Nasze życie składa się z mnóstwa rutynowych działań, którym poświęcamy niewiele uwagi. Cóż może być bowiem ciekawego w myciu zębów czy zmienianiu skarpet? Jakie tajemnice mogą kryć bawełniane majtki czy papier toaletowy? Otóż okazuje się, że niepozorne przedmioty i codzienne czynności mają historię nie tylko długą, ale niekiedy nawet burzliwą. A w każdym przypadku fascynującą.
Leniwa sobota jest doskonałym dniem do zagłębienia się w
sekrety rytuałów, które odprawiamy odruchowo
– od porannej pobudki do wieczornej kąpieli. Ponieważ nie musimy się śpieszyć, pozwólmy Gregowi Jennerowi etap po etapie omówić nasz rozkład dnia z punktu widzenia historyka. Pobudka to okazja do przedstawienia rozmaitych sposobów pomiaru czasu przez tysiąclecia, odkąd pierwsi ludzie zauważyli cykliczność nocy i dnia, pływów, faz księżyca czy pór roku i próbowali nacięciami na kościach dać wyraz tej wiedzy. Z rozwojem urządzeń do pomiaru czasu z kolei Jenner zapoznaje nas przy okazji wieczornego nastawiania budzika. Poranna wizyta w toalecie, prysznic czy szczotkowanie zębów to pretekst do dłuższej wycieczki po higienicznych zwyczajach człowieka, kolejne posiłki zaś to opowieści o przemianach nawyków dietetycznych i kulturowej funkcji jedzenia (i picia, rzecz jasna). Spacer z psem to przechadzka po historii stosunków między światem ludzi i zwierząt, przeglądanie fejsbuka daje asumpt do wykładu o obiegu informacji. Do tego szybki skrót historii ubioru i posłań w różnych epokach i kulturach.
Jenner bardzo dba o to, by nie przynudzać. Stara się opowiadać lekko i dowcipnie, choć niekiedy humor to nie najwyższych lotów, a styl przesadnie luzacki. Bez wątpienia zachwyt nastolatków wzbudzi rozdział o toaletach, starsi być może będą woleli sobie dawkować „Milion lat”, by się nie znużyć popisami autora – a szkoda byłaby wielka, bo
książka jest kopalnią mniej lub bardziej przydatnych informacji,
którymi możemy błysnąć w towarzystwie. W końcu już starożytni twierdzili, że konwersacja „nie powinna dotyczyć spraw niepokojących czy kłopotliwych, lecz [powinna być] zajmująca i pogodna”. Nie zaszkodzi nam wiedza o tym, kiedy powstał papier toaletowy czy płatki kukurydziane i ile par majtek włożono do grobu Ramzesowi II, a przy okazji poczujemy też być może silniejszą więź z naszymi przodkami, którzy już 3500 lat temu warzyli pierwsze piwo (choć pewnie żaden dzisiejszy smakosz nie wziąłby go do ust). Dobrze też wiedzieć, czemu na portretach sprzed stuleci nikt nie odsłania zębów w uśmiechu. Przyswojenie choćby części anegdot i faktów podawanych przez Jennera z każdego uczyni duszę towarzystwa (lepiej jednak przy posiłkach omijać kwestie wydalania). Na pewno też dzięki zafundowanej nam przez Brytyjczyka przebieżce po historii docenimy osiągnięcia cywilizacji i udogodnienia, jakie nam zapewnia. W końcu nikt z nas nie chciałby się oddać w ręce egipskich dentystów ani powtarzać „toaletowej” przygody pana Samuela Pepysa.
Greg Jenner, Milion lat w jeden dzień, tłum. Julita Mastalerz, PWN 2016.
Pepysa przygód z kominkiem już nic nie wyrwie z sadu mej pamięci :P Opisywana zaś książka zda się ciekawą, ale ostatnio wypożyczyłem popularnonaukową pozycję o jakiś szalonych eksperymentach w stylu zrzucania kotleta ze stratosfery i jakoś mi się gdzieś zawieruszyła, więc to może znak, żeby na razie takie rzeczy obchodzić łukiem? :P
Może to raczej znak, że zrzucanie kotletów ze stratosfery nie ma przyszłości i szkoda marnować czas na takie rzeczy? A tu historyjki życiowe, przyziemne wręcz niekiedy :D Usiłuję to podsunąć dziecku, powinna być zachwycona poziomem dowcipów :)
Bartek ją porwał do siebie i przez jakiś czas zarzucał mnie kolejnymi rewelacjami, które z niej wyczytał, więc może jakaś korzyść jednak jest. A ten humor, to aż takie koszary, że mogą śmieszyć młodzież młodszą?
Zależy, co kogo bawi, ale są tam różne „wykręcania bobka” i „stawianie klocka” :) Trzeba przyznać, że tłumaczka się nagimnastykowała, żeby nie było monotonnie.
Zatem dorzucę do bibliotecznego koszyka :D
A ja bardziej znacząco podsunę dziecku :)
W kwestii blogowania ciągły stupor? Ja już nawet nie pytam i chyba w końcu sam się wezmę do roboty :D
Owszem, uparta jak koza. Sam muszę tyrać :)
Uroki ojcostwa. Jak mawiają we wiosce: „Kozoł pon, musioł som!” :)
Niestety. Już nawet przestaję powoli sugerować. Może młodszą jakoś omamię :D
Widzę, że wrażenia mamy podobne.;)
Bo my się zaliczamy do tych czytelników, którzy sobie powinni dawkować :) Ale serio, to myślałem, że będzie gorzej i się miło rozczarowałem. Nawet sobie zachichotałem tu i ówdzie.
Fakt, chwilami można było się zaśmiać. Ale bez dawkowania trudno byłoby przedrzeć się przez takie zatrzęsienie ciekawostek.
Toteż przebijałem się ze cztery dni. Albo i pięć. Autor mógłby czasem powściągnąć słowotok :)
No to powiedz ile Ramzes miał tych majtek bo mogę nie znaleźć czasu na całość lektury.
Grunt to dobry tytuł – ten daje wrażenie, że czas oszczędzę, ha. No i kreatywna sesja u recenzenta też nie zaszkodzi ;)
Natomiast Bazyla pragnęłabym zapytać o losy kosmicznego kotleta – niektórzy nigdy nie dorastają,… cóż zrobić ;)
Nieładnie tak na skróty podążać! Ale niech stracę: 145.
Eee, mało. No ale w końcu to Ramzes DRUGI.
I nie na skróty, tylko znam siebie i wiem co mogę znieść – uśmiszniania i luzowania niet.
No jak mało? W tamtych czasach obywatel się cieszył, jak jedną koszulę miał na grzbiecie, albo tę, no, przepaskę. A takie slipy to szał ciał i uprzęży był.
@inwentaryzacja Dopiero dziś rano odgrzebałem rzeczoną książkę na półkach chłopaków, ale niestety w kwestii kotleta wciąż pozostaję niedoedukowany. Może w weekendzik znajdę czas :)
Z tym humorem bywa różnie. Jak ktoś ma wrodzone poczucie humoru i umie je oddać w tekście, super. Jeśli go nie ma, a wciąż próbuje napisać coś zabawnego, to… jest źle. Irytuje mnie moda, że wszystko musi być zabawne, rozrywkowe, a sucha informacja nie ma wartości i wymaga wielkiego skupienia. Otóż, ma i nie wymaga!
Tu autor prezentuje humor może niezbyt wysublimowany, ale pasujący do tematyki. Młodym czytelnikom ma szansę się spodobać.