W swojej czwartej powieści Sarah Waters porzuciła wiktoriańskie stylizacje i dekoracje, by przenieść bohaterów w czasy nam bliższe. Mamy Londyn, 1947 rok, niedługo po zakończeniu wojny, która mocno dała się we znaki wszystkim. Życie próbuje powoli wrócić w stare koleiny albo wyrzeźbić nowe. Dokoła gruzy, ograniczenia w zaopatrzeniu, a w tym wszystkim grupka ludzi, którzy wciąż żyją wspomnieniami z przeszłości, a równocześnie starają się odnaleźć w czasie teraźniejszym. Wszystkich łączą ze sobą więzy, o których początkowo nic nie wiemy, ale które aż nazbyt wyraźnie wyczuwamy. Rozplątywanie powiązań między postaciami okazuje się pasjonujące, szczególnie gdy nasze kolejne hipotezy i przypuszczenia autorka przewróci do góry nogami.
Puzzle bez połowy elementów
Jako pierwszą poznajemy Kay, kobietę pod czterdziestkę, która spędza dnie na włóczęgach po mieście albo obserwacji przechodniów. Co ma wspólnego z Helen i Viv, dziewczynami z biura matrymonialnego? Co ją łączy z Julią, autorką kryminałów, albo Duncanem, bratem Viv? Czemu życie Kay zdaje się stać w miejscu? Co stało się w przeszłości, że tak zobojętniała? Jaką tajemnicę kryje Duncan, a jaką traumę przeżyła Viv? Powoli będziemy odkrywać fragmenty losów wszystkich tych osób, nigdy jednak obraz nie będzie pełny: trochę jak w układance bez jednej trzeciej, a może i połowy elementów. Tu dostrzeżemy fragment krajobrazu, tam zarys budynku, ale z powodu dziury pośrodku będziemy się mogli tylko domyślać, co łączy te kawałki. Uruchamiamy wyobraźnię, ale kolejna garść puzzli dorzuconych przez autorkę każe zmieniać nasze wyobrażenia. Sarah Waters udała się rzadka sztuka – obszerna powieść w zasadzie nie ma tradycyjnej fabuły: żadnych awanturniczych przeżyć, żadnego knucia intryg, żadnych złowrogich czarnych charakterów czyhających na innych. Autorka odrzuciła to, co stanowiło w dużym stopniu o atrakcyjności jej poprzednich książek, by skupić się wyłącznie na relacjach międzyludzkich, pokazać podskórne napięcie między samymi głównymi bohaterami, między zasadniczą piątką postaci a postaciami drugoplanowymi, które okazują się ostatecznie niezwykle ważne dla zrozumienia postępowania i motywacji głównej piątki, ale także między nimi wszystkimi i Londynem, który staje się nie tylko tłem, ale i świadkiem, a niekiedy wręcz uczestnikiem wydarzeń.
Wojna i pokój
Waters bardzo udanie kreśli tło: oglądamy Londyn w trzech planach czasowych. Poznajemy mniej eleganckie ulice i dzielnice, w których obracają się bohaterowie, obskurne hotele i nędzne mieszkania, czujemy grozę nocnych nalotów i pożarów, oglądamy gruzy, słyszymy krzyki rannych, wdychamy tumany pyłu i dymu – tak wyglądała codzienność bohaterów przez kilka lat, z trudem więc wierzą w spokój powojennego miasta, szczególnie że co krok natykają się na ślady zniszczeń, na wspomnienia po tym, co minęło, a równocześnie próbują nadrobić czas zabrany im przez wojnę, kiedy nie mogli cieszyć się swoją młodością, albo przeciwnie: tęsknią za okresem, kiedy w ich życiu działo się coś ważnego. Kolejne części „Pod osłoną nocy” cofają nas w czasie. Dostajemy dzięki temu do ręki kolejne fragmenty układanki, widzimy bohaterów na innych etapach życia, które wpływały na ich przyszłość, stawały się źródłem traum albo romantycznych wspomnień, i stale zmieniamy swój stosunek do poszczególnych osób i nasze o nich opinie.
Obyczaje i uczucia
Waters swoim zwyczajem wiele miejsca poświęca kwestiom obyczajowym i ideowym: lesbijskim związkom i ich codzienności, traktowaniu pacyfistów w czasach wojny, przemianom, jakie konflikt zbrojny wymusił w społeczeństwie – choćby przejęciu przez kobiety męskich zajęć. Ale „Pod osłoną nocy” to też opowieść o uczuciach: które się rodzą i gasną, które potrafią zaskakiwać i które trwają, mimo iż druga strona nie zasługuje na uczucie. Nawet głęboka miłość poddana próbom może nie przetrwać: pojawi się ktoś atrakcyjniejszy i zburzy spokój albo wyobrażenia o partnerze czy partnerce rozwieją się w zderzeniu z nagłym wyzwaniem. Rezygnując z fabularnego sztafażu, Waters w pełni pokazała, co jest jej największą siłą: umiejętność pokazywania emocjonalnych napięć, jakie pojawiają się między ludźmi, subtelnych więzi, jakie ich łączą, i wszystkich drobnych niekiedy czynników, które te więzi zmieniają i potrafią też zmienić bieg całego życia. Śledzenie tych interakcji jest fascynujące i zaskakująco wciąga. Jeśli dodać do tego znakomicie nakreślone tło historyczno-topograficzno-obyczajowe, otrzymujemy powieść niemal bezbłędną.
Za mną dwie książki Waters i ciągle sobie obiecuję, że jeszcze do tej autorki wrócę, a Ty mi o tym przypomniałeś. Jak znów będzie można pójść do biblioteki, to coś wezmę. A który z przeczytanych tytułów polecasz najbardziej? Ja czytałam „Za ścianą” i „Złodziejkę” (którą ja obdarzyłam większą sympatią niż Ty, z tego co pamiętam).
Ja czytam wg kolejności wydawania, i Pod osłoną nocy najlepsze, drugie miejsce Niebanalna więź.
Przeczytałem „Za ścianą” i przyznam, że byłem pozytywnie zaskoczony (na ile pamiętam). Właśnie tą umiejętnością ukazywania koneksji między osobami, niepisania wprost o sprawach, które mimo to wydają się oczywiste. Kociołek emocji. Aż dołożę na półkę w Legimi. O, ciekawe czemu ma tam tak niskie oceny? :P
Na LC też ma niskie, czytelnicy chyba woleli powieści płaszcza i szpady w wykonaniu Waters, a nie takie psychologizmy :(
To mnie teraz zaskoczyłeś i zaciekawiłeś. Płaszcz i szpada? Kiedyś miałem okres dumasowski :P
No, szpad nie ma, ale płaszczy całkiem sporo :) Do tego zamienione dzieci, tajemnicze listy, dziewice siłą zamykane w szpitalach psychiatrycznych, kolekcje erotycznej literatury…
To Kitkowi może podsunę :P
Sam też poczytaj :)
Przeczytałam całą, całkiem dobra książka.
Nie znam twórczości tej autorki i nie przypominam sobie, żebym o niej cokolwiek słyszałam. Tymczasem książka zapowiada się wpasowywać w moje upodobania literackie. Lubię psychologiczną literaturę.
Zachęcam do sięgnięcia, bo warto.
Powieść niemal bezbłędna – to się nazywa rekomendacja!.;) Zawsze wydawała mi się najbardziej nęcąca z książek tej autorki, może wygrzebię ją ze stosu. Czytanie o latach powojennych w UK jest w ogóle pociągające, nie sądzisz?:)
Jeszcze tydzień temu napisałbym, że bezbłędna, ale trochę mi przeszło :) Ale pochłonąłem bez tchu, żałowałem, że nie mogę nocy zarwać. Londyn to w ogóle jest szalenie literackie miasto, ale faktycznie wojna i okres po są bardzo interesujące. Niestety poza Waters i Zawołajcie położną chyba wiele więcej nie czytałem. No i Herriota.
Ja dziś będę grał w „Londyn” Martina Wallace’a :) Ale to będzie odbudowywanie po wielkim pożarze z 1666 roku :D A tak poważniej to kiedyś przymierzyłem się do Ackroyda, ale sklęsłem jakoś blisko początku :P
Londyn za Pepysa też fajny :) Uważaj na nocniki i kominki.
Pamiętam. Tego się nie da odpamiętać :D
Ale jest przynajmniej jakiś pożytek z czytania klasyki :)
Polecam w takim razie Kate Atkinson – Jej wszystkie życia i Boga pośród ruin. M.in. opisane są bombardowania Londynu. To są dopiero książki, od których nie można się oderwać (zwłaszcza pierwsza).
A dziękuję. To kryminały?
Nie, z zasadzie głównie obyczajówki;)
O, to insza inszość. Ale widziałem, że ją Czarna Owca w Czarnej Serii wydawała.
Tak szybko Ci przeszło?:)
Z ostatnich książek interesujące mogą być „Światła wojny”, bo Ondaatje to zacny pisarz. „A far cry from Kensington” Spark jest jak najbardziej godne polecenia.
Nie, przemyślałem lekko różne drobiazgi. Ale ocena wciąż bliska maksymalnej. Dzięki za podpowiedzi.
Ja mam swoje typowe pytanie zadawane, gdy nie znam nic autorki/a… Od czego zacząć? Jest jakaś różnica, czy polecasz wszystko?
To zależy od klucza, według jakiego chcesz poznawać autorkę. Pod osłoną nocy najlepsze z tych, któe dotąd przeczytałem, ale taka Złodziejka ma swoich fanów, bo ma pokręconą akcję z rozmaitymi zwrotami i może się podobać (mnie się średnio podobała). Niebanalna więź z kolei ma gotycki klimat, a Muskając aksamit brawurę i wady debiutu :)