Ile razy w życiu zdarzyło się nam ulec, często wbrew własnemu przekonaniu, cudzym perswazjom? Ile razy daliśmy się przekonać, że najlepsze będzie dla nas nie to, co podpowiada uczucie czy intuicja, ale cudzy zdrowy rozsądek? Dajemy sobie wybijać z głowy to, co uznajemy za najlepsze dla siebie, bo inni uznają, że to głupie albo nierozważne? Co tracimy przez swoją słabość? Jeden z bohaterów powieści Jane Austen odpowiada wprost: szczęście. I woła: „Niechże ci, co chcą być szczęśliwi, będą silni!”. Biada im, jeśli ulegną cudzym wpływom.
Męża z niego nie będzie…
Anna Elliot nie miała tej siły. W wieku 19 lat inteligentna, ładna i pełna uroku dziewczyna zakochała się w kapitanie Fryderyku Wentworcie, „wyjątkowo urodziwym młodzieńcu, obdarzonym dużą inteligencją, lotnym i pełnym werwy”. Niestety, młodzian nie miał stosownych koneksji i nie dorobił się jeszcze w marynarce żadnego majątku, więc najbliżsi dziewczyny nie mieli wątpliwości, że to nie jest właściwa partia. Trudno zresztą przypuszczać, by mogli zareagować inaczej, skoro Anna była córką rozrzutnego i próżnego baroneta, sir Waltera, który o swoją powierzchowność dbał bardziej niż niejedna kokota, a ludzi oceniał głównie po wyglądzie i tytułach. Siostry też nie mogły jej wesprzeć: starsza, Elżbieta, chłodna i egoistyczna, lekceważyła Annę, młodsza zaś, Mary, pod każdym względem jej ustępowała.
Elliotowie przyjęli Wentwortha nader chłodno, a ku zaskoczeniu Anny największą przeciwniczką małżeństwa okazała się lady Russell, przyjaciółka domu, zastępująca córkom sir Waltera matkę. Anna była jej pieszczoszką i troska o ulubienicę kazała zacnej, choć dość ograniczonej w swych poglądach damie nader stanowczo opowiadać się przeciwko niepewnemu mariażowi z tak mało perspektywicznym kandydatem. I tak panna osiadła na koszu, skupiła się głównie na pielęgnowaniu hipochondrycznej Mary, muzyce i temu podobnych zajęciach. Kapitan Wentworth zniknął z horyzontu, jak się wydawało – ciężko urażony. Kiedy jednak po ośmiu latach los zetknie ze sobą niegdysiejszych zakochanych, okaże się, że uczucie jednak nie całkiem wygasło.
Emancypacja Anny
Wątek uczuciowy wszakże – wbrew dość powszechnej opinii o Jane Austen jako autorce staroświeckich romansów, w których dziewczęta wszystkie siły i cały spryt poświęcają złapaniu mężów – jest w „Perswazjach”, przynajmniej moim zdaniem, drugorzędny i kwestia tego, czy Anna zejdzie się ze swoim kapitanem, jako z góry przesądzona, nie spędza czytelnikowi snu z powiek. Dużo ciekawsza jest masa innych kwestii, od obrazu dojrzewania Anny począwszy. Austen opisuje ten proces z dużą wnikliwością.
Z niedoświadczonej dziewczyny, która daje sobie wyperswadować miłość, bohaterka zmienia się w osobę zdolną do samodzielnych osądów i mocno krytyczną wobec wartości wyznawanych przez jej najbliższych i całe otoczenie. Nie hołduje przesądom klasowym i nie tytuł jest dla niej miarą wartości innych ludzi, w swej iście anielskiej dobroci daje się niekiedy wręcz nieprzyzwoicie wykorzystywać, szczególnie rozkapryszonej Mary. Doprawdy mogłaby autorka dorzucić swojej bohaterce wadę lub dwie, bo panna Elliot wręcz nieprzyzwoicie wyróżnia się na tle swojej rodziny, a i w sympatyczniejszym i rozumniejszym towarzystwie błyszczy niczym gwiazda, choć i ją dopadają w końcu duszne rozterki i uczuciowe niepokoje.
Walka o byt
Wiele miejsca w książce – zapewne równie wiele, jak w ówczesnym życiu – zajmują matrymonialne kalkulacje i to, co pogardliwie nazywa się „łapaniem męża”, a co należałoby raczej nazwać Darwinowską walką o byt w obliczu tego, że dobre małżeństwo zapewniało utrzymanie nie tylko żonie, ale często też jej krewnym, a nietrafiony wybór – czego przykład stanowi szkolna przyjaciółka Anny – ściągał na dno. Większość rozmów w tej materii ma charakter najzupełniej rzeczowy i pragmatyczny – rozważa się nie tylko charakter i wygląd potencjalnego kandydata czy kandydatki, ale przede wszystkim pozycję w świecie, parantele, majątek, tytuły, wreszcie sposoby wzbudzenia zainteresowania drugiej strony swoją osobą.
Zbyt wysokie oczekiwania zmniejszały szanse: Elżbieta Elliot wymarzyła sobie baroneta, a z powodu niewielkiej podaży tychże na rynku matrymonialnym, nie miała większych widoków na ślub, za to mniej ambitna Mary czym prędzej wyszła za młodego dziedzica z sąsiedztwa, którego odpaliła Anna, i czerpała ze swej pozycji mężatki wyjątkową satysfakcję. Sama Anna zgorzkniała nieco po wyperswadowanym jej związku z Wentworthem, za to życzliwym okiem patrzyła na panny, które wolały iść za co prawda niżej urodzonych, ale milszych ich sercu. To takie dziewczęta musiały być odporne na wszelkie perswazje, by zaznać szczęścia, i to one potrzebowały wsparcia w swych decyzjach jako nie dość silne, by przeciwstawić się naciskom otoczenia i pójść raczej za głosem uczucia niż rozsądku.
Męczący romantyzm
Prowadzone przez bohaterów Austen gry spojrzeń i uśmiechów, półsłówek i domysłów, konwersacji mniej lub bardziej błyskotliwych, mniej lub bardziej dowcipnych i aluzyjnych, westchnień, przelotnych uścisków dłoni, sążnistych listów zawierających minimum deklaracji uczuciowych – ta cała „romantyczna” materia powieści, uwielbiana (jak sądzę) przez większość czytelniczek i zdaniem wielu zapewne stanowiąca zasadniczy sens tego pisarstwa, cały ten zamierzchły towarzyski konwenans – są właściwie szalenie męczące dla bohaterów, przyprawiając ich o bezsenne noce spędzane na rozważaniu „kocha, nie kocha” (choć w rzeczywistości zapewne pytanie brzmiało raczej „oświadczy się wreszcie czy nie?”). Mnie też męczą (uczciwie jednak mówiąc, dawka tych elementów w „Perswazjach” jest absolutnie znośna).
Żal mi dwojga dorosłych ludzi, którym zasady narzucane przez świat, każą żyć w niepewności w kwestii tak podstawowej, bo nie wypada spytać wprost… Ileż pomyłek i pewnie życiowych nieszczęść to wywoływało, gdy źle odczytało się sygnały z drugiej strony, gdy decyzje wymuszały „zasady przyzwoitości”, gdy ulegało się naciskom najbliższych. Jest w „Perswazjach” znakomity wątek, gdy kapitan Wentworth, zabawiający z grzeczności obojętną mu pannę, musi w pośpiechu wyjeżdżać, bo jeszcze chwila, a będzie się musiał zdeklarować małżeńsko – przecież „świat”, widując go tak często w towarzystwie dziewczyny, już ich ze sobą skojarzył, a honor dżentelmena nie pozwalał się z takich zobowiązań wykręcać.
Anglia jak żywa
Wątki uczuciowe w powieściach Jane Austen nigdy nie były dla mnie najważniejsze – bo, jak napisałem wyżej, okrutnie mnie te wszystkie subtelne manewry męczą. Dużo bardziej liczy się strona obyczajowa, celne charakterystyki postaci i wtykane im ostre szpileczki. W „Perswazjach” jest tego pod dostatkiem, bo oprócz rodziny Elliotów i pani Russell mamy dość szeroki krąg towarzyski ukazywany przy różnych okazjach i w różnym otoczeniu – prawdziwa rozkosz dla wielbiciela takich smaczków. Zasadnicza fabuła – losy Anny i Wentwortha – jest dość wątła, ale wynagradzają to wątki poboczne: plany pani Clay, miłosne rozterki sióstr Musgrove, nieszczęścia kapitana Benwicka, dramatyczna historia pani Smith, intrygi Williama Elliota. Odwiedzamy rozmaite rezydencje ziemiańskie i skromne domki, ale też Bath (tak przecież dobrze znane Austen) czy nadmorskie Lyme. Jednym słowem, świetny obraz życia w Anglii początków XIX wieku. Nie wiem, czy wielbicielki „Dumy i uprzedzenia” i „Rozważnej i romantycznej” cenią sobie „Perswazje”, ja wystawiam im bardzo wysoką notę.
Jane Austen, Perswazje, tłum. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, Prószyński i S-ka 2003.
Wpis ilustrują akwarele C.E. Brocka do wydania „Perswazji” z 1909 roku.
Ta powieść mnie zachwyciła właśnie ze względu na spory realizm zawarty w jej treści. Obok „Dumy i uprzedzenia” to moja ulubiona powieść Jane Austen.
Austen w ogóle jest realistką, ale faktycznie w „Perswazjach” sięgnęła wyżyn pod tym względem.
Zachęciłeś. Z Austen czytałam jak dotąd tylko Dumę i uprzedzenie, też zresztą ze znakomitą warstwą obyczajową.
Austen w ogóle warto czytać dla warstwy obyczajowej i ciętego humorku, chyba że ktoś lubi te kawałki z miłosnymi wzdychulcami :D
Na Dumę i uprzedzenie narzekałam, że to nie moje klimaty, ale po którymś fragmencie ekranizacji widzianej kątem oka w telewizji pomyślałam, że może jednak warto się przeprosić z Austen. Może skupienie się na charakterystyce postaci to jest to, i może w innych powieściach ta charakterystyka będzie bardziej finezyjna, b w Dumie wydała mi się odmalowana grubą kreską.
Pomijając anielską główną bohaterkę, cała reszta jest ciekawiej odmalowana i dość zróżnicowana, więc chyba warto spróbować.
Pomyślę, pomyślę.;)
Skuś się, może nawet w oryginale :)
Klasyka zawsze jest w modzie :-)
I zawsze warta przypomnienia :)
Jak tak bardzo zraziłem się „Dumą i uprzedzeniem” czytaną na ostatnią chwilę w liceum, że do dziś nic więcej nie przeczytałem. Musiałem w dwa dni w oryginale przeczytać, a nudziło mnie to strasznie. Przypuszczam, że dziś nieco bardziej dojrzałym czytelnikiem jestem i odbiór inny będzie. Czy „Perswazje” byłyby OK na próbę powrotu?
W liceum po angielsku? Hoho :) Ale Perswazje będą akuracik, to dość zwięzłe jest.
Łopanie! Ciężki kaliber! Klasyka i do tego miłosna :P Ja się czaję koło półki z Conradem, ale póki co odjechałem z czytaniem na boczny tor. No, ale jesień idzie :D
Jaki tam ciężki kaliber, w sam raz na lato. I tyle tam tej miłości, że i pan kolega wytrzyma :D Conrad to co innego, na leżaku bym nie czytał.
Na razie pozostaję przy Iznogudzie. Dwie historyjki dziennie, bo na tyle zasadniczo mam siłę i czas. Zatem Korzeniowski póki co wypada z listy :P
Łaska czytelnicza na pstrym koniu jeździ, jak widzę :)
Cieszyć się trzeba, że w ogóle biorę przed oczy jakiś tekst pisany. Nawet jeśli to tylko zabawne opowiastki o wezyrze co chciał zostać kalifem w miejsce kalifa. Swoją drogą wykosztowałem się na to zbiorcze wydanie Egmontu, ale warto było, bo chłopaki rzucają tekstami z komiksu jak z pepeszy :)
Pan by coś napisał tak w ogóle, że wypomnę nieśmiało!
Nie da rady. Jestem wydrenowany twórczo, psychicznie i fizycznie. Dziś do roboty wyjechałem w porwanych butach roboczych. I na lepiej się nie zanosi :(
Mogłeś na bosaka. Trzymam kciuki za powrót do formy.
Mogłem też nago, ale mało mnie to pociesza :P
No nie, jednak jest to jakaś pociecha, korzonków nie dostałeś :)
Ksiażka dla Roberta Cialdiniego:)
Uwielbiam książki o tamtych czasach. Życie nie było łatwe dla nikogo, a już tym bardziej dla kobiet. Twój artykuł, który przybliża treść książki jednak zachęca mnie bardzo i z pewnością przeczytam to wydanie :-)
Gdyby nie „Duma i uprzedzenie” to byłaby moja ulubiona książka Austen. A tak to plasuje się na drugim miejscu.