Emma wypunktowana (Jane Austen, „Emma”)

Przypomnę, że Emma wygrała ankietę na lekturę marca. Jako człowiek rzetelny i słowny zacząłem czytać w okolicach Dnia Kobiet, a wskutek zbiegu rozmaitych czynników skończyłem po paru tygodniach zamiast po dwóch czy trzech popołudniach (przy założeniu, że ktoś może poświęcić popołudnie na beztroskie obcowanie z angielskimi klasykami). Od razu podkreślę, że tempo lektury nie miało nic wspólnego z jakością dzieła: nie ziewałem, nie przysypiałem i nie odczuwałem organicznego wstrętu do powieści Jane Austen. Tak jak szarpana była lektura, tak i nieco chaotyczne będą wrażenia, więc zbiorę je w punktach.

1. Pierwsze zdanie – absolutne mistrzostwo świata. Przypomnę: „Emma Woodhouse, osóbka przystojna, rozumna i bogata, posiadająca dostatni dom i obdarzona pogodnym usposobieniem, otrzymała, zda się, wszelkie dary, jakie życie ofiarować może; toteż przeżyła na świecie blisko dwadzieścia lat bez większych powodów do zmartwień i niezadowolenia”. Perfekcja i precyzja. Celna charakterystyka bohaterki oraz subtelna wskazówka, że jednak i na nią spadną jakieś plagi, o których dowiemy się z kolejnych akapitów. Niemal można żałować, że do tego zdania został dopisany ciąg dalszy, który zamyka pole do spekulacji i wyobrażeń i narzuca konkretną wizję wypadków, jakie spotkają pannę Woodhouse – wizję zgodną z wyobrażeniami autorki, a niekoniecznie z naszymi.  

2. Bohaterka – wymykająca się zaszufladkowaniu. Moje opinie wahały się od „kompletna idiotka” i „prowincjonalna gęś” do „całkiem sympatyczna i bystra osóbka”. Zdecydowaną niechęć budził demonstrowany przez Emmę mało subtelnie „faszyzm sferowy”: ciągle ktoś kogoś nie był godny, ktoś komuś nie dorównywał pozycją, a panna Woodhouse stale wykłuwała oczy swej przyjaciółce Harriet różnicami sferowymi, na dodatek traktując je mocno instrumentalnie, zależnie od własnych zamierzeń – bogaty dzierżawca nie był godny owej panny, ale nadęty pastor powinien był docenić wdzięki dziewczęcia (mimo iż było ono niżej urodzone). Wiem, że to cecha typowa dla epoki, ale jakoś w innych książkach Austen czynnik ten, również obecny, pojawiał się dużo dyskretniej. Może akurat w Emmie manifestuje się tak szczególnie te uprzedzenia (uprzedzenia w naszym pojęciu, ówcześni traktowali te sprawy bardzo zdroworozsądkowo) dlatego, że popycha to fabułę do przodu.  

3. Fabuła – przewidywalna. Autorka charakteryzuje główne postacie, ich podejście do życia i otoczenie i od razu można sobie wytyczyć dalszy kierunek wydarzeń, szczególnie w sferze romansowej, mimo iż Austen próbuje mylić tropy, a jej bohaterka wykazuje się porażającą niedomyślnością i z uporem godnym lepszej sprawy wmawia sobie coraz to nową miłość. Co więcej, Emma zajmuje się swatami, ale rozeznanie w cudzych uczuciach ma równie marne, jak we własnych. W każdym razie każdy, kto czytał Dumę i uprzedzenie lub Rozważną i romantyczną z miejsca rozpozna, czyje śluby opisze autorka w zakończeniu. Powieść mogłaby być o jedną trzecią krótsza, nic nie tracąc, a zyskując jedynie na dynamice.  

4. Dodatkowe smaczki – w zasadzie brak. Dwie inne znane mi powieści Jane Austen obfitowały w celne charakterystyki postaci, przedstawianych z sympatią albo lekką ironią, w barwne obserwacje obyczajowe i ciepły humor. W Emmie dominuje raczej sztampa w przedstawianiu bohaterów, szkicowanych bardziej grubą kreską niż cyzelowanych; galeria typów standardowa: szlachetny dżentelmen, gadatliwa stara panna, marudny hipochondryk, złoty młodzieniec i tak dalej. Dżentelmen będzie udzielał złotych rad pannie Woodhouse, stara panna będzie się wszystkim naprzykrzać swymi opowieściami, tatuś hipochondryk będzie stale domagał się uwagi, a złoty młodzieniec zasieje ferment. Oczywiście talent Jane Austen nie pozwolił, żeby poszło to wszystko w kierunku zupełnego banału, ale jednak brakowało mi nieco błyskotliwości.

5. Podsumowanie – nie polecam jako książki pierwszego kontaktu z Jane Austen. Po co sobie wyrabiać opinię, że pisała przewidywalne romansidła i że prawie nic – ani humor, ani zmysł obserwacyjny – nie uzasadnia dość powszechnych zachwytów nad jej twórczością. Jeśli jednak nie nastawimy się na arcydzieło pióra mistrzyni, to Emma dostarczy niejakiej rozrywki; mnie szczególnie pochłaniało obserwowanie głównej bohaterki, o której chciałem sobie (bezskutecznie) wyrobić zdanie. Na plus zaliczyć muszę także ograniczenie liczby cytowanych listów (właściwie tylko jeden, chociaż bardzo długi, za to istotny dla wyjaśnienia postępowania jednego z bohaterów). Przeczytać więc można bez szczególnej przykrości, ale nie jest to pozycja obowiązkowa.

Jane Austen, Emma, tłum. Jadwiga Dmochowska, Prószyński i S-ka 2003.
Zapraszam również do reszty moich recenzji klasyki
(Odwiedzono 1 952 razy, 17 razy dziś)

43 komentarze do “Emma wypunktowana (Jane Austen, „Emma”)”

  1. Ja do tej pory czytałam „Perswazje”, „Dumę i uprzedzenie” oraz „Opactwo Northanger”, a przynajmniej te pamiętam. Wszystkie trzy sprawiły mi sporo przyjemności, podziwiałam sztukę tworzenia bohaterów z ich wszystkimi wadami, zaletami i delikatnymi udziwnieniami. Lubię Austen.

    Odpowiedz
  2. Dopatrzyłem się paru facetów w książkowej blogosferze, więc bez przesady z tą rodzynkowością:) Za drugą część komentarza dziękuję, ale do profesjonalizmu mi daleko, używam za mało trudnych słów:D

    Odpowiedz
  3. „Książka pierwszego kontaktu”(copyright: zacofany.w.lekturze)- ten termin pozwolę sobie zapisać do osobistego słowniczka, jest świetny.
    Zastanawiam się, na ile kontrowersyjność Emmy była celowym zamierzeniem autorki, a na ile pęknięciem w konstrukcji postaci. Czytałam tylko „Dumę i uprzedzenie”, więc ocenić nie potrafię.
    Jestem właśnie w fazie „beztroskiego obcowania” z klasykiem francuskim, też nie zapadam w drzemkę, ale wiem, że czas płynie wtedy trochę inaczej. :)

    Odpowiedz
  4. Zacofany, nie marudź. Pisanyinaczej dobrze prawi na temat Twoich recenzji. Uważam, że są na tej wysokiej półce recenzji blogowych, na której zbyt wielu blogerów nie siedzi ;)

    A swoją drogą – jest kilku facetów piszących stale o książkach, ale chyba nie więcej niż 10 znam. Zapewne jest i 100 więcej, ale nie dotarłam jeszcze :)

    Odpowiedz
  5. @Książkowo: i Ty, matko chrzestna, przeciwko mnie? :D
    @Lirael: korzystaj na zdrowie, udzielam nieograniczonej licencji:) Odniosłem wrażenie, że Austen trochę brakowało pomysłu na tę książkę i tak rzucała bohaterkę w różne rejony charakterologiczne, dopasowując ją do zmieniających się okoliczności.

    Odpowiedz
  6. Jestem pod wrażeniem. Zaimponowałeś mi nie tylko recenzją, ale przede wszystkim tym, że miałeś jak ją napisać. Nie znam facetów, którzy czytują Jane Austen. Jestem ciekawa Twojego następnego wyboru :-) Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  7. „Emma” to zdecydowanie moja najmniej ulubiona jej książka, trochę zbyt przegadana i trudno polubić bohaterkę (a ja lubię lubić bohaterów).

    Najbardziej z kolei cenię wcale nie „Dumę i uprzedzenie” ani „Rozważną i Romantyczną”, ale „Mansfield park” i „Perswazje”.

    „Faszyzm sferowy” :) pojawiał się z kolei chyba we wszystkich książkach Jane Austen, ale we wszystkich poza „Emmą” jego przedstawicielami byli raczej bohaterowie negatywni (i pan Darcy, ale on jest osobną kategorią: są bohaterowie pozytywni, negatywni i pan Darcy ;) ), a tylko tutaj główna bohaterka…

    Odpowiedz
  8. Też niedawno skończyłam „Emmę” i mam podobne wnioski, tylko że główna bohaterka drażniła mnie o wiele bardziej. Doceniam zdolność pisarki w operowaniu językiem i tworzeniu postaci, ale ta powieść to dla mnie porażka

    Odpowiedz
  9. @Jjon: sam znam jeszcze co najmniej jednego, który czytał Jane Austen, może nie jest tak źle:) Następny wybór jeśli chodzi o JA to „Perswazje”, które stoją pod ręką, a jeśli chodzi o inne lektury, to właśnie mam fazę węgierską:D
    @Ysabell: masz rację z tym „faszyzmem” u bohaterów negatywnych i pana Darcy’ego. Zdecydowanie jak na dobrze wychowaną panienkę Emma stawiała tę kwestię zbyt brutalnie:P
    @Kasandra: moim zdaniem nie musisz się spieszyć:D
    @Bsmietanka: może porażka to za dużo powiedziane, ale zdecydowanie powieść bez błysku.

    Odpowiedz
  10. Ja zaczęłam od „Dumy i uprzedzenia” w średniej i do tej opory to moja ulubiona z powieść JA. Potem przeczytałam i mam wszystkie i wielbię te książki jak i ekranizacje:)))
    pozdrawiam serdecznie

    Odpowiedz
  11. Kiedyś przeczytałam po kolei wszystkie wydane po polsku książki Austen, nie licząc „Susan”, i „Emma” mi się podobała najmniej. Co więcej, coś mi w niej zgrzytało. Zdziwiło mnie to, bo zwykle bardzo podobał mi się język, a tu jakoś brak było mi tej lekkości. Okazało się, że tę książkę jako jedyną nie tłumaczyła Anna Przedpełska-Trzeciakowska, tylko zupełnie ktoś inny! Od tej pory rozumiem, jak wielką rolę w odbiorze książki odgrywa tłumacz. A z ekranizacji najlepsze dą seriale BBC, zarówno DU jak i RR!

    Odpowiedz
  12. Ja też nie przepadam za „Emmą”. Przeczytałam, nawet ze trzy razy, ale tytułowa bohaterka za bardzo działa mi na nerwy, gorsza pod tym względem jest chyba tylko Fanny Price z „Mansfield Park”.

    Nie odnosicie wrażenia, że pan Knightley wychowywał sobie żonę? Latami czaił się w pobliżu i jeśli widział, że coś się dzieje nie po jego myśli, wkraczał i korygował postępowanie Emmy, aby odpowiadało ono jego oczekiwaniom i potrzebom?

    Odpowiedz
  13. A ja boję się kontaktu z panią Austen jak diabeł święconej wody. Ale skoro ciągle ktoś czyta i poleca, to wypadałoby chyba się skusić. Tylko w takim razie, co polecacie na początek, jeśli nie Emmę?

    Odpowiedz
  14. Elenoir wyraziła moją myśl – też podejrzewam Knightleya o podobnie niecny zamiar :) Chociaż poniekąd gwarantowało im to miłosne szczęście… Co do samej „Emmy” – pierwsze zdanie powieści faktycznie udane, ale pierwsze zdanie „Dumy i uprzedzenia” jest chyba jeszcze lepsze – wyraża cały charakter utworu. Też najbardziej lubię „Dumę…”, w „Emmie” irytowała mnie główna bohaterka i jej skłonność do kontrolowania otoczenia. Zakończenie da się przewidzieć istotnie niemal od razu, ale to jak z komediami romantycznymi – niby się wie, ale jednak nutka niepokoju pozostaje ;) Bardzo lubię za to ekranizację z Gwyneth Paltrow, ma kilka udanych scen.

    Odpowiedz
  15. Baardzo mi się podoba ta recenzja :). Czytałam już kilka powieści Jane Austen, ale Emma wciąż jakoś mi umyka. Muszę kiedyś po nią sięgnąć. Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  16. @Dabarai: Nie obwiniałbym tłumaczki za brak polotu „Emmy”, chyba jednak autorka tu zawiniła. Przekład natomiast uważam za udany.
    @Elenoir: oczywiście, że sobie wychowywał żonę. Historia i literatura znają takie przypadki, a w „Emmie” to dość topornie wypadło:)
    @Monani: DU, na pewno najlepsze, RR ma jednak trochę dłużyzn:)
    @Niedopisana: pierwsze zdanie DU to jest mistrzostwo galaktyki:) Nie jestem wielbicielem komedii romantycznych, więc obce jest mi to poczucie niepokoju, czy aby na pewno Ona wyjdzie za Tego Jedynego, Który Jest Jej Przeznaczony:P
    @C.S.: Dziękuję. Jeśli masz kolejkę książek do przeczytania, to „Emmę” możesz spokojnie utknąć gdzieś pod koniec szóstej dziesiątki:)

    Odpowiedz
  17. Rozglądam się po blogosferze, wchodzę na takie strony jak ta – i zaczynam się zastanawiać, czy moje czarne diagnozy dotyczące stanu umysłowego społeczeństwa faktycznie mają podstawy. Okazuje się, że w sieci jest mnóstwo miejsc, gdzie piszą ludzie, którzy mają coś do powiedzenia w sposób niebanalny – i niekoniecznie o „M jak miłość” albo kolejnej wampirycznej sadze. Republika filozofów, której dotąd nie dostrzegałam?

    Tyle refleksji ogólnej związanej z tym blogiem. Już ściśle na temat – oko mi zbielało, kiedy przejrzałam artykuły, a zwłaszcza częstotliwość ich zamieszczania. Teraz to ja się czuję zacofana w lekturze, choć mam wrażenie, że czytam na okrągło – w związku ze studiami.

    Zawstydzić polonistkę – bezcenne.

    Odpowiedz
  18. @M. Adamczyk: dzięki za miłe słowa, ale moje tempo czytania i publikowania naprawdę nie jest niczym niezwykłym, rzekłbym, że wlokę się w środku stawki:D O „M jak M” nie mogę pisać, bo od wieków nie oglądałem:P A w kwestii „Czarodziejskiej Góry” mam takie samo zdanie jak Ty:D

    Odpowiedz
  19. Ponoć w tym konkretnym przypadku autorka świadomie wykreowała sobie bohaterkę z góry skazaną na niełaskę czytelników. Kaprys czy nie, Austen właśnie taką nielubianą Emmę lubiła :)

    Odpowiedz
  20. Zgadzam się z Twoją opinią nt. Emmy. Mam podobne zdanie. Gdyby przeczytała tę książkę jako pierwszą, to całkowicie zniechęciłabym się do Jane Austen. A przecież niepotrzebnie, bo autorka jest warta bliższej znajomości. Przecież „Opactwo Northanger”, „Duma i uprzedzenie”, „Rozważna i romantyczna” oraz „Mansfield Park” to wyjątkowo dobre książki, ciekawie wykreowane postaci i fabuła.

    POwtarzam po innych, ale to naprawdę rzadkie, by mężczyzna prowadził bloga o książkach. Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  21. Mogę się tylko podpisać obiema rękoma pod wszystkimi komentatorami. Recenzja ciekawa i oddaje również moje zdanie na temat Emmy. Także nie polecam na książkę pierwszego kontaktu. Natomiast DU bardzo mi się podobała. Aby nie wbijać cię w dumę, abyś nie pękł napompowany pochwałami nie napiszę wcale, że bardzo mi się tu u ciebie podoba. Nie napiszę też, że facet czytający JA to rzadkość i nie napiszę, że sama chciałabym pisać takie recenzje. Pozdrawiam Guciamal

    Odpowiedz
  22. Powiem, że dawno już chciałam się zaznajomić z dziełami tej autorki.. Mam nadzieję, że niedługo uda mi się to zrobić. Dzięki twojej recenzji myślę, że nastąpi to o wiele szybciej niż miałam to w zamiarach ;)

    Odpowiedz
  23. Przepraszam za wydobywanie tematu sprzed kilku lat, ale „Emmę” przeczytałam kilka dni temu i w poszukiwaniu opinii znalazłam Twój wpis. Jako osoba wracająca do „Dumy i uprzedzenia” po kilka razy w roku, miło wspominająca „Rozważną i romantyczną” i bardzo zadowolona po lekturze „Perswazji”, muszę przyznać, iż mnie główna bohaterka tak zdezorientowała swoją osobowością, cechami i podejściem do życia, że jako czytelniczka czułam się rzucana od ściany do ściany. Nie wierzyłam (pozytywnie) w to, co czytam, gdy Emma tłumaczyła Harriet dlaczego nie musi przyjmować oświadczyn Roberta Martina. Jej stanowcze opinie typu „Nie musisz od razu mówić ‘tak’ pierwszemu lepszemu, który poprosi cię o rękę” sprawiły, że poczułam się jakbym czytelniczo przeniosła się o 200 lat później, a Emma w moich oczach wyrosła na pierwszą feministkę Highbury. Do czasu, gdy okazało się, iż miała na myśli „Nie musisz od razu mówić ‘tak’ pierwszemu lepszemu, który poprosi cię o rękę – masz się zgodzić na tego, którego ja ci podsunę, bo jak nie, to jednak lepiej by było wrócić do tego pierwszego, na nikogo bardziej godnego nie zasługujesz”. I tak było przez całą książkę. Tu człowiek czytał, jak Emma bierze na klatę swoją pomyłkę i idzie rozmawiać z Harriet, żeby stawić czoła konsekwencjom swoich nierozsądnych swatek (co wymagało i odwagi cywilnej, i wskazywało, że jednak jej na Harriet zależy), tam widział, jak się okopuje w swoim – ładnie przez Ciebie nazwanym – faszyzmie klasowym, opakowanym w mocno pozorną troskę o niby przyjaciółkę. Gdy na koniec zachodziłam w głowę, cóż to się takiego wydarzyło, że nagle z Emmy się zrobiła taka Elisabeth Bennet z rozsądnym podejściem do świata, ona wyskoczyła ze stwierdzeniem, że (SPOILER!) dobrze, że Harriet wyszła za Martina, w końcu jest córką kupca, więc nie mogłaby być żoną dżentelmena, a praca ją uszlachetni i nada jej właściwej pokory, która jest jej bardzo potrzebna. Ech… I to mówi ktoś, kto był święcie przekonany, że Harriet to świetna partia dla pastora i vice versa? I kto już z nadzieją doszukiwał się uczuć Harriet do Franka Churchilla? Do tego dużo jest w tej książce plotek dla plotek, opowiadania nic nie wnoszących do fabuły historii, przegadania, a wręcz przeględzenia w niektórych momentach. W pozostałych powieściach Austen przytaczane plotki były całkiem ważne – to z nich główne bohaterki dowiadywały się istotnych informacji o osobach, które je interesowały. Nawet gdy Elisabeth i Jane wysłuchiwały jak ich głupiutkie młodsze siostry plotą trzy po trzy, to się okazywało, że się dzięki temu doszły do nich wieści, że przyjeżdża pan Bingley, czy coś w tym stylu. A tutaj było tyle gadania o niczym, że aż mózg się lasował. Mam nieodparte wrażenie, iż „Emma” sprawdziłaby się dobrze jako komedia w stylu Fredry w kilku aktach – skupiona na pomyłkach i nieporozumieniach, uwypuklająca najbardziej charakterystyczne i karykaturalne cechy poszczególnych bohaterów, ze skróconą częścią plotkarską i z mocno okrojonym prezentowaniem przemyśleń protagonistki.

    Odpowiedz
    • Nie mam nic przeciwko odświeżaniu wpisów sprzed lat, tyle tylko, że moje wrażenia się w dużej części zatarły. Widzę jednak, że mamy dość podobne odczucia. Być może ekranizacje Emmy spełniają Twoje postulaty, niestety dotąd żadnej nie widzialem.

      Odpowiedz
      • Dziękuję za odpowiedź. Też nie widziałam żadnej ekranizacji, ale najnowsza wygląda dosyć komediowo. Sądząc po zwiastunach, jej twórcy nie poszli w realizm świata przedstawionego, tylko zastosowali pewną umowność i pewną wręcz karykaturalność do opowiedzenia tej historii. Jest więc szansa na to, że ilość Emmy w „Emmie” będzie tam odpowiednio mniejsza ;)

        Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.