzi z zakupem nowości, a mnie coraz bardziej ciągnie do starego :)
Mam nadzieję, że ciągnie Cię do starych książek, a nie do pań bibliotekarek w wieku przedemerytalnym?:P GPS to rozumiem po to, żeby Cię żona z latarką po górach nie musiała szukać?:D
Książek, książek :D A nad GPS-em się zastanawiam, bo nie zawsze mapa prawdę ci powie, o czym już kilkukrotnie się przekonałem :)
A GPSy to nie na podstawie tych samych map kierują?:P
No właśnie – to szybkie przeistaczanie się kobiet z niewolnic w świadome wszystkiego bohaterki jest zastanawiające, prawda? W życiu tak nie ma, niestety.
Coraz częściej zerkam w stronę Klaudyny, ale nie zacznę nowego cyklu, o nie! Najpierw muszę dokończyć te porozpoczynane.
To jest właściwie jedyna mielizna tej książki, ale mnie ta refleksja dopadła już po przeczytaniu, więc nic mi nie mąciło niekłamanej przyjemności:) A Klaudynka sobie poczeka w Twoim wypadku, oj poczeka:)
Znaczy, na mapie jest ok, tylko nie zawsze MI prawdę powie. Po prostu tak się znam na mapach :D:D
Bazyk, to tak jak ja, zawsze sobie muszę mapę w kierunku jazdy ustawić:P
Lektura tej książki jest już za mną, szkoda, że saga o Klaudynie to tylko 4 tomy :(
Pasjami lubię Twoje recenzje kolejnych części „Klaudyny” i boleję nad tym, że to już ostatnia. :( Bardzo Ci jestem wdzięczna za zmotywowanie do wrzucenia „Cheriego” do wakacyjnego bagażu, był hitem tego lata!
Ciekawa jestem, czy ktoś pokusił się o dopisanie ciągu dalszego, bo sama Colette chyba poprzestała na czterech tomach, prawda?
@Domi: ja zamierzam zgłębiać pozostałe utwory Colette, na szczęście ukazało się ich po polsku jeszcze kilka:)
@Lirael: Dzięki:) Pasjami lubię pisać o książkach Colette, bo entuzjazm mnie unosi. Na pewno nie poprzestanę na cyklu o Klaudynie, zapasy są już zrobione i czekają. Co do kontynuacji: to PIW wydał „Dom Klaudyny”, ale to zbiór na poły autobiograficznych opowiadań, nikt chyba nie podniósł świętokradczej ręki, żeby pisać kontynuację:P
Jak Klaudyna to akurat żonie. Co za stereotypowe myślenie. A może żona na Gwiazdkę wolałaby jakiś kryminał albo horror ;D
Ja tej pani, znaczy Klaudynie, podziękuję jakoś nie moje klimaty. :)
Myślę, że w dziedzinie literatury akurat stereotypowego myślenia nie można mi zarzucić:P
Ciekawe, czy „Dom Klaudyny” ukaże się też w nowej serii jako dodatek do cyklu.
Nie udało mi się dotrzeć do żadnej informacji o sequelu, więc miejmy nadzieję, że nikt nie targnął się na Klaudynę. :)
@Lirael: z tego co wiem, wydawnictwo nie uznało Domu za część cyklu, więc go nie wznowi.
Dla mnie za mało było w tym ostatnim tomie Klaudyny. Tak, wiem że odchodzi… Ale pozostawiło to we mnie duży niedosyt.
Lepiej mieć niedosyt niż przesyt, a tak – można wrócić do poprzednich części, można czytać inne utwory Colette.