Dla Ann Kirschner historia rodziny zaczynała się w 1946 roku, gdy jej matka, polska Żydówka Sala Garncarz, przypłynęła do Stanów Zjednoczonych ze swym świeżo poślubionym mężem. O tym, co działo się wcześniej, Sala nie chciała mówić. Dopiero po wielu latach, na kilka dni przed poważną operacją, przekazała córce pudełko pełne listów i fotografii. Te pieczołowicie przechowywane pamiątki pozwoliły Ann wejść do świata, którego nie znała i o którym jej matka przez dziesięciolecia nie chciała wspominać.
Brzmi to jak wstęp do banalnego romansu, ale jest jak najbardziej poważną historią o odtwarzaniu świata polskich ortodoksyjnych Żydów, który przestał istnieć wraz z zagładą jego mieszkańców. Sala Garncarz pochodziła z rodziny pobożnych, biednych Żydów z Sosnowca. Z całego licznego rodzeństwa ona przejawiała największą ciekawość świata, jej najtrudniej było usiedzieć w miejscu. Po wybuchu wojny Sosnowiec włączony został do Rzeszy, a tamtejsi Żydzi, poddani restrykcyjnemu prawu, mieli stać się niewolniczą siłą roboczą w obozach Organizacji Schmelt, pracować w fabrykach i na budowach.
W październiku 1940 roku przyszło wezwanie, nakazujące starszej siostrze Sali, Róży, zgłosić się do obozu pracy w Geppersdorfie (dziś Rzędziwojowice). Sala postanowiła pojechać tam zamiast Róży, która, jej zdaniem, była zbyt wątła, by dać sobie radę. Teoretycznie miała przebywać poza domem sześć tygodni, pozostała w obozach do końca wojny, co – paradoksalnie – być może uratowało jej życie. Wiedziona, jak to nazwała jej córka, „instynktem archiwistki” od początku starannie zbierała listy z domu i od przyjaciółek, liściki wymieniane w obozie, urodzinowe laurki, zdjęcia; skrzętnie ukrywane przed rewizjami stały się podstawą do rekonstrukcji losów Sali i jej rodziny, wymownym świadectwem czasów Zagłady.
Korespondencja nawiązana została dość szybko, chociaż z powodu obozowych ograniczeń pozostawała raczej jednostronna. Sala mogła pisać rzadko i zdawkowo opisywać swoje życie. Rodzice i siostry nie bardzo mogli sobie na tej podstawie wyobrazić obozową rzeczywistość: ciężką pracę, szykany, marne wyżywienie, kiepskie warunki mieszkaniowe, chociaż współczuli Sali oderwania od najbliższych i mocno za nią tęsknili. Listy z domu wypełniały drobne detale życia codziennego, ale też upomnienia Róży, by młodsza siostra pamiętała o wpojonych jej zasadach religijnych i moralnych. Wsparciem dla Sali w nowych warunkach była energiczna, starsza przyjaciółka Ala Gertner (stracona w 1945 roku w Auschwitz za pomoc w przygotowaniu buntu Sonderkommando), której w korespondencji poświęcano wiele miejsca. Obie strony zdawały sobie sprawę z wartości listownych więzów: „Czy wiesz, dlaczego tak dużo piszę? – pytała Róża. – Bo dopóki czytasz, dopóty jesteśmy razem”.
W 1942 roku, wraz z pogarszaniem się warunków w sosnowieckim getcie, zmienił się ton listów do Sali. Nagle wiele spraw opisywano półsłówkami, ale wszystko wskazywało na to, że rodzina głoduje, a marny obozowy wikt stał się rzeczą godną zazdrości: „Po wielekroć dziękujemy Bogu, że co by się nie działo, nie musisz się martwić o jedzenie, a to wiele znaczy. […] Szczególnie dobrze nie wyglądamy, bo niby jakim sposobem?” Kilka dni później Róża jeszcze dobitniej wyraziła, jak wygląda sytuacja w Sosnowcu: „jesteśmy przeszczęśliwi, że nie ma Cię dziś z nami”. W getcie wszyscy drżeli przed wywózkami (określanymi w listach mianem „wesela”), a jedynym sposobem zabezpieczenia się przed nimi było zdobycie dobrej pracy.
Listy z domu urwały się po 12 sierpnia 1942 roku, kiedy zlikwidowano getto w Sosnowcu.
Opowieść Ann Kirschner jest przejmująca dzięki wykorzystaniu pamiątek matki. Czytamy listy, przeplatane rzeczowym komentarzem autorki, uściślającym i wyjaśniającym wiadomości z korespondencji. Ponieważ nie zachowały się listy Sali, jej dzieje są słabiej zarysowane niż historia rodziny pozostawionej w Sosnowcu; jej przejścia wydają się mniej dramatyczne niż los reszty Garncarzy. Dopiero w drugiej połowie opowieści Sala wraca na pierwszy plan, kiedy próbuje poznać losy swoich sióstr i rodziców, nawiązać pozrywane kontakty, a wreszcie, już po wojnie, ułożyć sobie na nowo życie. Niewiele wspomnień ocalonych z Holokaustu jest tak bogato udokumentowanych; Sali udało się zachować listy ponad 80 nadawców. Materiały te można oglądać na stronie internetowej: http://web-static.nypl.org/exhibitions/sala/index.html wraz z dokładnymi objaśnieniami.
Ann Kirschner, Listy z pudełka. Sekret mojej mamy, tłum. Barbara Gadomska, Aleksandra Geller, AMF 2008.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 810 razy, 10 razy dziś)
Koniecznie będę musiała przeczytać. Świetna jest też strona, do której link podajesz na końcu recenzji.
Ja ostatnio intensywnie zastanawiałam się nad tą książką i chyba się na nią zdecyduję.
Strona znakomita, przystępna, a ilustracje robią wrażenie. O projekcie amerykańskich uczennic czytałem w książce Mieszkowskiej o Sendlerowej, faktycznie może być to ciekawa opowieść.
To prawda, bardzo wzruszające są też reprodukcje listów i pocztówek na tej stronie. I rzeczywiście to wszystko opisane jest tak, że nawet osoba zupełnie niezorientowana w temacie nie poczuje się zagubiona. Na pewno jeszcze większe wrażenie musiała robić wystawa, bo wyczytałam, że ta strona jest internetowym zapisem ekspozycji, którą można było zwiedzić w 2006 r. w Nowym Jorku.
Zbyt dokładne czytanie opisów na stronie może zastąpić lekturę książki – trzeba uważać.
To są historie, które w miarę upływu lat stają się dla nas coraz bardziej niewyobrażalne. Niesamowite jest to, że Sala przechowała wszystkie te listy i że prowadzenie takiej korespondencji z osadzonymi w obozach było w ogóle dopuszczalne. Swoją drogą, zaintrygowały mnie zamieszczone na podlinkowanej stronie zdjęcia kartek z urodzinowymi życzeniami stu dwudziestu, nie zaś stu lat. Czemu akurat tylu?
Sala była w obozie pracy, przynajmniej początkowo wabiono do nich ochotników, więc listy do domu wręcz popierano – jako czynnik propagandowy. Korespondencja krążyła, choć nie bez zakłóceń.
Żydzi życzyli swoim współwyznawcom 120 lat życia, gdyż wierzyli, że Mojżesz żył aż 120 lat. Takie wyjaśnienie znalazłem: http://tygodnik.onet.pl/0,60,34706,wecot_haberacha,artykul.html
A dziękuję za wyjaśnienie, zawsze to miło poszerzać sobie horyzonty!
Mojżesz zawsze wydawał mi się z tych starotestamentowych, którzy osiągnęli najlepsze wyniki w długości życia (swego czasu wertowałam Stary Testament z wypiekami na twarzy, fascynując się tym, że można było żyć np. 846 lat), ale Żydzi z pewnością zgłębili tę tematykę bardziej dogłębnie niż ja.
Polecam się na przyszłość. A kwestii bohaterów co to żyli 846 lat przeczytałem kiedyś, że trzeba te liczby dzielić przez jakiś tam czynnik wynikający ze zmiany sposobów określania roku i wtedy uzyskamy normalniejszy wiek. Ale to pisał pan, który wierzył, że piramidy wybudowały ufoludki, więc i w tej kwestii mógł fantazjować:)
Tu też tak napisali, więc na Twoim miejscu zmodyfikowałabym i poglądy na temat pochodzenia piramid!:P
Widać hasło w wikipedii oparto na tejże książce o piramidach:P Chociaż może to nie autor inkryminowanego dzieła był autorem teorii o roku księżycowym:)
Książka zapowiada się świetnie. Lubię takie lektury, jednak ich czytanie to jest bardzo trudne zadanie, przynajmniej dla mnie. Wojenne książki potrafią mnie przygnębić, ale i tak uważam, że warto, a nawet trzeba, po nie sięgać.
Myślę, że dla większości czytelników takie książki są trudne i wywołują przygnębienie. Ale czytać je, moim zdaniem, trzeba.
Jedno z największych przeżyć w Muzeum Powstania Warszawskiego to właśnie listy z tamtych dni pisane przez dzieci, dorosłych (wzruszające i porażające), podobnie, jak listy pewnego żydowskiego małżeństwa na krakowskiej wystawie w Galerii Galicia. Jakże dziś żałuję, że nie zapamiętałam ich bohaterów. A biblijny wiek zawsze wydawał mi się taki bardziej symboliczny, niż realny, choć z drugiej strony, jeśli po przekroczeniu setki otrzymuje się 200 % emerytury, to po przekroczeniu 800 lat? no żyć, nie umierać.
Szkoda, że w polskim internecie takich kolekcji jak na lekarstwo.
Po przekroczeniu 800 lat to już i klinika rządowa, i pochówek z kompanią reprezentacyjną:P