„Ja taki w sobie mam gorąc…” – mówiła pełna temperamentu Honoratka w „Czterech pancernych i psie”. Odtwórczyni tej roli w wywiadzie z Remigiuszem Grzelą przyznaje, że ten gorąc – pragnienie teatru, nowych ról, przeżyć – nie minął jej aż do dziś, siedemdziesiąt lat po scenicznym debiucie. Charakterystyczny głos, energia, pasja grania i życia, pracowitość, no i oczywiście wielki talent: Barbara Krafftówna.
Jak sama wspomina,
aktorką została już w łonie utalentowanej muzycznie matki.
Marzyła, by być jak Shirley Temple, wymyślała scenariusze i najdziksze figle. Urodzona w Warszawie, wcześnie rozpoczęła żywot „artystki wędrownej”, gdyż rodzina przeniosła się na Kresy, gdzie zastała ją wojna. To był koniec dzieciństwa, zetknięcie z brutalnością obu okupacji, tułaczka, powstanie warszawskie, ale też początek nowego rozdziału, życiowej przygody – aktorstwa. Krafftówna zaczęła naukę w podziemnym studium aktorskim Haliny i Iwo Gallów. Iwo Gall na zawsze pozostanie jej mistrzem, wzorem, autorytetem.
Motywem przewodnim książki jest wędrówka, podążanie za ludźmi, tak jak za Iwo Gallem po wojnie, podążanie za nowymi aktorskimi szansami, za doświadczeniami życiowymi i artystycznymi. „Zawsze była we mnie ciekawość, żeby zajrzeć dalej”, mówi Krafftówna.
Poznajemy kolejne etapy tej życiowej drogi:
Łódź, Kraków – gdzie kontynuuje naukę aktorstwa, pierwszy teatr w Gdyni, znów Łódź, Wrocław, wreszcie Warszawa. Po latach znowu wyjedzie na dłużej, do Stanów Zjednoczonych. Nowi ludzie, nowe przeżycia, a przede wszystkim kolejne role, coraz dojrzalsze, doceniane przez widzów i krytykę; w teatrze, filmie, telewizji, radiu, na kabaretowej scenie. Krafftówna uznawana jest za doskonałą odtwórczynię ról w sztukach Witkacego, doskonale odnajduje się u Gombrowicza i Dürrenmatta, ale też w „Kabarecie Starszych Panów”, gdzie brawurowo wykonuje chociażby arcytrudny duet z Bohdanem Łazuką, „Przeklnę cię”, i w słuchowiskach dla dzieci: jej głosem mówi Czerwony Kapturek w bajce Jana Brzechwy czy Małgosia w „Jasiu i Małgosi” tegoż autora („My jesteśmy dziećmi drwala, tata jeść nas nie pozwala”). Wcale natomiast nie miała ochoty wystąpić w „Czterech pancernych” i uległa dopiero namowom syna.
Remigiusz Grzela doskonale prowadzi rozmowę z Barbarą Krafftówną.
Znali się ze wcześniejszej współpracy teatralnej i widać, że darzą się szacunkiem i sympatią. Aktorka czuje się więc swobodnie i opowiada obszernie, pytania Grzeli wskazują tylko ogólny kierunek albo pomagają uściślić czy uzupełnić wypowiedź. Ważnymi elementami są też fragmenty recenzji, wypowiedzi współpracowników i przyjaciół Krafftówny oraz liczne zdjęcia (tu trzeba wspomnieć o Ewie Wójcik, autorce projektu graficznego książki). Brakowało mi tylko dokładniejszych informacji chronologicznych; Krafftówna rzadko podawała daty, a Grzela ich nie dopowiadał (tylko w pewnym stopniu brak ten wypełnia zamieszczony na końcu spis ról bohaterki).
O swoim bogatym życiu Krafftówna opowiada barwnie i ze swadą.
Poznajemy jej sprawy rodzinne, ale przede wszystkim zawodowe: teatry, role, reżyserów, koleżanki i kolegów. Dostajemy mnóstwo znakomitych anegdot, szczegółów dotyczących codziennej pracy, a także ciepłe, pozbawione złośliwości portrety – pierwszego męża Krafftówny Michała Gazdy, Kaliny Jędrusik, Zbigniewa Cybulskiego, Elżbiety Czyżewskiej, zmarłego kilka dni temu Mariana Kociniaka i wielu innych. Aktorka snuje też refleksje o swoim podejściu do budowania postaci i roli publiczności w tym procesie („Obecność publiczności w teatrze powoduje, że rola zawsze jest nieskończona, niedorobiona, bo proces jej kreowania trwa, nie ma końca do zdjęcia spektaklu z afisza”) czy wkładaniu cząstki siebie w role („moja aktorska filozofia – nigdy nie grać siebie do końca”). Niezwykłym dowodem talentu, pracowitości i zaangażowania aktorki jest opis jej przygotowań do zagrania po angielsku roli w „Matce” Witkacego.
Mimo wielu dziesięcioleci na scenie Krafftówna nie spoczywa na laurach. Wciąż pracuje, ćwiczy pamięć, uprawia jogę. „Roznosi mnie”, podsumowuje. I tę energię doskonale się wyczuwa w książce, która bynajmniej nie ma charakteru podsumowania czy rozliczenia. „Idę za głosami, ale nie z ciekawości dziecka, chociaż również, ale przede wszystkimi z ciekawości nieuchronnego, które się wydarzy”. Życzmy sobie wszyscy takiej nieposkromionej ciekawości.
Krafftówna w krainie czarów. Barbara Krafftówna w rozmowie z Remigiuszem Grzelą, Prószyński i S-ka 2016.
Absolutnie uwielbiam tę kobietę! Wspaniała osobowość sceniczna. Wydanie książki przypadło mi do gustu i przyznam, że chętnie przeczytam. Do tej pory nie miałam okazji bliżej poznać biografii pani Krafftówny, choć jej role głęboko zapadają mi w pamięć. Pozdrawiam!
Książka nie dość, że ładnie wydana, to naprawdę świetnie się czyta, a główna bohaterka budzi podziw swoją pracowitością i energią. I doskonale opowiada :) Bardzo polecam.
Wyjątkowo ładnie wydana książka, dobrze współgra z osobowością Krafftówny. Odkąd pamiętam czyli od dziecka, zawsze elektryzowała (głównie dzięki głosowi), choćby grała tylko epizod. Szkoda, że rzadko powtarza się filmy, gdzie zagrała role dramatyczne, wnosiła do nich ciekawą nutę.
Obejrzałbym jeszcze raz „Jak być kochaną”, bo to absolutnie mistrzowska rola. A i tak największy sentyment mam do ról Krafftówny w bajkach dla dzieci :) Głos nie do podrobienia, nawet sobie wczoraj zrobiłem mały maraton z piosenkami Starszych Panów.
„Jak być kochaną” to b. dobry film. Dla mnie objawieniem była w „Kochanku” Pintera (sama sztuka zresztą też.;) A piosenki w Kabarecie to już kanon.;)
W teatrze nie miałem okazji oglądać Krafftówny, za to wczoraj znalazłem zakurzony zbiór polskich nowel i jest „Jak być kochaną”, to sobie powtórzę. Chociaż film i tekst dość mocno się różnią, o ile pamiętam.
„Kochanka” widziałam w TVP Kultura, to był b. stary spektakl.
Tak, książka i film różnią się, film bardziej do mnie przemówił.
Poszukam, może w necie są jakieś legalne nagrania.
Po filmie opowiadanie nieco mnie rozczarowało, to się jednak nazywa siła kreacji aktorskiej.
Bardzo dziękuję. Ważny głos dla mnie. Pozdrawiam serdecznie
Ja dziękuję za wspaniałą książkę :)
Przejrzałem sobie filmografię pani Barbary i ogłaszam się Beznadziejnie Zacofanym we Współczesnym Filmie Polskim :( Po rozmowę z chęcią jednak sięgnę :)
Ale co? Ani Upału, ani Jak być kochaną? Bo Rękopisu znalezionego w Saragossie nie oglądałem. A po przeczytaniu chętnie był obejrzał.
Ani :( „Upał” kiedyś zacząłem (Kadr za free rzucił część produkcji na YT) i już nawet nie pamiętam co przeszkodziło mi obejrzeć do końca. Kojarzę tylko sam początek :)
Ja się przy Upale niegdyś nieźle ubawiłem; potem film leżał w koszach wyprzedażowych i posępiłem 9,99 :(
Ściągnąłem dziś YT na Xa i mam zamiar wieczorem pohasać po kanale Kadru :)
Kulturalna rozpusta jednym słowem :)
I niech ktoś powie, że konsola służy do bezmózgiej rozrywki :P
A ktoś w ogóle sugeruje takie herezje? :D (Nie żebym wiedział do czego służy konsola, bo nie zaposiadam).
Tylko pozazdrościć tej energii i mieć nadzieję, że za te lat dziesiąt też jej nam nie zbraknie.
My chyba jesteśmy z gorszego materiały, ale fakt, życzmy sobie takiej energii :)
Przeglądałam Krafftównę w księgarni i trochę się wystraszyłam, że rozmowa w straszne szczegóły wchodzi spraw teatralnych i filmowych, a mnie, ciekawską babę z natury, bardziej korciłoby trochę w prywatność Pani Barbary zajrzeć. No i się zniechęciłam, że się nie da.
Musiałaś źle trafić. Owszem, jest sporo o warsztacie i filozofii aktorstwa, ale i w prywatność da się zajrzeć. Chociaż Krafftówna zna miarę i wie, kiedy skończyć zwierzenia.
Muszę w takim razie zrobić powtórny przegląd ;)
Nie mam książki pod ręką, żeby Ci podrzucić właściwą stronę, ale przekartkuj sobie do pierwszego zdjęcia małej Basi, tam się zaczyna opowieść biograficzna :)
Ojej, jak mnie ta książka wciągnęła! Dzień wcześniej czytałam „Z Pokorą przez życie”, owszem, ciekawa pozycja, ale cieszę się, że poznałam je w takiej właśnie kolejności, bo w porównaniu z energią pani Barbary wszyscy wypadają blado. Szczególnie ujęło mnie to, że aktorka nie pozostaje przy ogólnikach, na każde pytanie odpowiada bardzo obszernie, z wieloma detalami. To bardziej opowieść niż wywiad. Poza tym widać w tej książce miłość do kina, do teatru; zaangażowanie w pracę, perfekcjonizm, szacunek dla widza. I bardzo dużo ciepła i radości z życia, za co po przeczytaniu historii pani Barbary niezmiernie ją podziwiam. Wypożyczyłam tę książkę z biblioteki z myślą, że przeczytam sobie w wolnej chwili, taki niezobowiązujący przerywnik między innymi pozycjami, a nie mogłam się potem oderwać.
Rzadko czytam takie książki, tylko wtedy, gdy lubię i cenię głównego bohatera, dlatego ze wszystkich, jakie się ostatnio obficie ukazały, wybrałem właśnie Krafftównę. Zresztą, jej jest bardzo niewiele w telewizji czy kolorowej prasie, więc książka to okazja, żeby dowiedzieć się o niej więcej. I faktycznie to więcej niż typowe pogaduszki. No i te wszystkie jędrne anegdoty :)
No ja właśnie też takich nie czytuję zwykle, ale tak leżały w bibliotece i się prosiły :) a przed chwilą znalazłam na youtubie wywiad, którego pani Barbara udzielała w związku z promocją książki w radiowej Dwójce i tym bardziej doceniam wkład Remigiusza Grzeli w jej powstanie. Musiał wykonać ogromną pracę, której w książce nie widać.
Przygotowanie do druku nagrywanych rozmów to ciężka praca, bo przecież nie chodzi tylko o przeprowadzenie rozmów, ale i żmudne spisanie, uporządkowanie i wygładzenie.
Mnie dziwnie zapadła w pamięć rola tej aktorki w „Ostatniej akcji” – średniej jakości filmie, który wydaje się niknąć wśród innych pozycji jej bogatej filmografii. Co takiego w nim widzę? Bij zabij, nie powiem, bo nie wiem. Lubię go i lubię w nim Krafftównę.
Nie czytałam jeszcze tej książki, ale na podstawie Twojej recenzji chyba mogę już stwierdzić, co mi się w niej podoba – brak pikantnych szczegółów rodem z Pudelka. Wiele tego typu publikacji jest reklamowanych jakimś nietypowym wyznaniem, często z przeszłości, często o kimś, kto nie może już tego sprostować. Ciekawa osobowość jest w stanie zainteresować sobą czytelników bez takich marnych chwytów.
Tego filmu nie znam. Dla mnie Barbara Krafftówna to Czerwony Kapturek, Honorata i Felicja z Jak być kochaną.
Książka z pewnością nie jest obliczona na plotkowanie i niedyskrecje, granice są zakreślone wyraźnie, ale to wcale nie znaczy, że jest nudno; trochę sekretów też bohaterka wyjawia :)
Dosłownie kilka dni temu skończyłam czytać książkę i zbiegło się to z wizytą w teatrze na spektaklu „Trzeba zabić starszą panią”. Rewelacyjna kobieta! Ja chciałabym dziś, w wieku 30 lat mieć tyle energii co ona grubo po osiemdziesiątce ;)
Może to kwestia tej jogi, którą pani Barbara uprawia :)