Na bohatera „Popiołu i czerwieni”, w przeciwieństwie do Józefa K., nikt nie zrobił doniesienia, ale i tak pewnego dnia, zaraz po wylądowaniu w kraju bez nazwy, został zatrzymany jako podejrzany o przenoszenie wirusa, który wywołał epidemię w owym państwie. Nieporozumienie szybko się wyjaśniło i mężczyzna mógł udać się do mieszkania, które wynajęła dla niego macierzysta firma: został bowiem oddelegowany do centrali na praktykę, mimo iż w swoim lokalnym oddziale nie wyróżniał się niczym szczególnym.
Miasto w oparach pestycydu
Miasto, do którego trafił, wygląda dość przerażająco. Wszędzie leżą worki ze śmieciami, których nie ma kto uprzątać, bo trwa strajk, po ulicach krążą pojazdy opryskujące wszystko środkiem dezynfekującym, a nieliczni przechodnie przemykają pod ścianami. Na mężczyznę nikt nie czeka, dostaje jedynie przez telefon zdawkową informację, że nie może na razie podjąć pracy, a na dodatek traci walizkę ze wszystkimi rzeczami. Gdy dodzwania się do znajomego w kraju, słyszy szokującą informację, a na domiar złego blok, w którym mieszka, zostaje objęty kwarantanną. Strach i nieznośne napięcie podpowiadają mu rozpaczliwą decyzję.
Wspólczesny Józef K.?
Zbyt dawno temu czytałem powieści Kafki, żeby wdawać się w analogie wykraczające poza widoczne na pierwszy rzut oka podobieństwa (może zresztą nie trzeba się ich dopatrywać?): anonimowy bohater, o którym niewiele wiemy, rzucony w świat, którego nie rozumie z powodu nieznajomości języka i (chyba) różnic kulturowych, izolacja, niewiadoma przyszłość, narastający lęk i stres, błądzenie w miejskim labiryncie… I tak jak Józef K. bohater nie ma pojęcia, co zadecydowało o tym, że znalazł się w tej sytuacji: wola wszechmocnej centrali firmy czy intrygi na szczeblu lokalnym? Duszna atmosfera, w której żyje, udziela się czytelnikowi. Pierwsza część „Popiołu i czerwieni” naprawdę robi wrażenie.
Korposzczur – szczurołap?
Widzimy, jak mężczyzna prowadzi życie bezdomnego w parku: nawet tam musi brać udział w ostrej rywalizacji, by przeżyć, by zdobyć coś do jedzenia, nie stracić miejsca na ławce. Egzystuje, ale gnębi go odcięcie od wszystkiego, do czego przywykł: „Jego poczucie nieszczęścia wynikało z założenia, że już nigdy może nie zanurzyć się w zwykłą codzienność. Jego rozpacz, że nigdy nie wróci na swoją drogę, ciążyła mu niesłychanie”. A o powrocie na utartą drogę nie ma mowy, mimo usilnych starań bohater nie może nawiązać kontaktu ze swoją przeszłością i musi kształtować życie na nowo. Typowy korposzczur zmienia się w szczurołapa, bo ma wrodzony talent do łapania tych gryzoni. Ta umiejętność mogła zadecydować o wyrzuceniu go na margines społeczeństwa, być może ona pozwoli mu wrócić.
Mężczyzna przenoszony przez wiatr
„Popiół i czerwień” to powieść intrygująca, choć trochę nierówna. Każda z trzech części książki to obraz kolejnego etapu życia bohatera: pierwsza pokazuje korposzczura rzuconego do ogarniętego epidemią miasta, jest niepokojąca i klaustrofobiczna; druga to obraz rozbitka grzebiącego w śmietnikach i kanałach, ogarniętego poczuciem straty; wreszcie mamy obraz człowieka, który próbuje się pozbierać, wykonując pracę pariasa i próbującego powiązać nici łączące go z przeszłością. Historia, która zapowiada się na thriller, okazuje się opowieścią o tym, jak kruche są podstawy naszego codziennego życia: czynniki, na które nie mamy żadnego wpływu, mogą w jednej chwili je zniszczyć, rzucić nas w obce miejsce, uczynić nikim, ludźmi, których nie rozpoznaje żaden system, do których nikt się nie przyznaje. Bohater „przybył do tego miejsca, gotowy na nowy początek, pewny, że wszystko pójdzie we właściwym kierunku – jak ktoś, kto otrzymał dar nowego życia”, a stał się „człowiekiem unoszącym się w powietrzu, mężczyzną przenoszonym przez wiatr”, wyrzutkiem, domniemanym kryminalistą odciętym od przeszłości. Pyun Hye-young w niedługiej powieści zawarła spory ładunek emocjonalny i pokazała mechanizm rozpadu unormowanej egzystencji. To skondensowanie objętości i emocji jest cechą wspólną koreańskich powieści, które dotąd przeczytałem. W porównaniu z coraz bardziej rozdętymi dziełami z Zachodu robią bardzo korzystne wrażenie i na pewno warto je poznać. „Popiół i czerwień” będzie w sam raz na początek.
Pyun Hye-young, Popiół i czerwień, tłum. Marzena Stefańska-Adams, Kwiaty Orientu 2016.
O „Popiele i czerwieni” pisały też: Wielki Buk, Luiza Stachura.
Zarys fabularny naprawdę przedstawia się kusząco, a już na pewno pierwsza część książki. Z Twojego opisu i moich domysłów wynika, że to najsmakowitszy kąsek „Popiołu i czerwieni”. Jednak potem te szczurze motywy, że tak powiem, mniej nęcą, przypominając mi choćby „Miasto na Górze” Bułyczowa, skoro już przy starociach jesteśmy. Tam, u Rosjanina, brzydziłem się wręcz tym, co spotkać można było pod ziemią…
A kolejna zaleta to niewielka objętość koreańskiej powieści (czyli bardziej w duchu klasycznych dzieł, to dobrze).
Owszem, pierwsza część niepokojąca i najmniej oczywista, potem się robi bardziej konwencjonalnie. I jeśli ktoś się brzydzi szczurów, to ma dodatkowe emocje w bonusie :)
Właśnie się zorientowałam, że może i czytałam co nieco o Korei – zwłaszcza historyczno-mitologicznie – to niekoniecznie Koreańczyków, w sensie ich autorstwa, ich prozy. Dobrze mieć coś na początek!
U nas chyba w ogóle cokolwiek koreańskiego wydaje się od bardzo niedawna. Oni zresztą sami dbają o propagowanie swojej literatury, mają np. program wspierania tłumaczeń.
Co racja to racja, pierwsza część powieści zdecydowanie wybija się na tle pozostałych. Podobało mi się zwłaszcza budowanie głównego bohatera i jego kształtowanie wobec świata przedstawionego. Rozwiązanie fabuły w części trzeciej, choć konwencjonalne, było poprowadzone sprawnie. Ciekawa i dobra książka.
Pełna zgodność :)
Skoro polecasz to na pewno przeczytam! Lecę do księgarni!
Może rodzimi wydawcy płacą wierszówkę? :P
A koreańscy skąpią? Nie sądzę, prędzej to ten dalekowschodni umiar, haiku, japońskie ogródki itepe.
Zapomniałeś o feng shuim :P Ja tam lubię minimalizm w literaturze, choć jak co wciągnie, to nie gniewam się za stron tysiące :D
Faktycznie. O jingu i jangu też zapomniałem. Mnie ostatnio rzadko wciąga, więc chwalę co krótsze książki :)
Ja się wgryzam w całkiem niedługą (bodaj niecałe 300 stron), biografię Hrabala. I chyba będzie powtórka dzieł rzeczonego :)
Napisz coś zachęcającego, bo ja wciąż nic nie czytałem.
Dopisuję do mitycznej listy „do przeczytania”, gdyż – podobnie jak pewnie nie tylko ja – literatury koreańskiej nie znam ni trochę. O ile nieświadomie czegoś kiedyś nie łyknąłem, ale nie przypuszczam, gdyż do tytułów pamięć mam niezłą.
Zważywszy marną podaż koreańskiej literatury, raczej nic przypadkowo nie czytałeś, a warto :)
Opis jak i okładka zacna. Warto przeczytać?
Yyy, a z recenzji to nie wynika?