Nadrabianie powakacyjnych zaległości w pracy skończyło się jak zwykle wrażeniem, że wirujące coraz szybciej wokół swojej osi zwoje mózgowe wyparują mi przez uszy. W takich momentach niezbędny jest całkowity reset rozgrzanego umysłu. Debiutancka powieść Martyny Raduchowskiej okazała się idealna do tego celu, zapewniwszy mi dwa dni beztroskiego wytchnienia.
Ida Brzezińska pochodzi z wpływowej rodziny czarodziejów, sama jednak nie wykazuje żadnych magicznych uzdolnień. Co więcej – wcale nie chce ich wykazywać. Ma zamiar pędzić życie normalnego człowieka i uwolnić się od ciążących na niej powinności wynikających z rodzinnych tradycji. Na pozór jej się udaje. Wyjeżdża na studia, zamieszkuje w akademiku i nagle okazuje się, że nawet bez nadużycia alkoholu czy trawy widzi zmarłą tragicznie dziewczynę, o wyłażących z sufitu demonach nie wspominając. Właściwie to nic takiego, ale jednak nieco utrudnia codzienne funkcjonowanie. Nadmiar widywanych duchów nie sprzyja skupieniu na zajęciach z psychologii poznawczej. Bliska załamania nerwowego Ida udaje się do swej ciotki, która zwyczajem starych ciotek ukazała jej się w lustrze i kazała bezzwłocznie stawić się u siebie. Zupełnie niemagiczna Ida dowiaduje się, że mimo wszystko nie wyrodziła się całkiem – ma mianowicie zdolności medium. Energiczna krewna przystępuje do szkolenia dziewczyny, która musi się nauczyć odnajdywać w nowej roli – szamanki od umarlaków, odpowiedzialnej za przeprowadzanie dusz zmarłych na drugą stronę.
Akcja przyspiesza, gdy Ida dostaje swoje pierwsze zadanie: zająć się przeprowadzeniem duszy mężczyzny, który dopiero zginie w niejasnych okolicznościach. Świeżo upieczona szamanka zamieszkuje więc obok podopiecznego i zaczyna odkrywać szokujące fakty. Dokoła śmierdzi czarną magią, a tu i ówdzie z kąta pysk wystawia wyjątkowo paskudny demon. Znienacka humorystyczna opowieść o niedoświadczonym medium zmienia się w pełnowymiarowy horror ze wszystkimi Mastertonowskimi rekwizytami w rodzaju luster stanowiących bramy do piekieł, a dziewczyna traci kontrolę nad sytuacją i ratują ją dopiero aurorzy z Ministerstwa Magii, to znaczy eee… funkcjonariusze Wydziału Opętań i Nawiedzeń. Ida musi jeszcze posprzątać bałagan po swoich amatorskich wyczynach. Zakończenie, jak to w porządnym horrorze, pozostaje otwarte i daje szansę dopisania ciągu dalszego.
Martyna Raduchowska stworzyła przyzwoitą powieść rozrywkową, niezbyt może miejscami oryginalną, za to niewątpliwie wciągającą, napisaną językiem potoczystym i potocznym. Co prawda wolałem początkową część, obyczaj ze sfer magicznych, w której pierwsze skrzypce grała rewelacyjna ciocia Tekla, ale i potem nie było najgorzej. Najsłabiej wypadły sceny walki z demonami piekieł, gdyż Mastertona trudno przeskoczyć. Finał powieści nieco się rozszedł w szwach, być może jednak autorka nadrobi to w kontynuacji. Bo rzecz idealnie nadaje się na cały cykl – byle tylko Raduchowskiej nie zabrakło pomysłów. Osobiście odradzałbym brnięcie w horror, jest jeszcze kilka możliwości. Najbardziej kuszącą nazwałbym magicznym obyczajem z nutką humoru i dreszczykiem.
Rzadko mi się zdarza, żeby w chwili, gdy muszę zażyć rozrywki w czystej formie, trafiła się tak doskonała do tego celu książka. Grzechem byłoby więc wybrzydzać, co się ubawiłem, to moje, zwoje mózgowe też jakby ochłonęły i zaległą pracę udało się skończyć.
Martyna Raduchowska, Szamanka od umarlaków, Fabryka Słów 2011.
Za przesłanie książki dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 382 razy, 1 razy dziś)
Mam przeczucie, że „Szamanka…” jest trochę w stylu cyklu o wiedźmie Olgi Gromyko, którego jeszcze nie czytałam, ale słyszałam o nim sporo pozytywnych opinii.
Bardzo lubię książki fantastyczne, w których magia przynajmniej w minimalnym stopniu splata się z humorem, a powieść Raduchowskiej najwyraźniej taka właśnie jest.
Owszem, jest taka. O Gromyko nie słyszałem, ale zapamiętam na wypadek, gdyby mi znowu groziło rozgrzanie zwojów:) Na fali ich studzenia opracowałem jeszcze pierwszy tom „Felixa, Neta i Niki” Rafała Kosika i jestem lekko nieprzytomny z zachwytu, a ponoć pierwszy tom to słabizna w porównaniu z następnymi. Już się cieszę na kontynuację:D
Szamanki nie czytałam, ale Gromyko obie części tak, i o ile faktycznie jest tam bardzo humorystycznie i przygodowo, to horroru nie kojarzę. Czytało się błyskawicznie i bardzo przyjemnie :)
Przynajmniej (sądząc z okładki), panna nie ubiera się jak Jennifer Love Hewitt w „Zaklinaczce duchów”, a to już duży plus :) Ja jednak podziękuję i poszukam humoru gdzie indziej :)
Już jakiś czas temu wypatrzyłam tę szamankę, ale ciągle miałam obawy, że nie przypadnie mi do gustu. Teraz czytając twą recenzję widzę, że niepotrzebnie się martwię, gdyż ,,Szamanka” jest rewelacyjna. Zatem czas najwyższy się o tym przekonać.
@Viv: dwa głosy dla Gromyko, postaram się zdobyć:)
@Bazyl: daj znać, gdy znajdziesz coś zabawnego, tego nigdy za wiele:) (Słonimski rządzi:P)
@Cyrysia: przyjemnej lektury:D
~ Zacofany.w.lekturze
Jestem szczęśliwą posiadaczką dwu powieści Gromyko i istnieje szansa, że je kiedyś przeczytam, aczkolwiek termin jest bliżej nieokreślony. :) Na pewno podzielę się wrażeniami.
Jest jeszcze „Moja żona wiedźma” Andrieja Bielanina, którą też mam i która też zapowiada się humorystycznie.
„Felix, Net i Nika” już namierzeni w szkolnej bibliotece. :)
~ Viv
O, to bardzo dobra wiadomość! Ostatnio zwróciłam uwagę na to, że cykl Gromyko chyba się rozrósł, bo mi gdzieś mignęła „Wiedźma opiekunka”. :)
@Lirael: Bielanina znam „Miecz bez imienia”, sympatyczne czytadło. Na wrażenia z „Wiedźmy” będę czekał. Opinii o Felixach jestem bardzo ciekawy:)
Pod wpływem notki z Księgogrodu miałem właśnie rozejrzeć się za Wiechem, ale nie chciało mi się iść do biblioteki i czytam jakiś wygrany od IK polski thriller :) Akcja prostowania trwa :)
@Bazyl: jak Wiech, to najlepiej „Cafe Pod Minogą”:D
Znaczy, ja Wiecha częściowo znam, więc poszukam czegoś mniej bestsellerowego :D
A to przepraszam:) Mało bestsellerowa jest druga część „Cafe” – „Maniuś Kitajec i jego ferajna”. Bestseller mniejszy, ale i powieść słabsza.
Ale „Cafe pod Minogą” mogę sobie przecież obejrzeć, bo jeszcze nie miałem okazji :D
No to koniecznie i obowiązkowo:))
Ja też już zaczynam potrzebować resetu, a pracę na dobre zaczynam dopiero w październiku. Po podobne książki sięgam w takich sytuacjach, więc będę miała na uwadze ten tytuł. Wiedźma W.Redna Olgi Gromyko, jest studentką o bujnych rudych włosach, co to i bimbru się napije i nieboraka z tarapatów wyciągnie. Na potrzeby resetu – pozycja idealna :)
@Grendella: dzięki za rekomendację, Gromyko zaczyna się robić autorką pierwszej potrzeby:))
o, a ja nie dałam rady skończyć.
Padłam na tych demonach wysuwających pyski z kątów i tych lustrach jako bramach światów.
Wydało mi się to tak absurdalne, że dałam sobie spokój z czytaniem.
No dobra, jeśli kiedyś zabraknie mi czytania i zechcę wrócić do jakiejś książki i jednak ja przeczytać, to Raduchowska stoi na drugim miejscu zaraz po Hobbicie – to mnie też pokonało.
@Joanna: czytałem o Twoich bojach z Raduchowską:) Hobbit mniej wciągający (teraz się posypią kamienie:P).
Kamienie nie:)
Ja sama nie rozumiem, dlaczego Trylogia Władcy Pierścienia mnie zachwyciła, a Hobbita nie dałam rady przebrnąć. I żeby nie było – próbowałam 4 razy!
A ja Hobbita przeczytałem bez zachwytu i trylogię sobie odpuściłem:P Natomiast podziwiam samozaparcie:)
Chyba spróbuję piąty raz:) Kusi mnie…
Do ośmiu razy sztuka:))
Lirael
Zawód Wiedźma to jedna powieść w dwóch tomach, a Wiedźma Opiekunka to jej kontynuacja – też w dwóch tomach, przynajmniej o ile dobrze kojarzę. Obie czytałam. Cykl jest dłuższy (tyle wyśledziłam na stronie autorki), ale nie kojarzę kolejnych tytułów po polsku.
Chyba nigdy się nie przemogę. Jakoś nie nęcą mnie wiedźmy, wilkołaki, wampiry i inne „stephenie”
:-) Ja zwyczajnie boję się bać.
Nie namawiam w takim razie, chociaż specjalnie nie ma się tu czego bać:)
Streszczenie czy recezja? Bo ja widzę to pierwsze i gdybym wcześniej nie przeczytała „Szamanki…”, to byłabym wyjątkowo niezadowolona z przedstawienia mi niemal całej fabuły.
nika
@Nika: Twoje prawo być niezadowoloną:P Może właśnie dlatego, że czytałaś, byłaś w stanie sobie dośpiewać szczegóły, bo starałem się być nader oględny.
Wierzę, że trudno napisać dobrą recenzję, która zadowoli wszystkich. Ta jest ładnie i żywo napisana, szczerze się z nią zgadzam, ale i tak uważam, że pozbiawiłeś część osób elementu zaskoczenia.
2. Co do opinii, że humor jest bliski twórczości Olgi Gromyko, to potwierdzam :D.
nika
Ukryłem wszystkie największe, moim zdaniem, smaczki, ale jak słusznie zauważyłaś, wszystkich nie można zadowolić:)
BRZEZIŃSKA! Nie Brzozowska!
Faktycznie, zawstydzony poprawiam.